Zaczęło się od „Magdy”, Marianny Krystosiak. W południe 1 sierpnia odebrała rozkaz. To była łączniczka, punkt kontaktowy był w Instytucie Głuchoniemych w Warszawie. O 15 dostarczyła go do Klarysewa i dałą „Grzegorzowi”. Dopiero o 15 dowiedzieliśmy się, że mamy iść do Powstania. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje, już wcześniej, bo widać było poruszenie w Jeziornie, ale myśleliśmy, że to dlatego, iż Niemcy dowiedzieli się o broni przywiezionej z Warszawy, bo część chłopaków została zabrana, a pozostali jechali kolejką do miasta.
![]()
Miałyśmy iść do Warszawy i tam się bić, ale oczywiście wyszło inaczej. Mieliśmy rozbić kompanię Niemców w Mirkowie i przez Las Kabacki i Wilanów pójść do Powstania. Tak byliśmy gotowi, że miałam tylko w harcerskim plecaku zrobione środki opatrunkowe, bo każda z nas musiała jechać z własnymi środkami opatrunkowymi – darło się prześcieradła, każda z mam musiała poświęcić jedno czy dwa, czy bieliznę pościelową. My, w taki wiadomy nam sposób zwijałyśmy bandaże i każda musiała mieć swoją własną watę, plastry. Oczywiście zapasowa bielizna, zapasowe buty, bo nie wiadomo było, jak się to wszystko skończy. I kiedy.
![]()
Nie miałam pojęcia, że Powstanie wybuchnie. Pamiętam, że byłam umówiona jeszcze na randkę, tego samego dnia miałam pójść na randkę i okazało się, że na tą randkę nie zdążyliśmy, bo przyszedł rozkaz, że muszę biec na miejsce zbiórki.
![]()
A potem to już wie Pan co było. Walki w Klarysewie, gdzie był Dom Dziecka, tam zginęło tyle osób, pluton „Jesiona”, pluton ze Słomczyna, potem braci Komorowskich… No i w na Kierszku. Za to Mirkowską Fabrykę Papieru zajęli, a potem po drodze przez most doszło do walk na błotnicy. Dopiero 2 sierpnia zebraliśmy się w tej leśniczówce, bo tam miał sformować się nasz batalion. „Krawiec”. Ja nie jestem żadnym powstańcem, ja jestem żołnierzem „Krawca”. Część z nas dotarła do Warszawy i tam zginęła. Jak „Jadzia”, która mieszkała z Jeziorny. Ona zginęła jako łączniczka.
![]()
Albo Krysia Magdziarz. Miała 14 lat, była kuzynką i najlepszą przyjaciółką mojej babci Zuzanny. Kiedy prababcia Romana została ranna, Niemcy opatrzyli ją, ale nie byli w stanie wyjąć odłamka, więc zawieźli ja do szpitala w Warszawie, przy Al. Ujazdowskich. Ktoś z rodziny pojechał ją odwiedzić, a wtedy wujek Magdziarz dowiedział się o ostrzale i zabrał 14 letnią Krysię do Warszawy, aby była bezpieczna. Tam zginęła 15 sierpnia, jako sanitariuszka w Powstaniu. Na grobie w Słomczynie napisano, iż „zginęła od hitlerowskiej kuli”. Prababcia Romana pozostała w szpitalu, a ten kto ją odwiedzał wrócił do domu kolejką z Wilanowa. Gdy wysiadał na stacji w Jeziornie, widział trzech chłopaków z okolicznych wsi jadących do miasta, powiedzieli że mają być tam na godzinę siedemnastą. Był 1 sierpnia. Już nie wrócili.
![]()
Potem, kiedy już się zaczęło i była bitwa, przesiedziałyśmy całą noc z 1 na 2 sierpnia na klatce schodowej na Porąbce, bo wszędzie byli już Niemcy. Ale jakoś nie było represji. Nie sprawdzili nam plecaków z apteczkami, a pani Łozina, która dobrze znała niemiecki, jakoś wybroniła wszystkich mieszkańców. Nie pamiętam dobrze jej nazwiska. Wie Pan co my wiemy o Powstaniu? Nic nie wiemy. To co zapisaliście w tych książkach to jest część wiedzy, bo w ogóle nie wymienia ileś osób, które to walczyły.
![]()
W Wojskowej Służbie Kobiet służyło 28 dziewcząt ze Skolimowa-Konstancina i 72 z Jeziorny. I mało o której przeczytamy w książce.
![]()
O Kęsiku pan słyszał? Jan Kęsik z Jeziorny. Sierżant z wojska, miał po wybuchu powstania utrzymać linię belwederską i utrzymał się kilka dni mimo, że chłopaki mieli kilka pistoletów. Panie, oni z VISami walili do Niemców i ci głupieli, bo nie wiedzieli kto strzela. Dopiero jak zaczęły jeździć tankietki, na własną odpowiedzialność przeprowadził chłopaków do Lasu Kabackiego, poukrywał po rodzinach od Skolimowa, do Jeziorny i Czarnowa. Ja pracowałem potem z jednym z tych co przeżyli. Przeżył Kostek Milewski, mocno postrzelony, dostał w plecy a wyszło głową.. To ta grupa wystawiła Fiszera. Wie Pan, że on tyle razy miał wyrok i uchodził cało, że nasze AK dogadało się z AL, które wezwało Armię Czerwoną. Zbombardowali Królewską Górę, ale ten znowu uciekł.
![]()
Jak słyszę, ze nad Wisłą były Bataliony Chłopskie to mnie śmiech zbiera. To byli żołnierze „Krawca”, a dowodził nimi Plebański z Łyczyna. To potem po wojnie ZBOWiD uznał ich za Bataliony Chłopskie, a oni oczywiście podpisali, żeby brać rentę wojskową. Ale to nasze AK było, wszystkim to odpowiadało. To były te pluton, z którego większość nie poszła do Powstania. Bo ja zawsze zastanawiałem się po pierwsze po co kazali nam pod koniec lipca całą broń ukrywać co nam wywozili z Warszawy, potem jak 1 sierpnia kazali ją przywieźć to było za późno. Ona pewnie gdzieś tu nadal jest poukrywana.
![]()
Jak byłem mały mieliśmy fajny metalowy pistolet do zabawy, wykopały go kury w obejściu. Ja się nim bawiłem, moi bracia, często leżał przy samej drodze. Aż zobaczył go po jakichś dziesięciu latach dziadek, zrobił się blady i złapał go, po czym wywalił do stawu. Raz tylko powiedział, cholera, żebym pamiętał, gdzie to jeszcze zakopaliśmy…
![]()
Bo nas złapali wszystkich prawie mieszkańców wsi od Opaczy po Cieciszew, dlatego nie poszliśmy i kazali nam sypać te bunkry w wałach. Największy bunkier to był w Gassach był w miejscu obecnego podjazdu do Wisły. Tam Niemcy kryli się przed rosyjskim ostrzałem. Jak walili Ruscy, to stopniowo spaliły się całe Gassy, mówiliśmy wówczas że to Niemcy zaczęli w pewnym momencie podpalać domy, aby mieć spokój. Wtedy też spłonął wiatrak w Gassach, a Niemcy wysadzili most. Jako ostatni spalił się dom Opalińskich. Pod koniec lipca został trafiony przez rosyjską artylerię. W ogóle był zamęt, zanim ten most wysadzili, to uciekli Niemcy. Wermacht powrócił dopiero 31 lipca i złapał ludzi, każąc kopać im te rowy. Praktycznie cały nasz pluton zgarnęli i 1 sierpnia przewieźli nad Wisłę od Obórek przez Opacz, Gassy, Cieciszew i Słomczyn, gdzie polecono kopać nam miejsca pod stanowiska okopów. Każdy wykopać miał nie mniej niż 5 metrów. To wtedy na terenie dawnego kościoła w Cieciszewie wykopano garnek talarów, które Niemcy wymieniali za papierosy, a jak nie patrzyli, to ci z Cieciszewa uciekli i mogli się stawić do Warszawy.
![]()
Powiem ci tak: gdy dotarł rozkaz o stawieniu się na godzinę W, do powstania zdołali pójść jedynie ci, którym udało się uniknąć wywózki nad Wisłę. Od popołudnia strumyczkiem w kierunku stacji w Jeziornie zmierzali młodzi ludzie z tutejszych oddziałów; jak od wieków wiadomo wojny i powstania są głównie udziałem wchodzącego w dorosłość pokolenia. Do każdego kursu kolejki wilanowskiej wsiadało kilku młodych mieszkańców okolicznych wsi, odjeżdżając na miejsca wyznaczonych zbiórek. Większość nie wróciła do domu, a nie wszystkich nazwiska zapamiętano. W ciągu dnia tą trasą do Warszawy podążyło kilkunastu młodych ludzi, z Jeziorny, Bielawy, Słomczyna. Na cmentarzu w Cieciszewie pośród kwater żołnierzy znajduje się grób Bolesława Wiewióry, żołnierza AK, który do niej dotarł, Powstańca Warszawy, poległego 27 sierpnia 1944 roku.. Napis na tabliczce nagrobnej brzmi „Poległ w obronie Warszawy”. Jak widać w tamtym czasie nazwa „Powstanie Warszawskie” nie była jeszcze powszechnie znana i nie utrwaliła się w świadomości, sierpniowa i wrześniowa walka była po prostu walką o wolność, o Warszawę, w której wzięło udział wielu tutejszych młodych ludzi, żołnierzy Batalionu „Krawiec”.
![]()
Po wybuchu powstania całe Powiśle zostało wysiedlone. Babcia trafiła najpierw do owczarni przy pałacu w Oborach, skąd wyrzucono na Królewską Górę rodzinę Potulickich. Miała zaledwie 17 lat i musiała zadbać o resztę rodzeństwa, zbierała wówczas buraki na polach. Potem zakwaterowywano ich w 4 kolejnych willach w Konstancinie. Od strony Warszawy widać było wówczas wyłącznie ścianę dymu. Prababcia wyszła ze śródmieścia kanałami i szukała rodziny bowiem wiedziała, że Powiśle zostało wysiedlone. Trafiła nawet do Lesznowoli, bo ktoś jej powiedział że mogą tam być u Komosów, nie wiedziała że dzieci są w Konstancinie. Spotkali się dopiero 2 listopada.
![]()
A moja Babcia wspominała, że gdy patrzyła w kierunku Warszawy, to w sierpniu nocami widać było już tylko i wyłącznie łunę. Nie mówiła co myślała, nie mając jeszcze 18 lat, pod opieką mając kilkuletnią siostrę i mojego pradziadka, który całkowicie się załamał po zniszczeniu domu rodzinnego i wszystkiego co mieli, gdy zaczęła się walka nad Wisłą, gdzie stało już radzieckie wojsko i strzelało do umacniających się Niemców.
![]()
Jeden dziadek nie miał szansy wiele mi powiedzieć, pamiętam tylko jak przez mgłę jak zabierał mnie na rowerze na te nudne uroczystości przy pomniku w Powsinie latem, a kiedy skarżyłem się, że nudzi mi się jak czytają te nazwiska z kolegami, mówił, że to nie są koledzy, tylko towarzysze broni. Drugi dziadek kiedy zacząłem zbierać znaczki i zobaczył wydaną w roku 1984 serię z okazji czterdziestolecia Powstania, o którym nic wówczas nie wiedziałem, że to była największa głupota jego życia. A potem dodał, że poszedł by jeszcze raz.
![]()
Tak generalnie wygląda cała historia tutejszych rodzin, ktoś walczył, ktoś był w Warszawie, nie wszyscy przeżyli. To zawsze były ważne opowieści, a jednocześnie bardzo zwyczajne. Więc kiedy słucham tych różnych awantur o patriotyzm i bohaterstwo, a przede wszystkim o to, czy Powstanie było potrzebne, że pamiętamy o bohaterach, o tym micie Powstania, to myślę sobie że ktoś tu czegoś nie rozumie. Bo to nie było Powstanie bohaterów, lecz zwykłych ludzi, zarówno cywilów jak i żołnierzy, kobiet, mężczyzn i dzieci.
Na podstawie rozmów, wywiadów i wspomnień rodzinnych zbieranych w latach 1994 – 2020.

Redaktor naczelny portalu, z wykształcenia historyk, absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Rodzinnie związany od wielu pokoleń z Nadwiślańskim Urzeczem, badacz regionu i dziejów lokalnych, autor publikacji oraz artykułów w tym zakresie.
