Sprawa Szpajzmana

Letnisko Konstancin wzniesiono dzięki cegłom z tutejszej cegielni, spółki założonej w dobrach Potulickich na przełomie XIX i XX wieku. Powstały wówczas zakład funkcjonował jeszcze przez kilkadziesiąt lat, pozostawiając po sobie liczne doły i jary, na jego potrzeby pociągnięto także bocznicę kolejki wilanowskiej, którą transporty cegły wożono wzdłuż obecnej ulicy Sobieskiego. Pozostałością powyższego jest widoczny jeszcze w niektórych miejscach nasyp i niewielki mostek nieopodal Cafe Beza. Teren dawnej zaś cegielni pod koniec XX wieku zabudowany został przez osiedle Elsam.
Nie była to jak wiadomo pierwsza tutejsza cegielnia, bowiem jak można było kiedyś już przeczytać poprzednie dały cegłę na budowę zabudowań papierni, dworu w Oborach czy kościoła w Słomczynie. Ta jednak jako pierwsza działała w postaci spółki, sprzedającej cegły na rzecz budowy willi, co okazało się niezwykle zyskownym przedsięwzięciem finansowym. Była także pierwszą cegielnią oborską, w której produkowane cegły oznaczano sygnaturami z napisem „Obory”. Jest jednak kilka lat w okresie jej działalności, kiedy zmieniła ona nazwę, a wiele osób sądzi do tej pory, iż na tych terenach działała również cegielnia o nazwie „Konstancin”. Tymczasem był to wciąż ten sam zakład.

A ściśle zakład ceramiczny, bo taką oficjalną nosił nazwę w latach dwudziestych. Zarządzała wówczas nim spółka, której właścicielami byli hrabia Józef Zygmunt Potulicki oraz Lucjusz Burdyński. Burdyński był architektem, członkiem redakcji „Przeglądu Ceramicznego”, a także właścicielem cegielni w Skoroszach. Jednakże branżę dotknął mocny kryzys w latach dwudziestych, ówczesna prasa przynosi informację o częstych strajkach w oborskiej cegielni, powodowanych sytuacją ekonomiczną. W pewnym momencie z uwagi na brak płynności finansowej właściciele zostali zmuszeni do płacenia robotnikom cegłami, którzy sprzedawali ją tanio lub nie mogąc jej sprzedać zaczęli z niej stawiać domy. Jak odnotowała ówczesna prasa w gminie Jeziorna właśnie z tego powodu powstawać zaczęły murowane wiejskie domy, zamiast drewnianych.

Cegielnia w latach dwudziestych XX wieku nieopodal obecnej ulicy Wilanowskiej

Cegielnia przetrwała jakoś przez kryzys, jednak w 1931 roku po śmierci Henryka Potulickiego, w którego gestii pozostawała, mimo iż teren był wciąż własnością jego brata Józefa, najwyraźniej nie było chętnych do jej dalszego prowadzenia. Wówczas z pomocą przyszedł Mojsze Szpajzman, człowiek interesu zamieszkujący w Warszawie na Puławskiej. Dotąd był jednym ze spedytorów cegieł, reprezentantem handlowym „Obór”, obracającym na rynku warszawskim tutejszą cegłą. Teraz zakład wydzierżawił. I przy okazji zmienił jego nazwę. W tym roku z rejestrów handlowych znika zakład ceramiczny „Obory” a jego miejsce zajmuje „Konstancin”. I pojawiają się charakterystyczne cegły z sygnaturą „Konstancin MS” od inicjałów właściciela. Zakład był to dodajmy niemały, bowiem w latach dwudziestych zatrudniał około 300 osób, w latach trzydziestych niecałe 100 osób mniej. Papiernia w tym czasie miała około 1100 robotników, daje nam więc to wyobrażenie o skali produkcji. Warszawski rynek cegły wyraźnie odżył, a wraz z ponownym rozwojem budownictwa po kryzysie wzrosło zapotrzebowanie na cegłę, a co za tym idzie jej ceny. W 1936 r. osiągnęły ceny wyraźnie zaporowe, co zrodziło podejrzenia o spekulację i zmowę cenową na rynku warszawskim. Powyższe wywołało reakcję władz.

Sygnatura “Konstancin” i MS – Mojsze Szpajzman. Zdjęcie aut. Krzysztofa Kochańskiego z forum FB cegły z sygnaturami

Ceny dyktowali najwięksi producenci cegły w Warszawie i okolicach, były one znacząco wyższe od innych regionów kraju, gdzie miały sięgać 40 złotych za 1000 sztuk, podczas gdy w Warszawie i okolicach kształtowały się one na poziomie 60-70 złotych. Dla transportu cegieł obniżono więc taryfę kolejową umożliwiając przywóz z tak odległych regionów kraju jak województwo śląskie, poznańskie czy krakowskie. Najwyraźniej jednak to zbytnio nie pomogło, zapewne dostawy takie zablokowali potentaci rynku. Z uwagi na powyższe postanowiono kilku dla przykładu aresztować. Wśród nich znalazł się Mojżesz Szpajzman, który wraz z Józefem Mozenkisem, właścicielem 6 cegielni oraz Józefem Więckiem, przejmującym upadające spółki handlowe, został zatrzymany. Zarzucono im, iż kilka lat wcześniej dzięki kredytowi uzyskanemu z Banku, przejęli większość cegielni w rejonie i wywindowali ceny, wspólnie je ustalając. Za powyższe bez procesu osadzono ich w słynnym obozie w Berezie Kartuskiej.

Wiele wskazuje na to, iż sprawa była wyłącznie pokazowa i miała stanowić sygnał dla producentów cegieł, a przemysłowców wybrano nie przypadkiem. Po aresztowaniu 29 września 1936 roku Związek Przemysłowców Ceramicznych porozumiał się z rządem i obniżył znacząco ceny cegieł – do 41 zł w promieniu 5 kilometrów od Warszawy i 40 złotych w cegielniach dalszych za 1000 sztuk. Z uwagi na „ustabilizowanie cen na rynku warszawskim” aresztowaną trójkę zwolniono już po 3 dniach – 2 października. Sprawa najwyraźniej nie była kontynuowana. Tak też oceniała to ówczesna gazeta “Czas”, zastanawiając się czy zmiany cen cegieł nie można było uzyskać w inny sposób niż poprzez izolację w Berezie.  Szpajzman prowadził dalej cegielnię. Bezrobocie sprawiało, iż wzorem innych przemysłowców tamtych czasów eksploatował zatrudnionych potrafiąc zapłacić za tydzień pracy „na akord” (czyli po kilkanaście godzin dziennie) jedynie 5 złotych, zamiast 4 złotych dniówki. Czynił to przy pełnym poparciu ówczesnych władz, a wójt gminy Jeziorna gdy robotnicy żądali poprawy swego losu wspierał w pełni Szpajzmana. Żądania płacy za godzinę bądź dniówkę przez 8 godzin dziennie w tamtych czasach traktowane były jako wywrotowe i komunistyczne. 31 grudnia 1936 roku Szpajzman po raz kolejny przedłużył dzierżawę cegielni do dnia 1 kwietnia 1938 roku.

“Robotnik”

Kres działalności cegielni „Konstancin” przyniosła licytacja komornicza. Józef Potulicki nie był w stanie spłacić swoich długów, komornik Sądu Grodzkiego w Piasecznie na żądanie wierzyciela spółki Lescer przystąpił w lipcu 1937 roku do licytacji dóbr Obory-Łyczyn, stanowiących dziedzictwo Józefa. W ich skład prócz folwarków Łyczyn, Marynin, lasu z gajówką wchodził również zakład ceramiczny znany uprzednio pod nazwą „Obory” wraz z zabudowaniami i 150 morgami terenów glinianek. Powyższe wylicytował Stanisław Plebański, który zamieszkał w dworku w Łyczynie a Szpajzmanowi umowy nie przedłużył. Począwszy od 1938 roku cegielnia działać zaczęła ponownie pod starą nazwą, jako spółka dzierżawna zarządzana przez Plebańskiego. W 1939 roku przed rozpoczęciem działań wojennych „Obory” zatrudniały 230 pracowników.

Ale to już inna historia.

Podpis Mojsze Szpajzmana


Źródła:

  • Akta gminy Jeziorna
  • “Robotnik”
  • “ABC”
  • “Dobry wieczór”

Może ci się także spodobać...