Katastrofa lotnicza pod Piasecznem, czyli o czołgach, których nie było, choć wielu je słyszało cz. 1

Po południu 11 listopada 1937 roku w pobliżu wsi Mysiadło (także Myszadło) niedaleko Piaseczna rozbił się pasażerski samolot Polskich Linii Lotniczych “Lot” Lockheed L-10A Electra (SP-AYD).

 

Samolot SP-AYD na lotnisku w Sztokholmie (Bromma), 1936 rok

Mieczysław Witkowski na Okęciu, wrzesień 1937, zbiory NAC

Bliźniaczy samolot (SP-AYB) w Estonii, 1936

Była to już trzecia katastrofa tego typu samolotu w polskich liniach lotniczych, a Lot posiadał wówczas tylko cztery takie nowoczesne maszyny, osiągające prędkość ponad 300 km/h. W  wypadku pod  Malakasą w Grecji (1 grudnia 1936 r.) samolot przy słabej widoczności w górzystym terenie zawadził skrzydłem o drzewo, a niedługo później pod Suścem niedaleko Tomaszowa Lubelskiego (28 XII 1936 r.) zamarzły stery i samolot podczas próby awaryjnego lądowania uderzył „grzbietem” o ziemię. W obydwu wypadkach zginęły łącznie 4 osoby.

Podobnie było pod Piasecznem, kiedy „z powodu niezwykle gęstej mgły i słabej widoczności terenu, pilot Witkowski „leciał na ślepo”, posługując się wyłącznie aparatami nawigacyjnymi i wskazówkami, jakie otrzymywał drogą radiową”. Warunki atmosferyczne i dostępne wówczas urządzenia pozwalały jednak na bezpieczne lądowanie w podobnych warunkach. Tuż przed polskim samolotem bez większych problemów wylądował lecący ze Lwowa samolot Rumuńskich Linii Lotniczych „Lares”, chociaż pilotował go dopiero niedawno przeszkolony w lądowaniu „na ślepo” pilot Popescu. Co więcej, kiedy kierownik lotniska w  Krakowie zaproponował powrót samolotu do miejsca startu, miał otrzymać odpowiedź z wieży kontroli lotów na Okęciu, że „skoro rumuński samolot wylądował na lotnisku, to tym bardziej da sobie radę taki doświadczony pilot, jakim był Witkowski”. Polski pilot otrzymał wprawdzie propozycję lądowania w Poznaniu, to jednak kiedy dowiedział się, że również tam są nienajlepsze warunki atmosferyczne, podjął decyzję o lądowaniu na Okęciu.

 

>

Wrak samolotu, zbiory NAC

Podchodzący do lądowania samolot Lotu zniżył się jednak zbyt nisko, a „lewe skrzydło samolotu zawadziło o drewniany słup, ścinając jego wierzchołek. Koniec skrzydła został oderwany”. Kilka sekund później samolot zaczepił jeszcze o druty elektryczne, które uszkodziły stery. Ostatecznie „samolot opadł na prawe skrzydło, które zostało zdruzgotane. Silnik wyrwał się z łożyska i potoczył się na odległość kilkudziesięciu metrów w bok. Cały kadłub wywinął kozła i zarył się w ziemię”.

Z 12 osób lecących samolotem (10 pasażerów i 2 członków załogi), zginęło 4 pasażerów, czyli niemal połowa przewożonych osób. Byli to Janina Maria Kostanecka z synem dr. Janem Kostaneckim, Jerzy Gablenz oraz Szwed Sture Berggrin. Wszyscy siedzieli w tylnej części samolotu… Pilot, radiomechanik i pozostali pasażerowie zostali mniej lub bardziej ranni.

Wrak samolotu przez kilka dni przykuwał uwagę miejscowych, zbiory NAC

Dlaczego samolot, który miał lecieć co najmniej kilkadziesiąt metrów nad ziemią zaczepił o wierzchołek słupa znajdującego się na wysokości około 6-8 m? O tym, oraz o czołgach, których w rzeczywistości nie było, następnym razem.

Może ci się także spodobać...