Moczydłowskie awantury

Zgodnie ze zwyczajem bloga pora na dokument źródłowy. Tym razem cofniemy się do końca XVIII wieku, bowiem z tego okresu pochodzi niezwykle ciekawa notatka znajdująca się w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych. Dokładnej daty jej sporządzenia nie znamy, acz musiało to nastąpić tuż przed rokiem 1795. Nie wiadomo, kto pośpieszył z uprzejmym donosem do zarządcy dóbr oborskich, prosząc o instrukcje jak poradzić sobie w niezwykle trudnej sytuacji, bowiem podpisu pod dokumentem nie złożył. Jak opisywał w książce o Łurzycu Łukasz Maurycy Stanaszek, tutejszych mieszkańców cechować miała szczególna porywczość charakteru, być może spowodowana wielowiekowymi kontaktami i mieszaniem genów z flisakami oraz orylami. Zresztą wielu starszych łurzycoków po dziś dzień wspomina ze swej młodości mieszkańców okolicznych wsi, którzy wypiwszy rwali się do bitki, a zamieszkujący choćby Opacz czy Bielawę wymieniali w ten sposób poglądy z mieszkańcami Okrzeszyna i Wilanowa w trakcie zabaw na dechach. W tym wypadku cechy takie zaprezentowali chłopi z klucza oborskiego, choć trudno ocenić czy charakteryzuje ona porywczy charakter mieszkańców Urzecza, czy też zwykłą karczemną awanturę, jakich w Polsce bywało wiele.

Jaśnie Wielmożny Panie y Dobrodzieju!

Przyjechawszy do Góry dowiedziałem się o kazusie okropnym, który opisuję Panu. Dnia wczorajszego na pojarmarczu chłopi z Oborszczyzny naszli Żyda moczydłowskiego w karczmie Pod Pijarami [należącej do] Jaśniewielmożnego Księdza Biskupa. Wiele sobie pozwalali, naczynia tłukli, trunki rozlewali y na ostatek fanty pozabierali. Żyd dał znać do Moczydłowa, dyspozytor posłał pisarza z ludźmi. Pisarz zabrawszy wóz z temi rzeczami kazał położyć człeka jednego y drugiego na drodze y kazał ich bić. Chłopi zobaczywszy, że ich kolegów biją, wrócili się do karczmy i zaczęli zabijać moczydłowskich, jednego na śmierć zabili i wielu poranili i pisarzowi się dostało, żeby zaś miasto nie dało pomóc, byliby może wszystkich pozabijali. Wzięto sześciu do kozy w Górze, nie ma jedney rekwizycji z Obór, ten człek zabity także nie porachowany. Miasto przychodziło do dworu co z temi ludźmi robić co siedzą w więzieniu miejskim więc upraszam Jaśnie Wielmożnego Pana o poradę jak postąpić z tymi ludźmi y zabitym, więcej nie ma jak tylko pod stopy pańskie wyznać winę.

[Postscriptum]

Jaśnie wielmożnego Pana dobrodzieja zasyłam poddanych. Kleczewski panu opowie lepiej i Lenart bo był przytomnym.

Jak przystało na gniewnych łurzycoków poddani dworu w Oborach, czyli wsi położonych od Słomczyna aż po Jeziornę i nadwiślańską Ciszycę, po zakończonym jarmarku w Górze Kalwarii, obili innych łurzycoków, a następnie zdemolowali karczmę położoną między Moczydłowem a Górą Kalwarią. Czy Żyd chrzcił gorzałkę, czy też okazała się dla nich zbyt mocna, trudno stwierdzić. Dość, że na drodze do Góry Kalwarii po bójce ostał się trup, stąd też oczekiwano, iż dwór w Oborach pokryje straty związane ze śmiercią i zniszczeniami… Co przekazali po powrocie z liścikiem do dworu w Oborach najbardziej trzeźwi podczas powyższego zdarzenia oborscy poddani, czyli Kleczewski i Lenart, pozostanie na wieki tajemnicą. Oczywiście zapewne wersja tego co się wydarzyło w Moczydłowie była zapewne jak najkorzystniejsza dla nich… Sądząc po nazwisku Lenart był zapewne potomkiem któregoś z olęderskich osadników przybyłych tu w pierwszej ćwierci wieku XVII, nazwisko to pojawia się na tych ziemiach już od XVII wieku, zatem na Urzeczu mieszkał od dawna.

Jak więc widzimy, czy to XVIII czy XXI stulecie niewiele się zmienia, gdy a to jakiś Bartek walnie Maćka sztachetą na wiejskiej zabawie a konto Kaśki, a to w nocy z piątku na sobotę spotkają się pod sklepem nocnym dwie wesołe grupy i nakładą sobie nieco po twarzach. I w Polsce i na Urzeczu od wieków bez zmian…


Źródła i literatura:

  •  AGAD, Obory

Może ci się także spodobać...