Wit Gawrak na Forcie Czerniakowskim we wrześniu 1939 r. |
[…] W przyfrontowym szpitaliku w Skolimowie, obsługiwanym przez polski personel, lecz nadzorowanym już przez Niemców, dotarły do nas ostatnie wieści. W kilka dni po krwawym odwrocie z Sadyby Oficerskiej stolica skapitulowała. […] Szpital przyfrontowy – zatłoczony ponad miarę przedsionek śmierci – krzyki konających w agonii, woskowoblade twarze sióstr zakonnych, zasuwających bezszelestnie białe parawany wokół umierających, słodkawy zapach jodoformu, mieszany z odorem ropiejących ran, to znają wszystkie szpitale wojenne. Osobliwością naszego szpitala był drastyczny brak medykamentów, krwi do transfuzji, kroplówek, elementarnych środków w walce ze śmiercią. […] Nie było wprawdzie zbawczej transfuzji, nie brakło natomiast religijnej terapii. […] siostra szpitalna niosąc pleciony talerz, pełen świeżych jabłek zerwanych w sadzie otaczającym szpitalne domki […] zjawiła się niebawem w asyście trzech naszych lekarzy […] Kontakty między rannymi w szpitalu i światem zewnętrznym zapewniała osobistość znana ówczesnej Warszawie, żona byłego premiera, doktor Świtalska. […] wojna zastała ją w Skolimowie i teraz kiedy sytuacja zaczynała powoli się klarować się, nawiązywała kontakty z Warszawą i przemycała z niej aktualne wiadomości. […] Wehrmacht nie omieszkał zaanonsować wkrótce swego zwierzchnictwa nad szpitalem, wprowadzając bezpośredni dozór podoficerów nad każdą z sal. […] Wieczorem pojawił się w naszej sali ogorzały, leciwy kapral Wehrmachtu, jeden z tych, którzy mieli nadzorować rannych jeńców […] Pochodził, jak się okazało, z Bawarii […] Lecz jeśli nam dopisał szczęśliwy traf, na innych salach szpitalnych dyżurni Wehrmachtowcy mrozili nastrój typowym pruskim drylem. […] Wehrmacht komasował tymczasem rozrzucone po całym terenie wojennym obiekty w wielkie i jak się okazało śmiercionośne kombinaty szpitalne. Mieliśmy zostać wcieleni do jednego z nich, w każdym razie taką informację przemyciła nam doktor Świtalska. […] Ewakuację zarządzono niespodziewanie któregoś dnia pod wieczór. Niespodziewanie, jeśli idzie o porę transportu rannych, albowiem miano ich ewakuować nocą. Szosy i drogi były zarezerwowane wyłącznie dla wojsk niemieckich, wieziono więc nas niewiarygodnymi wertepami. Sanitarki przypominały kutry miotane sztormem. Odległość ze Skolimowa do Łowicza – około 100 kilometrów – pokonywano prawie całą noc. […]

Historyk wojskowości i starożytności, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Wieloletni pracownik wydawnictw książkowych (m. in. kierownik redakcji historii działu encyklopedii i słowników PWN), prasowych, ostatnio pracownik naukowy Wojskowego Biura Badań Historycznych, w latach 1981-89 redaktor, wydawca, wykładowca i aktywny działacz podziemia solidarnościowego. Od ćwierć wieku mieszkaniec Skolimowa, prowadzący Konstanciński Klub Historyczny.