Są krzyże drewniane i są betonowe, gładko ociosane i proste surowe.
Są takie przy drodze, co na straży stoją, zmurszałe i stare czasu się nie boją.
Jedne kryją przeszłość cierpieniem znaczoną, inne tajemnicę przysięgą złożoną.
A każdy a nich inny, tak jak los człowieka, na kartach historii zapisany czeka.
Regina Sobik „Jak człowieczy los”
W Kabatach, przy skrzyżowaniu ulicy Gąsek z ulicą Podgrzybków, na terenie który należy do dzielnicy Wilanów, stoi metalowy krzyż. Wiąże się z nim ciekawa historia. To opowieść o wytrwałości i przywiązaniu do symboli wiary katolickiej.

Droga biegnąca u podnóża skarpy, która w 1960 r. otrzymała nazwę ul. Gąsek (na pozostałych odcinkach to ul. Opieńki i Wczasowa), przecinała w tym miejscu centralny plac w Kabatach, który służył za miejsce zebrań gromadzkich, a także punkt codziennego spędu bydła, potocznie zwany Bydligórka. Była tam kiedyś kuźnia i sklep – nie mogło zabraknąć również znaku religijnego. W świadomości mieszkańców drewniany krzyż stał tam już od bardzo dawna, po raz pierwszy pojawia się na mapie z 1911 roku, powstałej na podstawie pomiarów wykonanych pod koniec XIX wieku.

Według tradycji, pierwszy krzyż postawiono na tym miejscu w czasie, gdy Kabaty nawiedziła epidemia, która jak mówiono zabijała ludzi. Potocznie nazywano ją morowym powietrzem. Mieszkańcy Kabat odmawiali pacierze o wstawiennictwo w obronie przed zarazą i specjalnie w tej intencji postawili krzyż. Choć był krzyżem epidemicznym nie miał formy krzyża św. Zachariasza z dwoma poprzecznymi belkami, ale miał typowy kształt. Codziennie organizowali modlitwy i procesje przebłagalne wokół wsi, zatrzymując się przy stojących już krzyżach, ale przy tym modlili się szczególnie.
Potwierdzeniem ustnej tradycji są zapisy w Aktach Stanu Cywilnego parafii Powsin. Wynika z nich, że epidemia cholery panowała tu latem 1867 r. Od 22 lipca do 29 września zmarło 19 osób w różnym wieku, którym w akcie zgonu zapisano taką właśnie przyczynę śmierci. Zmarli byli z Kabat, Zamościa, Lisów, Bielawy, Jeziorny, Olechowa i Powsina. Zgony zdarzały się niemal w każdej miejscowości w obrębie parafii, ale w Kabatach na cholerę zmarło najwięcej, bo co najmniej dziewięć osób. Okazuje się też, że krzyż postawiono blisko miejsca zamieszkania większości z nich, a więc głównego ogniska epidemii. Jak opowiadała moja prababcia Agnieszka Latoszek-Szymańska, z jej rodziny zmarły wtedy 4 osoby, w tym brat matki Józef Sokołowski (37 l.) i jej babcia oraz osoby z sąsiedztwa.

Źródła podają, że w 1867 roku cholera panowała na terenie całego Królestwa Polskiego, a w samej guberni warszawskiej zmarło 3671 osób. Wbrew panującej wówczas obiegowej opinii o morowym powietrzu, źródłem choroby nie są zarazki przenoszące się w powietrzu. Zakażenie następuje po spożyciu brudnej, skażonej bakteriami wody, bądź pokarmów które miały styczność z taką wodą. Bakterie przecinkowca cholery odkrył i opisał w 1883 roku Robert Koch. Po ustaniu zarazy, pod krzyżem śpiewane były nabożeństwa majowe i tradycja ta przetrwała prawie do końca XX wieku. Gdy podczas wojny, w 1944 roku, w Kabatach kwaterowali żołnierze niemieccy, również oni przy tym krzyżu organizowali swoje nabożeństwa i modlitwy. Ten pierwszy krzyż stał do 1962 roku. Wtedy, w połowie maja przeszła gwałtowna ulewa i wichura nad południową Warszawą, łamiąc wiele drzew i uszkadzając linie energetyczne w rejonie Pyr i Służewca. Stary, drewniany krzyż, nadwyrężony na skutek upływu czasu i nadgnity przy gruncie, został przez gwałtowny podmuch wiatru złamany i przewrócony na ziemię.

Po tym zdarzeniu mieszkańcy Kabat spotkali się na zebraniu i postanowili, że teraz trzeba postawić coś trwalszego. Miał to być 1,5 metrowej wysokości ceglany postument zwieńczony granitowym krzyżem wysokim na 1 metr. Do budowy został wynajęty murarz z Kabat, Adam Cymer. Wraz z pomocnikiem przygotował fundament, a następnie rozpoczął budowę podstawy, która miała być wykonana z białej cegły. Był dobrym fachowcem, więc warstwy były położone równo, odpowiednio wyfugowane tak, że ładnie to wyglądało. Wymurował już prawie cały postument i robota była na ukończeniu, gdy nagle samochodem Nysa przyjechało kilku milicjantów i zażądali zaprzestania budowy pod pretekstem ochrony zbocza przed osuwaniem. Murarze musieli rozebrać to, co już było zrobione. Ktoś zauważył zdarzenie, wieść rozeszła się z szybkością błyskawicy i zanim skończyli rozbiórkę zebrała się spora grupa mieszkańców. Szczególnie aktywna była jedna z kobiet, Janina Karaszewska. Zachęcała inne by bronić krzyża twierdząc, że kobietom nic nie zrobią. Ale wszystko odbywało się pod czujnym okiem milicjantów, którzy cały czas byli na miejscu i używając radiostacji na bieżąco informowali dowództwo o sytuacji. Na koniec zabrali pięciu mężczyzn, których zawieźli na komendę MO na Sadybę. Tam wszyscy byli przesłuchiwani. Murarz wraz z pomocnikiem zostali zatrzymani i siedzieli 24 godziny w areszcie, a pozostałych zwolniono. Jeszcze przez kilka następnych dni, milicjanci pilnowali tego miejsca, żeby ktoś nie próbował kontynuować budowy.

Ludzie ugięli się przed siłą, ale odczuwali brak symbolu, który zapisał się trwale w świadomości mieszkańców. Krzyż w takich miejscach sakralizuje przestrzeń, a poza tym był potrzebny, ponieważ przy nim tradycyjnie odprawiano nabożeństwa majowe. Po kilku miesiącach pojawiła się kolejna inicjatywa, by jednak ustawić nowy krzyż w dawnym miejscu. Całość organizował Piotr Karaszewski i informował wtajemniczanych w sprawę. Pełnił on wtedy funkcję przewodniczącego komitetu blokowego, ponieważ poszerzenie granic Warszawy objęło Kabaty i zlikwidowano urząd sołtysa. Zaangażowanych w sprawę było kilkunastu kabackich gospodarzy, ale wszystko utrzymywano w tajemnicy w obawie przed kolejną interwencją milicji. Tym razem krzyż miał być ponownie drewniany.
W wąwozie niedaleko Natolina, na terenie kabackiej wspólnoty gromadzkiej, rósł odpowiednich rozmiarów dąb. Mężczyźni ścieli go i zaciągnęli końmi do pobliskiej stodoły. Tam drewno zostało obrobione i powstał krzyż, który zrobił Stefan Pyzel. Gdy wszystko było już gotowe, można było go przenieść na miejsce i ustawić. Nie było to jednak takie proste zwłaszcza, że w dalszym ciągu trzeba było zachować dyskrecję. Wszystko zostało wykonane w nocy, by nie natknąć się na kogoś niepowołanego. Nie użyli zaprzęgu konnego, gdyż chcieli uniknąć zbędnego hałasu. Postanowili więc zanieść krzyż ręcznie. W tym celu położyli go na drewnianych drążkach i trzymając je szli drogą pod skarpą. Wykonany ze świeżo ściętego drewna był ciężki i mocno się utrudzili, dlatego zmieniali się i odpoczywali w czasie tej drogi. Przed nimi, w pewnej odległości szła Adela Pyzel sprawdzając na wszelki wypadek czy kogoś obcego nie ma na drodze. Gdy już doszli, wykopali otwór w ziemi, poświęcili go wodą święconą i umieścili w nim krzyż. Zaraz też rozeszli się do domów. W następnych dniach spodziewali się powtórnej akcji milicyjnej, ponieważ były to lata walki z religią, ale tym razem nic takiego nie nastąpiło. Widocznie drewniany krzyż zastępujący poprzedni był do zaakceptowania dla władzy, a nowy granitowy ustawiony na murowanym postumencie już nie. Niebawem wokół zasadzono kwiaty, a po niedługim czasie powstało ogrodzenie ze sztachetek i napis „Bogu na chwałę 1962”.

Ten drugi drewniany krzyż nie stał zbyt długo głównie dlatego, że drewno nie było wysuszone i szybko zaczęło niszczeć. Trzeba było zadbać, by nie uległ całkowitemu zniszczeniu. Po 12 latach, w 1974 r. został on zamieniony na obecnie stojący krzyż metalowy, który wykonał Józef Olszewski, kowal z Bielawy. Pieniądze na zapłatę pochodziły ze zbiórki przeprowadzonej wśród mieszkańców Kabat. Teraz sprawą kierował Czesław Mrówka. I tym razem, pamiętając wcześniejsze doświadczenia, wszystko zostało zrobione dyskretnie. Robotę wykonało pięciu mężczyzn. Po zmroku, wyjęli z ziemi dotychczasowy drewniany krzyż i zdemontowali otaczające go ogrodzenie. Nowy krzyż metalowy postawili bliżej skarpy, po to żeby odsunąć go od drogi. Ulica Gąsek była wtedy wąską, gruntową drogą, ale za kilka lat została poszerzona i pokryta asfaltem. Zostało również postawione nowe, metalowe ogrodzenie i wewnątrz umieszczona granitowa płyta z napisem:
BOGU NA CHWAŁĘ
1962 ROK
WIERNI OSADY KABAT
Zachowano istniejącą na poprzednim krzyżu treść napisu i datę, by sprawić wrażenie, że ten krzyż stoi od dawna, by była ciągłość.
Najlepiej zachowany fragment starego krzyża został wykorzystany do naprawy innego krzyża drewnianego, który stoi w Kabatach przy lesie, obok dawnej drogi do Piaseczna, w okolicy nazywanej Pod borem. Część pionowego słupa stała się teraz belką poprzeczną, gdyż dotychczasowa była już mocno zniszczona, i w ten sposób również została zachowana kontynuacja.

Nowy krzyż metalowy został poświęcony 20 czerwca 1974 roku, przy okazji procesji święcenia pól kabackich przez ówczesnego wikarego powsińskiego ks. Władysława Łapińskiego. I właśnie ten, trzeci już z kolei znak wiary stoi do dnia dzisiejszego. Obecnie przy tym krzyżu zatrzymuje się procesja, która zgodnie ze starodawną tradycją idzie przez Kabaty, w czwartek Oktawy Bożego Ciała. Dziś to już nie tylko obrzęd święcenia przyległych pól, ale głównie modlitwa o błogosławieństwo i ochronę przed nieszczęściami dla mieszkańców i całej okolicy.
W maju 2020 roku przy Lesie Kabackim ustawiono nowy krzyż, w miejsce starego, które zmurszał. Wykonał go Tadeusz Kondraciuk, stolarz z Powsina, na zlecenie mieszkańca Ursynowa, za zgodą proboszcza Lecha Sitka z powsińskiej parafii. Nazwiska fundatorów umieszczono na nowym krzyżu.
Żródła:
- Wspomnienia mieszkańców Kabat.
- Akta Stanu Cywilnego parafii Powsin.
- WŁODKOWSKI B., Perełki Ursynowa, wyd. Fundacja AVE, Warszawa 2011.
- http://www.jankowice.rybnik.pl/czytelnia/renia2.html, dostęp 08.05.2020.
- https://sbc.org.pl/dlibra/publication/110094/edition/107260/content, dostęp 09.05.2020.

Absolwent Wydziału Nauk Humanistycznych SGGW. Od urodzenia mieszka w Kabatach. Mieszkaniec Nadwiślańskiego Urzecza z dziada pradziada, wieloletni współpracownik „Wiadomości Powsińskich”. Współautor albumu „Nasi Bohaterowie, Powstańcy1944 roku Warszawa, Wilanów, Powsin, Jeziorna, Konstancin”, Warszawa 2015.