Sąd nad olędrami

Olędrzy na trwałe osiedli na Urzeczu w latach siedemdziesiątych XVIII wieku. Wydawać by się mogło, iż po III rozbiorze dla pruskich władz, pod których zwierzchnictwem znalazła się lewobrzeżna część mikroregionu, a które przystąpiły do intensywnego zagospodarowywania nieużytków dotychczasowych królewszczyzn i sekularyzowanych dóbr, niemieckojęzyczni mieszkańcy będą sojusznikami. Stanowili jednak utrapienie, mimo iż de facto zagospodarowywali tereny dotąd leżące odłogiem. Przyczyna leżała w systemie emfiteuzy, czyli dzierżawy spisanej z właścicielami kolonizowanych obszarów. Olędrzy w kontraktach osadniczych mieli określone wysokości czynszów i danin, a gdy właściciele dóbr usiłowali je podnieść, musieli prowadzić sprawy sądowe, chcąc podważyć spisane przed laty kontrakty. Procesów było dużo, a dobra ziemskie najczęściej je przegrywały, bowiem sądy opierały się na warunkach określonych w dokumentach[1], nawet jeśli wskutek inflacji po latach kwoty czynszów okazywały się śmiesznie niskie. Stąd też gdy kanceliści pruscy analizowali sposób uzyskania zysków z nowej prowincji Prus Południowych, jako jedną z przyczyn małych dochodów wskazali olędrów, a dokładniej przegrywane z nimi przez Polaków procesy. Zresztą jeden z tytułów ówczesnych artykułów prasowych jest aż nadto wymowny: „Sposób podźwignięcia dóbr południowo-pruskich podupadłych z przyczyn przegranych procesów o zaciągi”. W artykule autor przedstawia, w jaki sposób olędrzy stwierdziwszy, że zagospodarowany teren otrzymali w dziedziczne władanie, płacili niewielkie czynsze po upływie terminu obowiązywania pierwotnego kontraktu[2].

Przeprawa przez Wilanówkę w pocz. XX wieku.

Mimo, iż władza pruska ustała na Urzeczu w 1806 r., spisane jeszcze w Rzeczpospolitej umowy obowiązywały w majestacie prawa Królestwa Polskiego, utworzonego w 1815 r.. Wiele się jednak zmieniło, gdy zaczęto sypać wały nad Wisłą i powodzie wyraźnie się zmniejszyły. Obwałowanie oprócz ochrony przed powodzią przyniosło jeszcze inne skutki. Pierwszym była zmiana sposobu gospodarowania, gdy wiosenne powodzie nie nawoziły już gleby i koniecznym stało się zastosowanie obornika, jak w sąsiednich wsiach Urzecza oddalonych od rzeki. W opinii dworu, wskutek ustania zalewów i nanoszenia piasków ziemia stała się dużo żyźniejsza i bardziej urodzajna, a przede wszystkim nie groziła jej powódź. Powodowało to, iż nowi koloniści którzy osiedlali się na Kępie Oborskiej, ponosili w latach czterdziestych XIX wieku opłaty powyżej 3 rubli z morgi, oraz odrabiali 8 dni robocizny na rzecz dworu. Tymczasem potomkowie kolonistów z 1813 r., korzystali z zapisów kontraktu emfiteutycznego nie ponosząc takich opłat, bowiem dokonali jej jednorazowo podczas przedłużania kontraktu z 1773 r., po czterdziestu latach od założenia wsi. Nic więc dziwnego, że dwór w Oborach chciał wymówić kontrakt emfiteuzy, zamieniając go na dzierżawę na warunkach takich jak w niedalekiej Kępie Zawadowskiej, gdzie Potoccy z Wilanowa już w 1819 r. przedłużając kontakt zamienili 40 -letnią dzierżawę na „wieczystą” umowę dzierżawną otrzymując rokrocznie waloryzowaną opłatę. Tymczasem dwór w Oborach możliwość zmiany umowy w 1813 roku przegapił, zgadzając się na kolejne 40 lat na te same warunki, co w 1773 r i otrzymywanie stosunkowo niewielkiej opłaty, która po latach straciła na wartości.

W tych okolicznościach kolejna okazja zdarzyła się w 80 rocznicę założenia Kępy Oborskiej. W roku 1852 hrabia Kasper Potulicki oznajmić miał kolonistom, iż od kolejnego roku nie będą mogli pozostać w osadzie pod obowiązującymi dotychczas warunkami. Wypowiedzenie umowy zostało doręczone im w maju 1852. Pozwani zostali potomkowie kolonistów podpisujących kontrakt w roku 1813, którzy odmówili płacenia nowego czynszu i mieli ziemię na Kępie, a dwór prześledził wszystkie stopnie pokrewieństwa, docierając do olędrów zamieszkujących w licznych wsiach Urzecza, którzy w jakikolwiek sposób dzierżawili ziemię na Kępie Oborskiej[3].

Chata olęderska z Kępy Zawadowskiej.

Istotą procesu był zapis z kontraktu z 1813 roku stanowiący, iż po wniesieniu do dworu jednorazowej 6 zł z morgi nastąpi automatyczne przedłużenie umowy, na tych samych zasadach co w poprzednim kontrakcie. Zniknął gdzieś zapisek „emfiteuza” i czas jej obowiązywania, mowa była tylko o konieczności zawarcia nowych umów, co olędrzy wykorzystali na swą korzyść, twierdząc iż zawarty kontrakt na takich zasadach był „wieczysty”, a nie obowiązujący na kolejne 40 lat, do 1853 roku. Hrabia rozpoczął więc sądowe starania o eksmisję osadników z osady i tak rozpoczęła się sprawa o dzierżawę Kępy Oborskiej. Kasper Potulicki najął adwokata, który po rychłej śmierci dziedzica występował w imieniu Teresy Potulickiej. Koloniści stawili opór, za „poradą ludzi złej wiary”[4], jak napisano w dokumentach dworskich, zapewne także korzystali z pomocy adwokatów aby nie zostać wyrugowani. W trakcie trwającego kilka lat procesu doszło do sądowej oceny olęderskiego sposobu gospodarowania.

Potuliccy gotowi byli w przypadku eksmisji zapłacić odszkodowanie za wzniesione przez olędrów budynki, wnosili jednak przede wszystkim o płacenie przez olędrów czynszu na zasadach przyjętych przez pozostałych mieszkańców Kępy i innych kolonistów w dobrach oborskich. Zażądali rekompensaty wydatków poniesionych przez hrabiego Potulickiego przy usypaniu wałów, które chroniły wieś od powodzi, co “spowodowało uczynienie gruntu użyteczniejszym”[5]. Opłata taka miała wynieść rocznie przynajmniej 18 złotych z morgi czyli 2 ruble 70 kopiejek. Nadto koloniści mieli od tej pory dokładać się do utrzymania wału i łożyć na tzw. roboty faszynowe, bądź brać udział w układaniu faszyny. Jak zauważyli Potuliccy, budowa wałów na Nizinie Moczydłowskiej sprawiła, iż od Góry Kalwarii aż do Wilanowa powodzie następowały jedynie podczas wysokiego stanu wód, gdy woda przelewała się przez wały. Kępa Oborska korzystała z ochrony, choć nie odrabiano tam szarwarków przy robotach wałowych, ani nie płacono na utrzymanie służb wałowej.

Na Urzeczu.

Lecz istotną częścią sporu była wzmiankowana ocena sposobu olęderskiego gospodarowania, w którym powodzie były integralną częścią nawożenia ziemi. Dwór usiłował wykazać, iż wartość ziemi podniosło uczynienie jej bezpieczną od zalewów i uprawa obszarów, których wcześniej nie można było z powodu wylewów kultywować. Argumentem podstawowym kolonistów było dowodzenie, iż “piasków nadwiślańskich (na których powstała wieś – PK) nie polepsza uprawa, bo tak się piaszczystego gruntu nie polepszy, lecz polepsza go muł jaki Wisła pozostawia wylewami swemi”[6].

Dwór podnosił, iż wylewy powodowały zniszczenia, “podrywanie gruntu, niszczyły trawy i zasiewy i odstraszały kolonistów od śmielszych upraw, które tylko prawdziwy użytek przynosić mogą”[7]. Biegli powołani przez Potulickich dowodzili, że koszt ogólnych zniszczeń powodowanych przez powódź, przewyższa koszt zysków związanych z gospodarowaniem bez zbudowanych wałów –  “a było tak, że w powodzi tonął inwentarz, niszczyły się budynki, a grunta zasypane piaskiem do użytku stawały niezdatne”[8]. Jak wykazali jednak koloniści w roku 1860 Wisła wał przerwała i zalała całą okolicę, a Kępa choć osłonięta wałem od Wisły nie była od Wilanówki, zatem wał wcale nie ubezpieczał wioski.

Pychówka na jeziorze wilanowskim.

Sąd w trzech instancjach oddalił żądania Potulickich, mimo składanych przez nich apelacji, przyznając rację kolonistom w latach 1855, 1857 i 1860. Wskazano, iż rozkładanie na kolonistów ciężarów obwałowania całych dóbr oborskich i próba zmuszenia ich do zapłaty za nie jest nieproporcjonalna do faktu, iż wioska schowana jest jedynie za niewielką częścią wałów. Przede wszystkim zaznaczono, że obwałowanie uczyniło ziemię użyteczną wtórnie, bowiem to koloniści w roku 1773 wykarczowali ją i uczynili uprawną, co daje im prawo do wieczystego posiadania. Jednakże mimo, iż Sąd przyznał rację kolonistom, stwierdzono również że bardziej ekonomiczną metodą gospodarki jest nawożenie. W myśl obowiązujących wówczas przepisów wieczne prawo posiadania obowiązywało z uwzględnieniem starego czynszu.

Ledwie 7 lat później odrębność olęderskiej wsi dobiegła końca. Kępę Oborską zamieszkiwali wówczas wyłącznie ewangelicy o nazwiskach: Ulman, Najman, Lidke, Radtke, Gottlib, Zeidens, Bajer, Fachs, Wikner, Miler i Wiese – łącznie 36 mężczyzn i 31 kobiet (wraz z dziećmi) [9]. Najdłuższy staż we wsi miała rodzina Najmanów, którzy urodzili się w Kępie Oborskiej w roku 1827. Pozostałe rodziny pochodziły z Kęp rozsianych na Łużycu, ze wsi olęderskich oraz polskich, głównie z Zieleńca, Wilanowa, Świdra i Kępy Zawadowskiej. W roku 1867 doszło do uwłaszczenia, zgodnie z tabelą likwidacyjną wsi ziemie otrzymało 12 niemieckich rodzin[10]. Tak została zakończona odrębność wsi, a pewną ironią losu był fakt, iż jedną z pierwszych uchwał w gminie Jeziorna było “aby stosować się do odezw w sprawie robót faszynowych i płacić w tym celu zaległe podatki na rzecz wału niziny Moczydłowskiej”[11], która zmusiła mieszkańców wsi do ponoszenia opłat identycznych jak włościanie pozostałych wsi gminy Jeziorna.


Zdjęcia pochodzą ze zbiorów APW, dokonano koloryzacji przy pomocy algorytmu hotpoint.
Przypisy:
[1] J. Wąsicki, Kolonizacja niemiecka w okresie Prus Południowych 1793-1806, „Przegląd Zachodni”, R. 9, 1953 s. 257. Olędrzy posiadali umowy czynszu i danin i przed sądem zawsze się tym posługiwali.

[2] idem

[3] Pozwano potomów olędrów zamieszkujących w Kępie Okrzewskiej, z gminy Wiązowna, ze wsi Latoszki, Kopytów, Świdrów oraz Czernideł powiązanych ze sobą skomplikowaną sieć stosunków rodzinnych. Powyższe ukazuje nam także, iż w połowie XIX wieku większość  z nich mieszkała w polskich wsiach.

[4] AGAD, Obory, sygn.  283 k. 296

[5] idem.

[6] AGAD, Obory, sygn. 823 k. 130

[7] AGAD, Obory, sygn. 823 k. 131

[8] Idem..

[9] Archiwum M. St. Warszawy, Oddział w Grodzisku Mazowieckim, Akta Gminy Jeziorna (AGJ), sygn. 197

[10]AGJ, sygn. 104, Tabela likwidacyjna gminy Jeziorna.

[11] AGJ, Księga uchwał gminy z roku 1867.

Może ci się także spodobać...