W sercu Urzecza

Uroczystość w Cieciszewie już za nami, a dzięki organizatorom stała się przede wszystkim świętem lokalnej społeczności. Lecz muszę przyznać, że z mojego punktu widzenia, jednym z najbardziej miłych akcentów był ten, który dla innych przemknął kompletnie niezauważony. Cieciszew odwiedzili bowiem niejako incognito, nie afiszując swej obecności, trzej członkowie Towarzystwa Przyjaciół Karczewa. Wizyta ta tym bardziej nabiera znaczenia, wraz z niedawnym spotkaniem burmistrzów obu sąsiadujących gmin na Wiśle w trakcie Flis Festiwalu, iż przywołuje pamięć o nie tak dawnej, lecz już zapomnianej wspólnej historii tych okolic. Czytający tego bloga wiedzą, że przypominam co jakiś czas przewóz w Gassach oraz Karczew pokazując bliski związek obu brzegów Urzecza, który trwał przez stulecia. Acz jak kiedyś wspominałem sam traktuję rzekę jako granicę, a gdy zaczynam wspominać o historii tych okolic, odruchowo myślę o obszarze leżącym na lewym brzegu, od Wilanowa po Górę Kalwarię. Nie tylko ja mam ten problem, lektura książek o historii miejscowości prawobrzeżnego Łurzyca, takich jak Otwock, Zerzeń czy Karczew wskazuje na podobny sposób myślenia ich autorów, jakby rzeka była murem, za którym zaczyna się inny świat. A przecież w ubiegłych wiekach Falenica należała do Bielawy, Świder do Obór, a Karczew był sercem tych ziem. Stąd właśnie wizyta przedstawicieli TPK miała tak duże znaczenie…

Karczew od wieków był punktem odniesienia dla miejscowości leżących na obu brzegach Wisły, stąd nazwanie go przeze mnie jednym z serc Urzecza. W Zerzeniu trakt prowadzący przez osadę zwano karczewskim, Gliniankę (Wawrzyńców) określano jako miasto na trasie z Mińska do Karczewa, nie wspominając o drodze przez Obory, również znaną jako droga do Karczewia, do którego przeprawiano się przewozem. W roku 1548 Karczew stał się miastem i choć po Powstaniu Styczniowym prawa miejskie mu odebrano, pozostał najważniejszym punktem handlowym na mapie tej części Łurzyca. W poniedziałki organizowano tam jarmarki, a targi w każdy piątek. Stąd dla okolicznych wsi stał się głównym rynkiem zbytu, a starsze pokolenie po dziś dzień wspomina o skupowaniu trzody i przetwórstwie mięsa za Wisłą, gdy karczewscy handlarze, szczególnie żydowscy, krążyli po wsiach lewego brzegu, docierając nawet na jarmark w Piasecznie, aby kupić żywiec. To w Karczewie pieniądze zarobione na sprzedaży owoców w Otwocku wydawali mieszkańcy Słomczyna i Cieciszewa, którzy powracając do przewozu byli tam częstymi gośćmi. A inne okoliczne wsie, w których, prócz truskawek i jabłek tak chętnie kupowanych w letniskach linii otwockiej, uprawiano również warzywa, sprzedawały je na targu w Karczewie. Targ w Skolimowie nigdy nie stał się tak dochodowy i opłacalny.

Napis na cokole figury ustawionej w pobliżu karczewskiego kościoła, pamiątka handlowej świetności miasta. Uwagę zwraca również zastosowana odmiana nazwy miejscowości, będąca w częstym użyciu na lewym brzegu i wielu dawnych dokumentach, prostowana przez mieszkańców, bowiem właściwą odmianą jest “Karczewa”. Tu jednak zastosowano gwarową łurzycką wymowę najwyraźniej powszechnie używaną jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym.

Lecz Karczew i jego okolice to nie tylko handel, również bliskie związki rodzinne.  Masikowie z Powsina, Olszankowie z Kozłowa i Obór, Grzankowie, Ćwiekowie, Cynakowie to rody biorące wieki temu początki na lewym brzegu kapryśnej Wisły. Obecnie nazwiska te występują po obu stronach rzeki, z przewagą prawego. Wiele tutejszych rodzin posiada zawiślańskie związki w Karczewie i okolicach; czy to w Nadbrzeżu czy Otwocku Wielkim.

Karczewski kościół nierzadko przejmował w historii tych ziem rolę parafii cieciszewsko-słomczyńskiej, o czym świadczą wpisy w księgach parafialnych. W roku 1794 po przemarszu wojsk rosyjskich kościół w Słomczynie w zasadzie przestał na kilka miesięcy funkcjonować, a sakramentów dokonywano w Karczewie. A jak wspominają najstarsi mieszkańcy naszej gminy, jeszcze przed wojną zimową porą, łatwiej było z Opaczy, Ciszycy, Łęgu, Czernideł i Gassów chodzić na nabożeństwa do Karczewa. Po przejściu przez lód trafiało się na wyjeżdżoną wozami drogę w nieistniejącej już wsi Przewóz, która obecnie jako ulica Wiślana prowadzi nadal to tamtejszego kościoła. Droga w kierunku Słomczyna aż do Piasków i Cieciszewa była w dużej mierze nieprzejezdna z powodu śniegowych zasp, bowiem rzadko nią uczęszczano tą porą roku. I tak było też w wiekach wcześniejszych. Lecz latem między obiema parafiami chodziły procesje na odpusty w obu kościołach. A odpust św. Wita, patrona karczewskiego kościoła,  z towarzyszącymi mu atrakcjami, po dziś dzień wspominany jest w Gassach i okolicznych wsiach. Kramy umożliwiały zakup wielu rzeczy, które pojawiały się na jarmarkach i targach.

Zanikające drewniane budownictwo Karczewa na pięknych rysunkach Bogdana Trzepałki, których tekę można było nabyć na tegorocznych Dniach Karczewa.

Ciekawym zbiegiem okoliczności są także bardzo zbliżone daty w historii obu wiślanych brzegów. Kościół w Słomczynie Wielopolscy wznieśli w latach 1717-1725, zaś Bielińscy w Karczewie w latach 1730-1737. Pałac Oborski powstał w latach 1680-1688 a w Otwocku Wielkim w latach 1681-1689, w obu wypadkach autorstwo projektu przypisuje się Tylmanowi z Gameren. Zresztą na obu brzegach powtarzana jest ta sama legenda, iż groble pod budowę pałaców sypali tureccy jeńcy. Legenda, która jak dotąd nie znalazła żadnego potwierdzenia. Los sprawił zresztą, że w roku 1805 pałac w Otwocku Wielkim przeszedł z rąk Bielińskich, a w roku 1806 pałac w Oborach z rąk Wielopolskich. Wszystko to ukazuje nam jednak bliskie związki i wzajemny wpływ na siebie łurzyckich brzegów. „Chodzenie” Wisły i regulacja rzeki wraz z budową wałów pozostawiły przy Karczewie wiele pól należących do wsi Gassy. Acz podczas budowy wałów w dobrach wilanowskich to właśnie Karczew stał się jednym z głównych miejsc zaopatrzenia w faszynę, którą po zakupie od tamtejszych Żydów, łatwo spławić było galarami w kierunku wsi Siekierki.

Oczywiście nie byłoby tych związków, gdyby nie przewóz, który łączył oba brzegi. Kto był na Flis Festiwalu mógł posłuchac nieco o jego historii, ja wspomnę jedynie, iż prócz przewożenia furmanek na targi i jarmarki, oraz odwiedzających się rodzin zawiślańskich, jeszcze po wojnie pływali nim zawodnicy piłkarskiego klubu LKS Mazur z Karczewa. Z Gassów furmanką jechali dalej na Plac Sportowy do Skolimowa, na mecz ligi okręgowej.

Trzy ganki – Cieciszew, Otwock Wielki i Karczew (zdjęcie nr 1 Adam Zyszczyk)

Ostatnio zacząłem także zwracać uwagę na ciekawe związki budownictwa na obu brzegach. Prócz wyraźnych wpływów olęderskich w nadwiślańskim budownictwie, w Karczewie, Otwocku Wielkim, Cieciszewie, Czersku oraz starej części Jeziorny dostrzec można jeszcze kilka drewnianych domów wyposażonych w charakterystyczne drewniane niezabudowane ganki. Wyposażone w drewniane ławeczki przypominają nam o zapomnianym aspekcie przedwojennego życia, kiedy można było przysiąść i obserwować ulicę. Świadczy to też o specyficznym charakterze Karczewa, który mimo utraty praw miejskich zwany był nadal miastem, lecz życie biegło w nim w sposób podobny to tutejszych wsi mimo, iż większość mieszkańców nie uprawiała roli. Oczywiście ganki to stały element ówczesnych domów, lecz warto zwrócić uwagę na podobieństwo ich wykonania po obu stronach rzeki, co także pokazuje nam zasięg wzajemnych wpływów i bliskie związki obu brzegów. Zresztą Karczew swoją zabudową i rozplanowaniem przypomina bardziej inne łurzyckie osady, niż miasta takie jak Piaseczno czy Góra Kalwaria. Do zakończenia drugiej wojny światowej dominowało tam drewniane budownictwo i niska zabudowa. Wciąż znajdziemy w mieście wiele takich domów, to zaprzestano ich budowy po wojnie, kiedy zapanowała moda na murowane domy z czerwonej cegły. Choć mieszkańcy Karczewa wspominają, iż dostarczano ją wozami z Warszawy jako rozbiórkową, to na lewym brzegu historię zapamiętano inaczej. Ponoć przez przewóz wciąż krążyły furmanki z cegielni w Oborach, dla której w latach czterdziestych i pięćdziesiątych Karczew stał się głównym rynkiem zbytu, a jego mury zbudowano z oborskiej cegły.

Ganek w Jeziornie na ulicy Niskiej, co ciekawe skierowany w stronę ówczesnego koryta rzeki (zdjęcie pożyczone z forum konstancin.com, niestety gęsta roślinność uniemożliwiła mi wykonanie lepszej fotografii). Obok ganek w Czersku z wyraźnie widocznymi inspiracjami świder-majerowymi. Na obu brzegach Urzecza występują te same wzory (zdjęcie ze strony Towarzystwa Przyjaciół Świdra)

Obecnie oba brzegi Urzecza są rozdzielone mimo wieków wspólnej historii. Którą mam nadzieję uda się spisać kiedyś i opracować…


Do poczytania i pooglądania:

  • Karczew. Dzieje miasta i okolic, red. L. Podhorodecki, Karczew 1998
  • Mój Karczew. Zeszyt drugi, rysunku Bogdana Józefa Trzepałki, Karczew 2013

A teraz nastąpi przerwa, bowiem nadeszły wakacje, a autor bloga odczuwa nieco zmęczenia, gdyż wpisy będące czymś w rodzaju esejów historycznych wymagają nieco nakładu pracy, stąd i potrzeba odpoczynku. W nadchodzących dniach dodam jeszcze spis treści dotychczasów wpisów. Do normalnej działalności blog wróci między wrześniem a październikiem. Jako, że zaniedbałem ostatnio nieco na rzecz ziemi czerskiej leżącą po drugiej stronie Jeziorki ziemię warszawską z Jeziorną, Bielawą, Skolimowem i Okrzeszynem, to będzie nieco więcej na ich temat. A w międzyczasie kilka wpisów natury wakacyjnej, czyli sensacji godnych sezonu ogórkowego oraz ciekawych rzeczy, które można zobaczyć w tych okolicach. Ale na razie pora odpocząć…

Może ci się także spodobać...