Zbrodnia to niesłychana, Pani zabija pana… jak napisał dwa stulecia temu wieszcz. Podobne historie od stuleci przydarzają się nie tylko na ziemiach polskich i przydarzać się będą nadal, bo taka jest ludzka natura, pełna pasji i namiętności. Na takich historiach budowane są również najlepsze opowieści kryminalne, choć oczywiście podziwiając ich kunszt i suspens, pamiętać musimy iż za prawdziwymi historiami, kryje się zawsze ludzka tragedia.
Dziś w naszym wakacyjnym cyklu o dawnych zbrodniach w gminie i na letnisku przyjrzymy się bliżej takiej właśnie sprawie. Bo choć z czasów przedwojennych bez wątpienia najbardziej znanym zabójstwem na terenie ówczesnej gminy Jeziorna pozostaje zbrodnia skolimowska (którą wreszcie niebawem opiszemy, jak o to szanowni czytelnicy proszą od lat), miało tu miejsce więcej tego typu zdarzeń.
Opisana poniżej w prasie historia miała miejsce w roku 1934, a nastroje publiki rozbuchane były bez wątpienia słynną sprawą Gorgonowej (swoją drogą polecam gorąco lekturę wydanej kilka lat temu książki Cezarego Łazarewicza „Koronkowa robota”, w której autor z dziennikarską precyzją odtwarza tę głośną sprawę, która tak zelektryzowała II Rzeczpospolitą, zresztą ze sprawy tej pożyczyłem sobie zdjęcie ilustrujące artykuł). Stąd i popularność pism takich jak „Tajny detektyw” i prześciganie się w relacjonowaniu procesów. A opisana poniżej sprawa na taką zdecydowanie się nadawała, stąd i cudny sensacyjny tytuł, dziś powiedzielibyśmy iż bardzo medialny… Wprost uwielbiam ówczesne tytuły i specyficzny sposób relacjonowania takich faktów. Rzecz jasna w owym czasie nie obowiązywała ochrona danych osobowych, jednak w poniższym artykule zdecydowaliśmy się ich nie publikować. Uczyniliśmy też tak w poprzednim wpisie, a wynika to z faktu, iż tereny te, zwłaszcza nadwiślańskie wciąż zamieszkują osoby pamiętające pewne wydarzenia z autopsji.
Poniżej pełna treść opublikowanego prawie 85 lat temu artykułu.
Dzień Dobry, 29 września 1934 roku
Kolonista niemiecki Julian H, posiadał mająteczek w osadzie w gm. Jeziorna pod Warszawą. Przed dwoma laty ożenił się z młodą dziewczyną, którą kochał bez wzajemności. Emilia H uchodziła w całej okolicy za piękność. Wyszła za mąż dla majątku, przyczem nie zerwała stosunków ze swym poprzednim narzeczonym, Antonim K, żołnierzem 31 p.p.[pułku piechoty]
W toku pożycia małżeńskiego robiła mężowi ciągłe afronty. Nie chciała z nim nawet jadać przy wspólnym stole. Nagle H zachorował, przyczem nie umiano ustalić przyczyny gnębiących go dolegliwości. Choroba miała dziwny przebieg. H zapadał nagle, po pewnym czasie robiło mu się lepiej, a później znów następowało pogorszenie. Pewnego wieczora, gdy wszyscy siedzieli w pokoju, gdzie leżał chory, nagle bez przyczyny zgasła lampa. Gdy zapalono ją. stwierdzono, że w międzyczasie H wyzionął ducha.
Okoliczni mieszkańcy zwrócili s:ę do policji, wyrażając przeświadczenie, że zmarły musiał paść ofiarą zbrodni, gdyż inaczej w czasie jego zgonu „lampa-by nie zgasła”. Wnioski, wysuwane na tle przesądów, wydały się jednak policji uzasadnione, bowiem Emilia H nie tylko nie okazywała żadnego żalu z powodu zgonu męża, ale dziwnie unikała widoku zwłok. W dniu pogrzebu wdowa tańczyła w najlepsze na weselu siostry Antoniego K..
Sekcja zwłok wykazała, że organizm zmarłego przepojony jest siarcząnem baru, trucizny używanej na szczury. Emilię H wobec tegó aresztowano i wczoraj stanęła ona przed sądem okręgowym pod zarzutem otrucia męża.
Oskarżoną sprowadzono na sprawę z więzienia. Jest to niewysokiego wzrostu tęga kobieta o czerstwej i przystojnej twarzy. Zachowuje się z doskonalą obojętnością. Na pytania, zadawane przez sąd, odpowiada niechętnie, jakby z pewnem lekceważeniem. Do winy się nie przyznaje. Mąż — zdaniem jej „był warjat, półgłówek, może się sam otruł”.
Przesłuchani świadkowie przytaczają fakty nikczemnego postępowania podsądnej. Kiedy w czasie choroby H modlił się, prosząc Boga o zachowanie go przy życiu, żona naigrawała się z jego pacierzy, mówiąc: „Nic ci to nie pomoże — i tak zdechniesz”. W czasie przewodu sądowego wyszedł na jaw szczegół, świadczący o niesłychanej zaciekłości, z jaką dążyła do zgładzenia męża. H zaraz przy pierwszych objawach swej niezwykłej choroby, postarał się u jednego ze swych znajomych o specjalny talizman ochronny, w postaci modlitwy, która przepisana własnoręcznie i noszona na piersiach, chronić ma niezawodnie przed wszelkiemi chorobami, nieszczęściami i t.d. Modlitwę tę, ułożoną w języku niemieckim. H zamierzał przepisać dla siebie. Skoro jednak dowiedziała się o niej żona. wykradła mu ją i zniszczyła. nie chcąc dopuścić do tego, aby cokolwiek stanąć mogło na prze-szkodzie jej zbrodniczym zamiarom.
Po przeprowadzonej rozprawie, sąd uznał winę za całkowicie dowiedzioną.
Redaktor naczelny portalu, z wykształcenia historyk, absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Rodzinnie związany od wielu pokoleń z Nadwiślańskim Urzeczem, badacz regionu i dziejów lokalnych, autor publikacji oraz artykułów w tym zakresie.