Koniec lat osiemdziesiątych w Polsce był czasem największej histerii związanej z AIDS. Egzotyczna i śmiertelna, a do tego nieznana choroba, która zaczęła być kojarzona ze środowiskami homoseksualistów i osób zażywających narkotyki, wzbudzała przerażenie. W Warszawie pod koniec 1989 r. na ulicach miasta pojawili się żebracy z kartkami informującymi o zakażeniu. Ludzi z HIV/AIDS traktowano jak wyrzutków, usiłując izolować, choć nikt nie miał pomysłu jak to zrobić. Z problemem jako pierwszy zetknął się w 1987 r. Marek Kotański i jego ośrodki MONAR, w których pojawiły się pierwsze osoby zdiagnozowane pozytywnie. Także w nich początkowo panował strach, palono ubrania chorych, przecierano spirytusem klamki i meble. Lekarze i służba zdrowia dotąd z oporami leczący narkomanów w ośrodkach odmawiali przybycia na wieść o tym, że znajdują się w nich osoby zdiagnozowane dodatnio. Brak wiedzy przekładał się na społeczny lęk. Badania prowadzone przez socjologów wskazywały na brak akceptacji dla osób zakażonych, co sugerowało możliwość wybuchów nietolerancji. Doszło do nich, gdy Polska przeżywała swe pierwsze chwile wolności.
Zimą 1989 r. w ośrodku MONAR w Zbicku pojawiają się pierwsze osoby chore, także tam dochodzi do pierwszych rozruchów miejscowych protestujących przeciw pobytowi zakażonych. Mimo protestów ośrodkowi udaje się przetrwać, lecz jeden jest niewystarczający. Na początku 1990 roku warszawskie Kuratorium Oświaty przekazuje w użytkowanie Stowarzyszeniu Plus-Solidarni wobec AIDS założonemu m. in. przez Marka Kotańskiego dom na potrzeby zakażonych narkomanów, a 11 stycznia 1990 r. w asyście kamer telewizyjnych do opuszczonej od lat i popadającej w ruinę willi Granzowa w Rembertowie (Kawęczynie) wprowadza się 5 zakażonych osób, z których jedną jest dziewczyna w ciąży. W mieście narasta panika, w kolejnych dniach kilku mieszkańców domu zostaje pobitych, a milicja odmawia interwencji tłumacząc się brakiem radiowozu. Dom zostaje oblężony, a w połowie stycznia przez okna wpadają pierwsze cegły, atmosfera gęstnieje wskutek plotki, iż po okolicy krążą narkomani grążąc dzieciom zakażonymi igłami. Mieszkańcy Rembertowa kolportują ulotki grożące zabiciem Kotańskiego, a reporterzy słyszą o planach podpalenia budynku. Pojawiają się grupy uzbrojone w pałki i butelki, a liczne próby rozmów z udziałem księży i lekarzy spełzają na niczym. 31 stycznia ma miejsce wiec pod willą, wskutek demonstracji zakażeni zostają wywiezieni ministerialnym autobusem.
Od 1 lutego mieszkają w Ministerstwie Zdrowia, nikt nie ma pomysłu co z nimi zrobić, tym bardziej, że lęk ogarnia także urzędników, a talerze na których otrzymują posiłki wyrzuca się, prosząc by nie korzystali z toalet podczas godzin pracy. Chorzy podejmują głodówkę, coraz bardziej przygnębieni tym wszystkim, bo nikt nie wie jak rozwiązać sytuację. Jacek Kuroń jest gotów oddać im własne mieszkanie. W sprawę włącza się MSW, a minister generał Czesław Kiszczak, chce wybudować dla nich wojskowe baraki z dala od ludzi, na jakimś pustkowiu, wreszcie pomysł pada na Konstancin. W połowie lutego seropozytywni trafiają do willi MSW w Konstancinie przeznaczonej wcześniej dla funkcjonariuszy ochraniających wizyty zagranicznych dostojników. Pieczę nad domem urzędnicy powierzają księdzu Arkadiuszowi Nowakowi, wcześniej mającemu praktyki w Zbicku. Władze liczą, że Kościół katolicki pomoże złagodzić nastroje społeczne wokół AIDS. Już wcześniej różni jego przedstawiciele apelowali o tolerancję i wsparcie chorych. Tu zaznaczyć należy, iż polski kościół katolicki tamtego czasu udzielał chorym dużego wsparcia, zarówno w osobach zwykłych księży jak i prymasa.
Ksiądz Nowak tak wspominał tamte dni po latach: „Tymczasem pani minister (Krystyna Sienkiewicz – wiceminister zdrowia-PK) porozumiała się z gen. Czesławem Kiszczakiem (ówcześnie ministrem spraw wewnętrznych) i uzgodnili, że na potrzeby zakażonych można zagospodarować dom w Konstancinie. Zwróciła się do mnie, żebym stanął na czele tego domu i stworzył zakażonym warunki bezpiecznego pobytu. Brała pod uwagę, że jestem zakonnikiem w habicie, więc może ludzie nie będą mieli odwagi tak ostro protestować?”
W lutym wieść zaczyna nieść się po Konstancinie-Jeziornie, a 16 lutego miejscowy komitet obywatelski wydaje oświadczenie usiłując ostudzić nastroje. Zostaje ono odczytane w kościołach i zostaje wydrukowane w kwietniowej „Gazecie Konstancińskiej”. Oprócz niego pojawia się duży artykuł zawierający informacje o groźnej chorobie, wspominają o nim inne tutejsze gazety. Treść oświadczenia jest swoistym komentarzem do gęstniejącej atmosfery w ówczesnym Konstancinie:
„Czy chodzi tylko o AIDS?
W Polsce jest 750-ciu nosicieli wirusa HIV. Mieszkają w swoich środowiskach, żyją normalnie, pracują. O tym że są nosicielami wiedzą wyłącznie sprawujący nad nimi opiekę lekarze. Cztery osoby przebywające w Konstancinie padły ofiarą źle prowadzonej oświaty zdrowotnej, błędów popełnionych przez Ministerstwo Zdrowia, przez środki masowego przekazu – przede wszystkim przez telewizję – wreszcie ludzi, którzy nieumiejętnym postępowaniem wyrządzili im krzywdę. Komitet Obywatelski wraz z Komisją Zakładową NSZZ Solidarność STOCER uważa że ludziom tym tak ciężko doświadczonym przez los, należy się pomoc i opieka. W miarę możliwości gotowi jesteśmy takiej pomocy udzielić. Jednocześnie będziemy domagać się od Ministerstwa Zdrowia wywiązania się ze wszystkich zobowiązań podjętych wobec nosicieli jak i społeczności Konstancina. Wirusem HIV można się zarazić wyłącznie drogą krwi lub drogą płciową. Fakt że nosiciele mieszkają na jakimś terenie nie stanowi zagrożenia dla sąsiadów. Natomiast wrogie postawy społeczeństwa wobec nosicieli mogą wyzwolić ich agresję i niepożądane zachowanie. Ostatnio w naszej społeczności obserwujemy fale sporów, agresywnych zachowań, plotek i pomówień wokół nosicieli HIV – w mieście rozrzucane są ulotki, wywiesza się plakaty bez podpisów, rozpuszcza plotki które nie mają pokrycia w faktach. Nie jest prawdą że nosicieli sprowadził do Konstancina profesor Haftek i Komitet Obywatelski Solidarność. Twierdzenie takie podawane do publicznej wiadomości przez pewne osoby w naszym mieście jest niepoważne z tej prostej przyczyny – nikt z wymienionych osób nie mógł podjąć decyzji w tej sprawie, ponieważ nie sprawuje władzy w Konstancinie i nie jest właścicielem budynku, w którym umieszczono nosicieli. Decyzja zapadła na szczeblu Ministerstwa Zdrowia w porozumieniu z MSW które to ten obiekt zaproponowało MZ i OS. Komitet Obywatelski i prof. Haftek zostali o niej jedynie powiadomieni, co potwierdza pisemne oświadczenie ministra zdrowia. Nie jest również prawdą, że w STOCER ma powstać oddział chorych na AIDS i że jacyś pracownicy zostali zwolnieni z powodu sprzeciwu w tej sprawie. Natomiast pomysł jakoby ktokolwiek otrzymał pieniądze za zgodę na umieszczenie tych ludzi w Konstancinie, to wytwór chorej wyobraźni nie zasługujący nawet na komentarz. Odnosi się wrażenie że pewna grupa ludzi w naszym mieście pragnie zbijać kapitał polityczny przed wyborami na czwórce tych biednych ludzi. Chęć wywołania fermentu w społeczeństwie jest aż nadto widoczna. Co nasuwa pytanie czy chodzi TYLKO o AIDS? Szczodrość MSW w „wypożyczeniu” budynku dla Ministerstwa Zdrowia budzi pewne skojarzenia natury politycznej. Prezydium Rady Narodowej w piśmie z dnia 01.03.90r adresowanym do KO Solidarność żąda do podania do publicznej wiadomości nazwisk osób, które zadecydowały o pobycie nosicieli w Konstancinie. Nie wszyscy jednak radni chcą urządzać polowanie na czarownice i to budzi optymizm że emocje wygasną. Na zakończenie jedna refleksja. Zbliżają się wybory do samorządu terytorialnego, emocje i spory wybuchające wokół problemu nosicieli wirusa HIV mogą być wykorzystywane przez tych wszystkich którym zachodzące w Polsce zmiany są nie na rękę. Najbliższe miesiące będą decydowały o przyszłości naszego miasta. Wszystkim nam zależy aby była ona pomyślna. Emocje są złym doradcą. W obliczu czekających nas zadań nie dajmy się podzielić i manipulować – zdobądźmy się na spokój i rozsądek.
Przewodniczący KO Solidarność- Henryk Budrewicz
Przewodniczący KZ Solidarność STOCER – Jerzy Kostewicz”
Mimo tych starań 27 lutego na sesji Miejsko-Gminnej Rady Narodowej zostaje przedstawiona petycja protestacyjna podpisana przez siedemset pięć osób, aby pozbyć się chorych z miasta, nie dochodzi jednak do żadnych demonstracji ani zbiorowych aktów przemocy jak w Rembertowie czy wcześniej w Głoskowie, choć zapewne na sytuację ma wpływ to, że z tamtych miejscowości wskutek protestów udaje się wyprowadzić zakażonych. W Konstancinie odnotowano jedynie pojedynczy incydent.
„– Próbowali raz wrzucić koktajl Mołotowa do ośrodka, ale pijak, który się tego podjął, nie miał już siły i tylko do połowy podwórka dorzucił”– wspominał ówczesny mieszkaniec Wojciech Tomczyński.– „Potem go nawet broniliśmy w sądzie, żeby go nie skazywali, bo już mu przebaczyliśmy. Był też sąsiad, który po pijaku przeskakiwał do nas przez furtkę i krzyczał, że on także ma HIV. Musieliśmy go uspokajać”. Na początku nie wyglądało to jednak zabawnie, bo jak pisano: „W tym samym Konstancinie dokonano próby podpalenia budynku; mieszkańcy pilnowali, aby nikt z zakażonych nie robił zakupów w miejscowych sklepach i nie korzystał z publicznej komunikacji, a ksiądz opiekujący się chorymi otrzymywał anonimowe listy z groźbami pobicia”. Obraz ten zlał się w jedno z wydarzeniami z Rembertowa, Głoskowa pod Garwolinem, gdzie mimo, iż ośrodek MONAR istniał od 8 lat, wieść o umieszczeniu chorych osób rozpaliła zamieszki, a przede wszystkim Rybienka, gdzie doszło do pobicia Kotańskiego, w kolejnych miesiącach miały miejsce protesty w Laskach. W artykule z 1991 r. „Mapa Nietolerancji” opublikowanym w 1991 r w „Trybunie”, Konstancin zostaje wymieniony wraz z pozostałymi miejscowościami, mimo iż poza tym pojedynczym przypadkiem nie odnotowano tu aktów zbiorowej przemocy.
Zapamiętano także, iż niektórzy mieszkańcy dostarczali do domu żywność, a część z nich gotowa była przyjąć ich pod swój dach, co wyrazili w liście opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą”. Czytamy w nim: „Wielu mieszkańców Konstancina nie widzi żadnego zagrożenia w pobycie na ul. Granicznej nosicieli HIV, nie tworzymy jednak dla wyrażenia tego stanowiska organizacji czy komitetów, uważając, że nie jest dziś pożądane budowanie podziałów. Sądzimy, że każdy chory czy potrzebujący pomocy człowiek powinien taką pomoc otrzymać i musi to dotyczyć także naszego miasta, które przecież mieni się być uzdrowiskiem”. Jednakże, w tym samym czasie w „Trybunie” opublikowany zostaje tekst innego mieszkańca, który pisze, że ma dość traktowania miasta „jako ścieku” i podejmowania decyzji bez zgody mieszkańców i władz, za to. za to obrzucając ich obelgami i nazywając nietolerancyjnymi tylko dlatego, że bronią siebie i swoich rodzin. W Konstancinie krążą plotki. Jak wspomina jeden z redaktorów portalu: „pamiętam jak na początku lat 90-tych straszono nas, wówczas małe konstancińskie dzieci, żeby broń boże nie podnosić nic leżącego na ulicy biegnącej przy tym domu, bo może być oplute i możemy się zarazić…”
„– Mówiono o nas w miasteczku, że jesteśmy brygadą pedałów Marka Kotańskiego, która ma chronić tajne akta bezpieki „– opowiadał Wojciech Tomczyński. – „Nawet zaczęliśmy szukać tych akt. Znaleźliśmy jedynie ukryty radiomagnetofon. W środku była taśma z… piosenkami Madonny. Kupa śmiechu.”
27 marca Miejsko-Gminna Rada Narodowa pod naciskiem komitetu protestacyjnego nakazuje uchwałą zakażonym opuszczenie budynku do 27 maja. Atmosferę podgrzewa wiadomość, iż willę mają do dyspozycji 4 osoby dorosłe, podczas gdy sporo mieszkańców w tym czasie mieszka w dużo gorszych warunkach w zrujnowanych willach, a luksusy jakimi dysponują chorzy powodują u nich złość. W domu pojawia się ekipa Polskiej Kroniki Filmowej, chorzy apelują o możliwość spokojnego mieszkania. Uchwała nie wchodzi jednak w życie, gdyż z uwagi na stwierdzenie, iż narusza ona normy prawne i dobra osobiste, zostaje uchylona na wniosek Senackiej Komisji Praw Człowieka. Motorem działań Senatu RP w obronie chorych była prof. Zofia Kuratowska, ówczesna wicemarszałek Senatu.
W tym czasie w obronę domu angażują się osoby znaczące społecznie, zarówno znane powszechnie jak Kora Jackowska, czy miejscowe – proboszcz parafii NMP ks. Bohdan Jaworek, członkowie Towarzystwa Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina, z których sporo jest lekarzami związanymi ze STOCEREM, Towarzystwo zajęło stanowisko w obronie nosicieli wirusa HIV i pozostawienia ich, wbrew protestom, w Konstancinie-Jeziornie. Organizuje dla mieszkańców merytoryczną konferencję z udziałem specjalistów medycyny w tej dziedzinie, poświęconą AIDS i jego zagrożeniom, zwanego wtedy „dżumą” XX wieku. W ówczesnych lokalnych publikacjach te działania znajdują poparcie. Pensjonariuszy odwiedzają tutejsi harcerze. Jak wspominał po latach jeden z druhów, mimo, że gospodarze domu podali herbatę w jednorazowych kubeczkach, nie wszyscy odważyli się poczęstować.
Atmosfera uspokaja się. Do ośrodka dla zarażonych wirusem HIV w Konstancinie Kora przyjeżdżała kilka razy w tygodniu przez kilkanaście miesięcy. „- Była z nimi, pocieszała. Pożyczała im samochód, pomagała finansowo – wspomina ks. Nowak – Jej wizytom nie towarzyszyły kamery ani fotoreporterzy. Najwyżej ktoś z rodziny…”. W 1991 r. ks.Nowak zorganizował koncert pod hasłem „Tolerancja”. Staszek Sojka napisał piosenkę, którą zaśpiewał.
Kiedy w 1992 roku dom odwiedzą dziennikarze, stwierdzą, iż „toczy się tu najnormalniejsze życie. Wspólne posiłki, praca, zakupy. Nie ma już żadnych problemów z miejscowymi. Teraz sami przychodzą napić się kawy, zjeść ciasto, pogadać. Czasami wpada również Kora ze swoim partnerem Kamilem Sipowiczem, który nawet podarował lokatorom obraz własnego autorstwa pod tytułem Anioł nad pustym światem. Policjanci z Konstancina nie mogą się nachwalić mieszkańców ośrodka: „Dyscyplina to u nich wojskowa. […] Poza tytoniem niczego nie używają. Są bardzo mili, czasem korzystamy z ich pomocy. Gdy potrzebny jest tłumacz, prosimy pana Wojtka [Tomczyńskiego], on zna trzy czy cztery języki”. Tomczyński przed zakażeniem pracował w dyplomacji oraz na placówkach LOT za granicą.
„W domu panowały surowe zasady – wspominał. – Nie wolno było uprawiać seksu, pić alkoholu, brać narkotyków. A przyjeżdżała nie tylko Kora, ale też na przykład Jolanta Kwaśniewska”. Ale nie wszyscy mieli takie podejście, bowiem pewna znana aktorka miała odmówić kupna domu w Konstancinie właśnie ze względu na sąsiedztwo nosicieli.
W ciągu kilku pierwszych miesięcy działania domu przestał być sensacją, a jego istnienie stało się czymś normalnym. We wspomnieniach mieszkańców Konstancin funkcjonuje obecnie jako jedyne miejsce w Polsce, gdzie nie doszło do protestów przeciw zarażonym, bo brak społecznych wybuchów zatarł wydarzenia z początku 1990 r. i początkowe sprzeciwy. Na tle tego co wydarzyło się w Głoskowie, Rembertowie a przede wszystkim w Rybienku, wydarzenia z Konstancina zdawać się mogą idyllą. Jednakże dla wielu osób było to szokiem, iż że w kraju wiele lat po wojnie budzą się demony. Przyczyną była tu nie tylko niewiedza i trach, ale także zachodząca zmiana mentalna, gdy po latach dyktatury ludzie mogli przeciwstawić się decyzjom władzy, która dotąd arbitralnie narzucała swą wolę bez konsultacji społecznych.
Dom przy Granicznej działał przez kilka lat, niestety nie udało mi się potwierdzić, kiedy uległ likwidacji, wydaje się, że było to około 1998 r.. Wówczas opuścił go Tomczyński, z tego roku pochodzi też ostatnia zarchiwizowana w internecie informacja dotycząca działalności w tym miejscu ośrodka: „Hotel dla narkomanów zakażonych wirusem HIV, Konstancin-Jeziorna, ul Graniczna 30, tel. 56-30-07 (1998)”, następnie mieścił się tu Ośrodek Readaptacyjny dla Osób Wymagających Okresowej Pomocy ze Względów Społecznych i Medycznych. Od kilku lat budynek jest opuszczony i wystawiony na sprzedaż.
Warto na zakończenie odnotować, iż Wojciech Tomczyński, który gdy trafił do Konstancina w 1990 r. miał wedle lekarzy przed sobą nie więcej niż 10 lat życia, zmarł w 2023 roku.
Źródła:
Gazetka Konstancińska, nr 2, kwiecień 1990
Konstancin: nie wszyscy byli przeciw, „Gazeta Wyborcza”, 24.04.1990
Jacek Moskalewicz, Polacy wobec AIDS, „Alkoholizm i Narkomania” 1991
Marek Oleśnik, Ja, barbarzyńca, „Trybuna”, 2.04.1990.
„Przystanek nadziei” PKF nr 19/1990
„ Raport o AIDS, „Prawa Człowieka. Biuletyn” 1991, nr 10/91.
Darek Rostkowski, Dom cichutki i spokojny, „Gazeta Wyborcza – Stołeczna”, 9.07.1990.
Tomasz Sienkiewicz „Wobec agresji i lęku”: https://www.sluzbazdrowia.com.pl/wobec-agresji-i-leku-4178-5.htm
Irena Szamow, Mapa nietolerancji, „Trybuna”, 24.05.1991
Bartosz Żurawiecki „Ojczyzna moralnie czysta. Początki HIV w Polsce”
Redaktor naczelny portalu, z wykształcenia historyk, absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Rodzinnie związany od wielu pokoleń z Nadwiślańskim Urzeczem, badacz regionu i dziejów lokalnych, autor publikacji oraz artykułów w tym zakresie.