Koniec świata podwarszawskich sztetli

Dziś obchodzimy osiemdziesiątą rocznicę likwidacji getta w Jeziornie. Wczesnym rankiem 25 stycznia 1941 roku zajechały samochody niemieckiej żandarmerii i kazano przygotować łaźnię. Żydom kazano się rozebrać w celu odbycia kąpieli i pozostawić pod łaźnią swój dobytek w postaci niewielkich tobołków które mogli ze sobą zabrać. Następnie wywieziono ich do Warszawy a za nimi osobnym transportem powędrowały ich pakunki. Starsi mieszkańcy Jeziorny pamiętający te czasy do dziś wspominają stosy pakunków pozostawione pod łaźnią miejską przy ulicy Warszawskiej 3. Pełne relacje z wysiedlenia opublikowaliśmy na naszym portalu w tym miejscu: https://okolicekonstancina.pl/2019/04/21/z-archiwum-ringelbluma/

Miejsce po łaźni miejskiej w Jeziornie, ostatnim miejscu pobytu przed wywózką Żydów do getta w Warszawie (google Street View)

Miejsce po łaźni miejskiej w Jeziornie, ostatnim miejscu pobytu przed wywózką Żydów do getta w Warszawie (google Street View)

Trzy dni wcześniej (22. stycznia 1941 roku) zaczęła się likwidacja getta w Piasecznie. Rozłożona na kilka dni trwała co najmniej do 27 stycznia. Miesiąc później (25 lutego 1941) Niemcy wysiedlili Żydów z Góry Kalwarii. W lutym zlikwidowano także getta we Włochach, Pruszkowie i Grodzisku Mazowieckim. W 1941 roku zlikwidowano wszystkie lokalne getta w zachodnich powiatach dystryktu warszawskiego (grójecki, łowicki, sochaczewski, skierniewicki) a także poza wymienionymi getta w Karczewie, Łomiankach, Miłosnej, Tłuszczu, Wawrze, Pustelniku. W tym czasie do getta warszawskiego z okolicznych gett napłynęło około 50 tysięcy Żydów, zwiększając jego ludność do około 460 tysięcy. Najdłużej z podwarszawskich gett działały getto w Otwocku i getto w Magnuszewie (znaleźli się w nich również Żydzi z Jeziorny, licząc że tam uda im się przetrwać wojnę). Niestety i one zostały ostatecznie wysiedlone z końcem 1941 roku, a większość populacji podwarszawskich Żydów zginęła w Treblince. Wstrząsający opis likwidacji getta w Otwocku opisał Calek Perechodnik w książce “Spowiedź”. Tym samym rok 1941 stanowi kres tutejszych sztetli, Żydzi – poza pojedynczymi osobami – nigdy już do nich nie powrócili.

Wysiedlenie Żydów z getta w Górze Kalwarii w lutym 1941 r. (źródło: www.centropa.org)

Wysiedlenie Żydów z getta w Górze Kalwarii w lutym 1941 r. (źródło: www.centropa.org)

Wielu Żydów nie zdawało sobie sprawy z rozgrywających się wydarzeń. Ojciec Sama Freimana (rymarz i szewc z Bielawskiej 4) schował do piwnicy niedawno kupioną nową maszynę do szycia. Myślał że później uda im się po nią wrócić. Inni również ukrywali w domostwach bardziej wartościowe rzeczy których nie mogli zabrać do Warszawy bądź prosili o ich przechowanie Polaków mieszkających poza gettem. Jeszcze inni nie ufając Niemcom zdecydowali się na ucieczkę. Głośna w okolicy była historia grupy Żydów ukrywających się w ziemiance w lesie oborskim. Rozmowę z Janem Skrojnym o tych wydarzeniach cytuje Józef Hertel w książce “Ze Złotej Księgi Skolimowa” (tom II):
“- Ano to było tak, że obok nas, w willi przedwojennej Wertheima, mieszkał gubernator Fischer. Widać chcieli go dobrze zabezpieczyć od chłopców z lasu, zaczęli stawiać bunkry w lesie. Aż jednego dnia dolatywać zaczęły krzyki, hałasy, strzały. Co to takiego było? – hitlerowcy odkryli bunkier, w którym ukrywali się Żydzi z Jeziornej – rodzina krawca. Tam mieli maszynę do szycia, szyli, sprzedawali ubrania i tak żyli bezpiecznie. Aż tego wieczoru Niemcy usłyszeli płacz dziecka, odkryli ten bunkier, urządzili obławę, wszystkich połapali, niektórych uciekających postrzelili. Jak się okazało – wywieźli ich do Chylic, tam rozstrzelali i zwalili na ten wielki śmietnik”

W 1945 roku przyszło wyzwolenie. Żydzi którzy przeżyli holocaust niechętnie wracali do swoich domostw. No bo i do czego skoro całe rodziny zostały wymordowane. Wielu wyjechało do tworzącego się Izraela, do USA bądź Wielkiej Brytanii. Wyzwolenie nie przyniosło też pełnej ulgi. Janina Bauman, wnuczka lekarza Aleksandra Fryszmana – przedwojennego właściciela konstancińskiej willi Sans souci, przez wojnę zmuszona była ukrywać się po różnych domach i kryjówkach. Gdy po odwrocie Niemców w końcu mogła już wyjść swobodnie na ulice zburzonej Warszawy, usłyszała “Nie do wiary! Oni ciągle jeszcze tutaj są. Niemieckim partaczom nie udało się zagazować ich wszystkich”. Ponieważ kamienica w której mieszkali była ruiną, postanowiła z matką udać się do swojej konstancińskiej willi. Niestety nie pozwolono im w niej zamieszkać gdyż zajęta została przez warszawski Szpital św. Ducha. Tym sposobem po wojnie jeszcze długo musieli pomieszkiwać kątem u znajomych i przyjaciół. Niektórzy postanowili jednak wrócić do swoich rodzinnych domów. Do Jeziorny powróciła Fajga Rotsztejn, córka przedwojennego prezesa Gminy Żydowskiej Abrama Kenigsteina. Jak wspomina ją dr Zbigniew Cechnicki, po wojnie zawsze pomagała represjonowanym przez nowy ustrój Polakom, gdy zwracali się do niej z prośbą o pomoc. Zmarła w 1969 roku i została pochowana na cmentarzu w Powsinie.

Do Góry Kalwarii wrócił Henryk Prajs. Skończył lokalne technikum ogrodnicze i do 1968 roku pełnił funkcję ławnika. Jako jeden z nielicznych ocalałych przez lata kultywował pamięć o społeczności kalwaryjskich Żydów. Przyczynił się do ogrodzenia i uporządkowania tamtejszego kirkutu i przekazał Muzeum Polin liczne eksponaty (w tym spisaną w jidysz w czasie okupacji historię Żydów z Góry Kalwarii). Zmarł 25 kwietnia 2018 roku w wieku 101 lat.

Dawny dom modlitwy w Górze Kalwarii zmieniony na sklep meblowy - stan na 1985 r. (fot. A. Juszczak)

Dawny dom modlitwy w Górze Kalwarii zmieniony na sklep meblowy – stan na 1985 r. (fot. A. Juszczak)

Niestety te pojedyncze osoby nie zdołały już odbudować lokalnych sztetli. Mykwy i domy modlitwy zajmowane przez państwo pełniły różnorakie funkcje, np. przedszkola (mykwa w Jeziornie) bądź magazynu meblowego (dom modlitwy w Górze Kalwarii). Część pożydowskich domów została przez ocalałych właścicieli sprzedana, inne zostały przejęte przez państwo i zorganizowano w nich lokale komunalne. Do dziś pamiętam wizyty u kolegi w jednym z takich domów między ulicami Kozią i Stawową. Wysoki drewniak z wąskimi skrzypiącymi schodami prowadzącymi na górę. Małe okna sprawiały że było w nim dość ciemno. Mieszkało w nim kilka rodzin. W latach dziewięćdziesiątych został przez gminę zburzony a lokatorów przeniesiono do nowych bloków wybudowanych po sąsiedzku. Dziś w jego miejscu znajduje się parking. Także w miejscu domu Sama Freimana znajduje się parking. Jak sam wspominał przy okazji ostatniej wizyty w Jeziornie na początku XXI wieku – gdyby pogrzebać w ziemi, znalazło by się fragmenty skór z których jego ojciec robił buty. Do Jeziorny po wojnie wróciło kilku ocalałych. Były to jednak krótkie sentymentalne wizyty. W latach 60-70 Jeziornę odwiedziła Ita Dimant, córka rabina Jeziorny Jakóba Rozencwajga. W 2013 roku Jeziornę odwiedził Jorge Danielewicz, syn przedwojennych emigrantów którzy wyjechali w międzywojniu do Argentyny. Takich wizyt jest jednak coraz mniej bo odchodzą już ich bohaterowie. Także Jeziorna mocno się zmieniła i niewiele dziś pozostało śladów po tym przedwojennym sztetlu. Pomimo że stopniowo zacierają się materialne ślady, pragniemy wkrótce przywrócić pamięć tej społeczności w innym wymiarze, o czym będziemy informowali na stronie.

Może ci się także spodobać...