„W imieniu Rzeczpospolitej” – Fordem do Chylic – 1943

Komunikat Kierownictwa Walki Podziemnej w „Biuletynie Informacyjnym” z 7 października 1943 r.

Akcja „Wilanów” została przeprowadzona 26 września 1943 r. w Wilanowie i Kępie Latoszkowej. W akcji wzięło udział około 150 żołnierzy podziemia. Była wymierzona w niemieckich osadników, mieszkających w Kępie Latoszkowej, którzy współpracowali z niemieckim okupantem, szpiegowali i donosili na Polaków, a także przyczynili się do aresztowania żołnierzy AK z pułku „Garłuch” i zamordowania żołnierzy „Baszty” wiosną 1943 r.

Początkowo do pacyfikacji osady Kępa Latoszkowa wyznaczono batalion „Zośka”. Jednak harcerze nie chcieli podjąć się tego typu akcji. W związku z tym skierowano ich do działań odciągających a atak na osadników niemieckich przeprowadził Oddział Specjalny „Osjan” wzmocniony przez żołnierzy z oddziału por. Romana Kiźnego „Poli”.

Działania odciągające-zabezpieczające realizowało 77 żołnierzy batalionu „Zośka” i 19 z II plutonu kompanii „Agat”. Jedną z dziewięciu grup biorących udział w tych działaniach była grupa ”streifa” licząca 17 ludzi, pod dowództwem Andrzeja Romockiego „Andrzeja Morro”, jego zastępcą był Witold Morawski „Witold Czarny”. Zadaniem grupy była likwidacja posterunku drogowego na szosie powsińskiej tzw. streifu.

Akcja na posterunki niemieckie na terenie Pałacu w Wilanowie. Opracowanie WR

O godzinie 22.00 rozpoczęła się akcja. Grupa miała zaatakować wartowników przy szlabanie, następnie rzucić butelki zapalające, które miały oświetlić żandarmów i być sygnałem do szybkiego ataku i likwidacji „streify”. Strzały dochodzące od strony pałacu wilanowskiego wykluczyły element zaskoczenia. Witold Morawski „Witold Czarny” dowodzący zespołem szturmującym „streifę” został ranny odłamkami eksplodującego granatu. Do baraku wbiega Jerzy Grundman „Jur”, za nim Andrzej Romocki „Andrzej Morro” i Jerzy Łukoski „Żereń”. Stwierdzają, że pomieszczenia są już jednak puste, Niemcy wycofali się. W tej sytuacji grupa „streifa” przystąpiła do ubezpiecza terenu. Teraz zadaniem grupy była osłona grupy „sanitariat” i samochodu, który podjechał na miejsce akcji. Akcja trwała niecałą godzinę. Zakończyła się o godz. 22.45.

Odskok grupy „sanitariat” do Chylic. Opracowanie WR

Zgodnie z planem akcji ranni mieli być przetransportowani do przygotowanego punktu sanitarnego w Chylicach. Ewakuacja rannych z miejsca akcji odbyła się samochodem (czerwony Ford) prowadzonym przez Wiesława Krajewskiego „Sema”. Ranni, których załadowano do wozu na szosie powsińskiej znajdowali się pod opieką dr. Zygmunta Kujawskiego „Broma”, sanitariuszki Marty Klauze „Marty” oraz por. Wandy Gertz „Leny”. W samochodzie tym jechali ciężko ranni wymagający stałej opieki: Józef Pleszczyński „Ziutek”, Stanisław Stankiewicz „Boy” i „Witold Czarny” oraz lżej ranni: Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”, Jan Lenart „Jaś”, Andrzej Makólski „Mały Jędrek”, Andrzej Samsonowicz „Xiążę” i Edward Schweitzer „Farys”. W rogu samochodu położono ciało poległego w akcji Kazimierza Chruścickiego „Kazika”.

Samochód Ford Model AA. Prawdopodobnie takim samochodem poruszła sie grupa „sanitariat”

W obawie przed spotkaniem z Niemcami samochód poruszał się bez włączonych reflektorów, co było przyczyną najechania na szynę zabezpieczającą szlaban. W konsekwencji została uszkodzona chłodnica. Auto bardzo wolno toczyło się w stronę Jeziorny, uszkodzoną chłodnicę należało napełniać wodą, tak by silnik się nie przegrzał. Zatrzymano się w Powsinie, żeby zdobyć wodę.

Wtedy zauważono światła nadjeżdżających samochodów. Okazały się nimi wozy strażackie. „Andrzej Morro” próbował zatrzymać pierwszy pojazd[1] – bez skutku; strażacy pognali do płonącej już Kępy Latoszkowej. Udało się zatrzymać drugi pojazd.

Andrzej Romocki „Morro”

Anna Borkiewicz Celińska tak opisuje tę sytuację: W tym momencie na szosie zjawiają się światła reflektorów. Na rozkaz „Andrzeja Morro” ci z rannych, którzy mogą utrzymać broń, oraz dr „Brom” zajmują stanowiska ogniowe w rowach przy szosie. Z hukiem przejeżdża samochód strażacki, który jedzie do palącej się Kępy Latyszowskiej [Latoszkowej]. Szturmowcy krzyczą.  <Stój! Stój!> ale obsługa nie reaguje na te wołania. Słychać znów syrenę, jedzie drugi wóz obwieszony strażakami. „Andrzej Morro” biegnie i krzyczy: < Stój! Stój do cholery, bo będę strzelał!> Wóz zatrzymuje się i wszyscy słyszą głos „Andrzeja” <W imieniu Rzeczpospolitej> … i urwane zdania, którymi tłumaczy sytuację i żąda pomocy. Tym razem reakcja jest natychmiastowa i żywiołowa. <Niech żyje Wojsko Polskie! Niech żyje Polska! > – krzyknęli potężnym głosem strażacy.

Juliusz Deczkowski „Laudański”

Okazało się później, że to strażacy ze Skolimowa, którzy też należeli do konspiracji i byli żołnierzami Armii Krajowej. Juliusz Deczkowski wspominał po latach: Jeden ze strażaków zdejmuje hełm i zakłada na moją głowę. Za jego przykładem idą inni. Samochód strażacki zakręca z miejsca. Strażacy odwijają parciane węże i przywiązują nimi naszą ciężarówkę do swego wozu. Widzimy się pierwszy raz, a zdawać może, że ci wszyscy strażacy to nasza wiara […]. Już wszystko gotowe. Kilku z nas wdrapuje się na wóz strażacki. Pozostali jadą na przyczepionej ciężarówce, kierowanej przez rezerwowego szofera. Zostawiamy na szosie usłużnych strażaków.

Dom należący do zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Chylice, ul. Broniewskiego 28. Zbiory A. Zyszczyka

Samochód ruszył dalej w stronę Chylic, przez Jeziornę i Skolimów, do klasztoru sióstr szarytek, gdzie było przygotowane miejsce dla rannych (ul. Broniewskiego 1). Jak wspominał dalej Juliusz Deczkowski: Jednakże nie znano dobrze drogi, kilka razy zmylono kierunek, dwukrotnie zrywały się pasy, którymi były połączone samochody, musiano się zatrzymywać. Stan ciężko rannych pogarszał się z każdą chwilą. W pewnym momencie okazało się, że «Ziutek» zmarł. Dopiero, gdy por. „Lena” (która w dniu akcji była w Chylicach i zawiadomiła zarządzającą domem siostrę Julię, że w nocy zostaną prawdopodobnie przywiezieni ranni) siadła przy szoferze, dobrnięto w końcu do upragnionego celu.

Marta Klauze „Marta”

Sanitariuszka Marta Klauze napisała w swoim pamiętniku: I wreszcie dojeżdżamy na miejsce. Wyskakujemy, ustalamy kolejność wynoszenia rannych. Pierwszym jest „Witold”. „Brom” chwyta go za nogi, ja za klatkę piersiową i taszczymy na punkt. „Witold” jest strasznie ciężki, ale w momencie krytycznym dobiega „Laudański” i ofiarowuje swoją pomoc. Jestem mu tak bardzo wdzięczna. Bogdan zachowuje się zresztą przez cały czas bardzo dzielnie, zapominając o rannej szyi i niezliczonych odłamkach filipinki, które naszpikowały jego ciało. Dobrnęliśmy do domu, którego korytarze tworzą zawiły labirynt. Proponuje więc posadzić „Witolda” na słomiance i w ten sposób zajeżdżamy do pokoju przeznaczonego dla rannych. Zabieramy się szybko za „Witolda”: robimy zastrzyki, raz jeszcze „de saulta”, bo opatrunek ciągle przecieka i kładziemy delikwenta na łóżku. Potem wjeżdża Staś („Boy”), a za nim lekko ranni. Robię właśnie opatrunek „Małemu Jędrkowi”, gdy wpada do pokoju Andrzej („Morro”) przynaglając do gotowości do odskoku, ze względu na warunki lokalowe. Ciężko ranni rzecz jasna muszą zostać. Andrzej chce koniecznie zabrać mnie ze sobą, na co nie zgadza się „Brom” i w rezultacie zostaję. Zegnam więc chłopców (…) i zostajemy sami. „Brom” wędruje pogrzebać „Ziutka” i „Kazika”, a ja rozpoczynam krążyć między łóżkami Witolda i Stasia. Jest jeszcze „Xiąże” silnie zszokowany, mimo względnie lekkiej rany.

Autocysterna skolimowskiej strazy ogniowej marki Mercedes-Benz. Zbiory W. Rawski

Reszta grupy z lżej rannymi pojechała dalej samochodami w kierunku Góry Kalwarii, przez Konstancin. Juliusz Deczkowski dodaje: Jazda była niełatwa, powolna, gdyż nieświadomi rzeczy szturmowcy nie wypuścili wody ze zbiornika w samochodzie[2]. Dopiero, gdy w pewnym punkcie drogi spotkano strażaków (tych samych, którzy odstąpili samochód), sytuacja radykalnie się poprawiła. Strażacy wypuścili wodę i pomogli wybrać właściwą szosę. Jechano już jednak niedługo. Po jakiś czasie „Andrzej Moro” zdecydował, że dalszą część drogi trzeba odbyć pieszo, aby odskok był bardziej bezpieczny. Wóz pożarniczy oddano strażakom, którzy mogli już wracać, a własny samochód „Sem” oblał benzyną i podpalił.

Dom Schronienia (Dom Przytułku Starców i Kalek). Góra Kalwaria, ul. Szpitalna 1. Obecnie Dom Pomocy Społecznej

Dalej pieszo oddział dotarł do wsi Rybie, przylegającej do Góry Kalwarii. Tam zostawiono lżej rannych w majątku Olesinek rodziców druhny Danuty Zdanowiczówny „Danuta” (po ślubie Zdanowicz-Rossman). „Andrzej Morro” z pozostałymi powrócił do Warszawy. Następnie pozostawieni „Laudański”, „Farys” i „Jaś” zostali przerzuceni do, jak wspomina Deczkowski, domu starców w Górze Kalwarii (ul. Szpitalna 1).

 

[1] Nie udało się dotąd ustalić do której straży należał wóz (Jeziorna ?, Mirków-straż fabryczna ?).

[2] Wóz skolimowskiej straży ogniowej był autocysterną marki Mercedes-Benz.

 

Dziękuję dr. Piotrowi Rytce za pomoc w ustalaniu szczegółów!


Źródła:

m.in. Anna Borkiewicz-Celińska, Batalion „Zośka”, Warszawa 1990; Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”, Wspomnienia żołnierza baonu AK „Zośka”, Warszawa 1998; Aleksander Kamiński, „Zośka” i „Parasol”, Warszawa 1979; Piotr Stachiewicz, „Parasol”, Warszawa 1981; Piotr Szpanowski, Krzysztof Głuchowski, Akcja Wilanów/Wilanów we wspomnieniach, „ad Villam Novam. Materiały do dziejów rezydencji”, t. V, Warszawa 2011