Niemcy we wsi (2)

Nim podążymy dalej z opowieścią o założeniu niemieckich wsi w tych stronach, wyjaśnimy jeszcze dwie kwestie. Pierwszą podniesiono w komentarzu na facebookowym profilu bloga, wskutek posłużenia się przez mnie zdaniem, iż w Prusach bagna zostały dawno osuszone. Oczywiście nie wszystkie, lecz nie ulega wątpliwości, że w zagospodarowaniu nieużytków kraj ten przodował, Polskę nadal zaś jak przed wiekami, pokrywały lasy i łęgi. I właśnie na zagospodarowanie tych ostatnich położono nacisk, chcąc przekształcić je w pastwiska i pola uprawne. Bowiem czasy, kiedy ziemie Rzeczpospolitej stanowiły spichlerz dla Europy Zachodniej odeszły dawno w zapomnienie, rolnictwo było ze swą gospodarką folwarczno-pańszczyźnianą zupełnie przestarzałe. Nic więc dziwnego, że osadnictwo olędrów trafiło na tak żyzny grunt, przynosząc żywą gotówkę i pokazując dodatkowo, że możliwe jest gospodarowanie w rozlewiskach rzek. Właśnie takie miejsca przeznaczono dla osadników, którzy mieli rumować, czyli karczować leśne areały nieprzynoszące dochodu. Na marginesie dodam, że problemu wówczas nie udało się rozwiązać, ale ziarno zakiełkowało. W roku 1809 w broszurce wydanej w Księstwie Warszawskim na polecenie Ministra Sprawiedliwości zalecano osuszanie łęgów. Zapewne wpływ miał tu fakt, iż Napoleon nie był w stanie wyżywić swej armii w tej części Europy.

Ciekawy jest fakt, że dla pruskich władz olędrzy byli częściowym utrapieniem, mimo iż de facto zagospodarowywali tereny dotąd leżące odłogiem. Przyczyna leżała w systemie emfiteuzy, czyli kontraktów jakie spisywali obejmując dany teren w dzierżawę, obowiązującym od lat w Prusach, boleśnie uderzającym zaś w nieznających tego systemu prawnego Polaków. Powyższe powodowało, że dany obszar przechodził we władanie dziedziczne, a po upływie terminu zagospodarowania płacone były niewielkie czynsze. Szlachta odkryła ponadto, że przybyszy nie można zmusić do pańszczyzny, zaś próby zwiększania czynszu okazywały się spełzać na niczym. Olędrzy zawsze posiadali kontrakty, którymi umiejętnie posługiwali się przed sądem. Dopiero po latach odkrywano co oznaczały zapisy w umowach, procesy przegrywano jeszcze w połowie XIX wieku. Kacper hrabia Potulicki musiał pogodzić się z faktem, iż spisany ponad 80 lat wcześniej kontrakt z Kępy Oborskiej pozostaje w mocy, a olędrzy wnosili mu opłatę określoną w roku 1773, nie uwzględniającą upływu czasu. Na marginesie zauważę, że szczęśliwy to świat, co nie przewidywał inflacji…

„Prawa i obowiązki tych, co do osoby wolnych i tylko czynsz płacących ani odbywających pańszczyzny włościan posiadaczy gruntu pod ogólne zasady podciągnąć się nie dadzą, przywileje ich bowiem i nadania bardzo nierówne takowe oznaczają” napisał jeden ze współczesnych pruskich urzędników, stąd też gdy kanceliści analizowali sposób uzyskania zysków z nowej prowincji Prus Południowych, jako jedną z przyczyn małych dochodów wskazali olędrów, a dokładniej przegrywane z nimi przez Polaków procesy o zaciągi. Zresztą jeden z tytułów ówczesnych artykułów prasowych jest aż nadto wymowny: „Sposób podźwignięcia dóbr południowo-pruskich podupadłych z przyczyn  przegranych procesów o zaciągi”.

Krzyż wyłowiony w roku 2012 przez Jacka Andrzejaka z Jeziorki nieopodal Chylic okazał się pochodzić z grobu potomka niemieckich kolonistów zmarłego w roku 1882. Do dziś nie wiadomo jak się znalazł w wodzie. Tutejsze tereny mają sporo takich opowieści.

Mimo wszystko jednak działalność olędrów w zagospodarowaniu oceniono pozytywnie. Pruski minister Schulenburg-Kehnert uważał nawet, że powinno dać się możliwość nabycia ziemi olędrom, którzy posiadali mały kapitał, który „przejadali”, bowiem nie mieli możliwości nabycia odpowiedniego gospodarstwa. Ci ludzie zdaniem ministra zasługiwali na szczególne poparcie, bowiem nie będą potrzebować finansowego wsparcia od państwa, zatem będą doskonałymi kolonistami. Znali się dobrze na uprawie roli w miejscowych warunkach i mogą służyć za wzór ludności polskiej, jak argumentował. Ostatecznie zwyciężyła jednak opcja sprowadzenia przybyszy z Nadrenii, którzy zgłosili się na wezwanie posłanych werbowników. Jak pamiętamy akcja kolonizacyjna ruszyła w roku 1799.

W kolejnej części napiszę wreszcie o założeniu tutejszych wsi, na razie jednak garść liczb. Sprowadzanie osadników trwało do roku 1806, kiedy dzieje Prus Południowych dobiegły końca wraz z grudniem i przybyciem Napoleona do Warszawy, a także wjazdem marszałka Masseny na rynek w Piasecznie. Według spisu z roku 1808 dla departamentów warszawskiego i czerskiego niemieckich rodzin zamieszkujących te tereny było 185 zaś osób 695. Na dawnej granicy nieopodal Warki było tych rodzin jedynie 6 i osób 24. Jak widać tereny te cieszyły się dużym uznaniem, im dalej za Pilicę, tym gorzej. Generalnie jak na 6 000 osób osadzonych w prowincji to wyniki słabe, stąd ta część Mazowsza zachowała swój charakter. Nie mamy dokładnej liczby olędrów, jednak w tym samym spisie odnotowano nad Wisłą 42 dzierżawców emfiteuzy, którzy we wsiach takich jak Kępa Oborska czy Wiślańska posiadali kontrakt osadniczy. W departamencie warszawskim poza Warszawą doliczono się 2 144 ewangelików, w departamencie czerskim zaś 840. Dla kolonistów sięgnięto po model kontraktowy, spisując je na lat sześć. W roku 1801 spisano pierwsze umowy dzierżawy na wydzielonym terenie, gdzie rozpoczęto zakładanie kolonii, którą nazwano Ludwigsburgiem, zakładając ją na terenie graniczącym z dobrami Chylic oraz wsią Kierszek, należącą do Wilanowa.


Źródła i literatura:

  • AGAD, Zbiór kartograficzny
  • O rzekach y spławach Xięstwa Warszawskiego z zlecenia JW. Łubienskiego Ministra Sprawiedlowości przez W. Surowieckiego, Warszawa 1809
  • GROSSMAN Henryk, Struktura społeczna i gospodarcza Księstwa Warszawskiego, Warszawa 1925
  • WĄSICKI Jan, Kolonizacja niemiecka w okresie Prus Południowych 1793-1806, Poznań 1953
  • WĄSICKI JAN, Ziemie polskie pod zaborem pruskim. Prusy południowe 1793-1806. Studium historycznoprawne, Wrocław 1957

Może ci się także spodobać...