Wielka Wojna w gminie Jeziorna (2)

Uruchomione ochronki wprowadziły pewne nowum, w postaci dawania dzieciom posiłków, bowiem dotychczas nie było to oczywiste. Dzieci dostawały obiad w postaci polewki i kawałka chleba, dla wielu z nich okazywało się to jedynym posiłkiem dziennie, bowiem wiele było tam „dziatwy ubogiej”. W ochronce w Klarysewie było 130 dzieci głównie z Jeziorny i Bielawy, w Słomczynie 60 ze wszystkich okolicznych wsi. 130 dzieci w Klarysewie zajmowała się jedna wynajęta opiekunka, z własnej woli i chęci społecznej pomocy dołączyły do niej Wanda Pawlicka, Eugienja Gołdowska i Janina Lewandowska w dziale nauczania, oraz p. Kamila Lewandowska w dziale gospodarczym. Ta ostatnia „nie bacząc na to, że ma własny się dom i rodzinę, przebywała w ochronce od godziny 8-ej rano do 2-ej po południu, mając ciągle baczenie na dzieci, dając im troskliwą opiekę i dbając o zdrowe dla nich pożywienie.” Z kolei Janina Lewandowska zaprowadziła w ochronce naukę robót; dziewczęta wyrabiały tam guziki, haftowały, tkały, a chłopcy wiązali torby ze sznurka, pletli słomianki. Wyroby z ochronki chętnie były kupowane. Ochronka we wsi Słomczynie była pod opieką proboszcza Kozłowskiego. Po nastaniu cieplejszej pory zaprzestano dawać w niej dzieciom jedzenie na skutek rozporządzenia warszawskiego naczelnego komitetu obywatelskiego. Trzecia ochronka, założona w Opaczy, została z czasem przeniesiona do Jeziorny Królewskiej.

Wraz z wybuchem wojny nastąpił kryzys, który szybko skutkował spowolnieniem tempa produkcji papierni, nie mogącej zbyć swych produktów. Wiązało się to ze zwolnieniem z pracy dużej rzeszy robotników (o jakichkolwiek odprawach w tych czasach nikt nawet nie myślał, zwalniani byli pozostając bez środków do życia z dnia na dzień). Inflacja sprawiła, że jednocześnie podrożały wszelkie produkty do życia codziennego, nie tylko jedzenie, lecz również opał czy świece. Komitet już we wrześniu 1914 roku wykazał się przyszłościową wizją i postanowił uruchomić skład taniej żywności. Planowano sprzedawać ją po cenie produkcji, co miało jednocześnie wymusić obniżenie paskarskich cen jakie zapanowały w sklepikach w Jeziornie. Hrabina Potulicka ofiarowała pomieszczenie na skład, ale komitet nie miał pieniędzy na kupno żywności. Jednak kilka osób z gminy udzieliło komitetowi nieoprocentowanej pożyczki. Potuliccy pożyczyli 100 rubli, Rosmanowie, były wójt Czasak i proboszcz Kozłowski dali 50 rubli, naczelnik powiatu warszawskiego dał 100. Resztę wnieśli drobniejsi pożyczkobiorcy i komitet dysponował kwotą 503 rubli, za które kupił żywność, głównie kaszę, sół czy cukier. Pomieszczenie w oficynie dworu w Oborach okazało się zbyt wilgotne, skład przeniesiono więc do Jeziory Oborskiej (dzisiejsza Grapa) do mieszkania majstra Azembskiego. Jego żona podjęła się sprzedaży.

Oficyna dworu w Oborach, 2012, fot. M. Krasucki, ze strony WMK

Niestety, zaledwie zdołano sprzedać towarów za 56 rubli, gdy wojna i bitwa pod Warszawą w październiku 1914 roku przerwały działalność sklepu. Choć po zakończeniu walk wskazywano, iż uczynili to żołnierze niemieccy, nie zdołali oni jednak przejść linii Jeziorki. Podobnie jak w Wilanowie sklep rozbili, towary zniszczyli, a w części zrabowali żołnierze carscy. Przy czym jak wskazywano pomogli im w tym „nieuczciwi ludzie z pośród mieszkańców Jeziorny”. Sklep poniósł od razu na czysto 447 rubli straty; pokrył ją z biegiem czasu komitet obywatelski powiatowy i dzięki temu można było zwrócić wierzycielom pożyczone pieniądze. Po takim smutnym doświadczeniu zaniechano początkowo myśli otwierania tanich sklepów z żywnością. Dopiero dalsze wypadki wojenne i podnoszenie się cen, działalność spekulantów w Jeziornie, skłoniły komitet obywatelski do założenia zimą 1914 roku składu hurtowego żywności. Pożyczono kolejne pieniądze – na ich przykładzie widzimy jak wysoka była inflacja, bowiem tym razem z komitetu powiatowego uzyskano 700 rubli, Józef Czasak pożyczył 3 tysiące rubli, a naczelnik Nowicki dopożyczył jeszcze 3440 rubli. Sprzedaży próbował początkowo pisarz komitetu, ale szybko zorientowano się, że niezbędny jest dośwadczony handlarz. Zajął się tym wówczas miejscowy kupiec, Antoni Jankowski, który od 1 kwietnia 1915 roku prowadził skład. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż w przyszłości Jankowski miał zostać wójtem gminy Jeziorny, pełnił swą funkcję od 1932 roku.

Doprowadził do uruchomienia kolejnych sklepów z żywnością w Bielawie (w domu z początku darmo ofiarowanym przez Franciszka Komosę), w Opaczy, w Słomczynie i Cieciszewie. Sklepy starano się otwierać w bezpłatnych pomieszczeniach. Skład hurtowy mieścił się w Klarysewie przy stacji kolejki żelaznej. Dostarczał on towaru nie tylko do czterech sklepów komitetowych, ale także żydowskim sklepikarzom: przestrzegano tylko, żeby sklepy biorące towar z hurtowni rozsprzedawały go potem ludziom nie drożej od cen ustanowionych przez komitet. Porzucono to dopiero po otwarciu sklepów na wsiach, dając szansę zarobienia sprzedającym. Skład hurtowy sprowadził do gminy towarów za 46 tysięcy rubli; z tego sklep w Bielawie sprzedał towarów za 10 tysięcy rubli, sklep w Cieciszewie za 3400 r w Opaczy za 2270 r. i w Słomczynie za 1654 ruble.

Zniszczenia po walkach w październik 1914 r. w Skolimowie

Jak wyliczono w 1915 roku urządzenie składu i sklepów kosztowało 726 rubli, “na płacę dla zarządzającego, czterech sklepowych i woźnicy wydawano razem po 230 r. miesięcznie, na mieszkanie po 67 rubli miesięcznie. Po obliczeniu wszystkiego w czerwcu, a więc po paru miesiącach działalności, okazało się, że jest czystego zysku 18 rubli, a nadto pomieszczenie sklepów było opłacone na cały kwartał z góry, a w Bielawie na cały rok z góry.”

Prawdziwym problemem okazało się jednak zdrowie, o czym opowie kolejna część artykułu.


Źródła:

  • Akta gminy Jeziorna
  • “Gazeta Świąteczna nr 2-4/1916

Może ci się także spodobać...