Tajemnice Lasu Kabackiego (3)

Jak i w dzisiejszych czasach w lesie pod Kabatami znajdowano zwłoki samobójców. O jednym takim przypadku donosiła Gazeta Poranna w numerze 317 z 19 listopada 1921 r.

W lesie Kubackim pod Wilanowem znaleziono trupa mężczyzny w średnim wieku, który poniósł śmierć wskutek rany postrzałowej w głowę. Przy trupie znaleziono legitymację, wydaną na imię 32-letniego Bolesława Kowalskiego, młodszego kontrolera izby skarbowej oddziału w Żyrardowie. Nadto znaleziono 71,275 mk. gotówką, , rewolwer z trzema nabojami (Jeden wystrzelony) i trzy listy do rodziny, w których denat przeprasza, że odbiera sobie życie. Z dalszej treści listów wynika, że Kowalski popełnił samobójstwo z powodu przywłaszczenia pieniędzy skarbowych. Mieszkanie samobójcy w Żyrardowie przy ul. Leśnej opieczętowano. Sumy zdefraudowanych pieniędzy na razie nie ustalono.

Nie zawsze jednak to, co wyglądało na samobójstwo, było nim w rzeczywistości. Kurier Warszawski w numerze 224 z 17 sierpnia 1930 r przyniósł opis zagadkowej zbroni.

W lesie kabackim, pod Pyrami, przechodnie znaleźli w zaroślach wiszącego na szpagacie, przymocowanym do gałęzi jakiegoś mężczyznę, lat około 60. Na szyi denata widniała rana cięta, na głowie zaś — rany tłuczone. Okazało się, że denatem jest 60-letni Jan Rybak, mieszkaniec wsi Służewa, długoletni ogrodnik w politechnice warszawskiej. Rybak zaginął w tajemniczych okolicznościach w środę, d. 6 b. m. Istnieje przypuszczenie, że Rybaka zamordowano na tle zemsty osobistej, a następnie, celem upozorowania samobójstwa, powieszono.

Dokładniejszy opis tej sprawy przyniosło ABC w nr 228 z tego samego dnia.

Wczoraj popołudniu wieśniacy, przechodzący przez las kabacki pod Pyrami, znaleźli w zaroślach wiszące na drzewie, na szpagacie, zwłoki jakiegoś mężczyzny. O swem odkryciu kmiotkowie zawiadomili policję powiatową, która z przeprowadzonego śledztwa ustaliła, iż jest to 60-letni Jan Rybak, który był zatrudniony od dwudziestu lat, jako ogrodnik w politechnice warszawskiej, zamieszkały stale w Służewie wraz z żoną i czworgiem dzieci. Według ekspertyzy lekarskiej Rybak, na którego szyi znajduje się rana cięta, na głowie zaś ślady od uderzenia siekierą, został najpierw zamordowany, a następnie, dla upozorowania samobójstwa, powieszony na gałęzi.

1924, gajówka przy Trakcie Leśnym. Fot. H. Poddębski, NAC

Odnalezienie zwłok Rybaka jest pierwszą częścią śledztwa, przeprowadzonego w związku z jego zaginięciem. Zagadkową rolę w całej tej sprawie gra niejaki Antoni Chmiel z Pruszkowa, zatrudniony w połowie lipca w charakterze pomocnika Rybaka. Przed kilku tygodniami zginęła z ogrodów politechniki bardzo cenna palma, którą odnalazł Rybak po dłuższych staraniach, przy czem w takich warunkach, że Chmiel został natychmiast zwolniony z pracy. Jak zeznają świadkowie, Chmiel odgrażał się wówczas i przysięgał Rybakowi zemstę. Było to we wtorek dnia 5-go b. m. W środę zgłosił się do Rybaka jakiś, rzekomo, posterunkowy z 2-iego komisarjatu, który zabrał ogrodnika ze sobą podobno do II Komisariatu. Gdy ojciec nie wrócił na noc do dom p. Franciszek Rybak  wrócił się do 2-go Komisariatu policji, gdzie mu najpierw oświadczono, że istotnie ojciec jego był zatrzymany, lecz o godz. 11 w. został po przesłuchaniu zwolniony — następnie zaś powiedziano mu, że w ogóle Il-gi Komisariat nic w tej sprawie nie wie i że Rybak w komisariacie tym nie był zatrzymywany. Taka odpowiedź władz policyjnych nie zadowoliła zrozpaczonego syna, który na własną rękę rozpoczął poszukiwania.

Odnalezienie zwłok zamordowanego Rybaka nie posunęło naprzód sprawy wyjaśnienia zagadki zaginięcia, w dalszym ciągu bowiem nie wiadomo, kto uprowadził Rybaka, jaką rolę grał w tej sprawie Il-gi komisarjat policji (tem bardziej, że politechnika warszawska należy terytorialnie do XI komisarjatu), oraz jaka była rola Chmielą, t. j., czy on dokonał zbrodni morderstwa. Policja pruszkowska, na zlecenie policji warszawskiej, przeprowadziła rewizję w mieszkaniu Chmielą przy ul. Ołówkowej, jednak ani jego, ani żadnych obciążających szczegółów nie znaleziono.

Niestety sprawa ta pozostanie tajemnicą po dzień dzisiejszy, bowiem prasa nie opisywała już jej dalszych losów.

Na koniec zaś wydarzenia nieco bardziej humorystycznej natury, choć poszło o honor i kobietę.

Express Poranny nr 96 z 5 kwietnia 1925 rok

Niedziela Palmowa. Piękny świt „wiosenny”. Stolica już nie śpi, ale drzemie, zanim się nie zbudzi, aby rzucić tłumy wiernych w przedsionki świątyń. Okolice miasta, zbudzone wcześniej, już żyją. Szosy i ścieżki polne roją się od postaci, podążających do świątyń. Godzina 7-ma, 8-ma… Szosą wilanowską mknie co kilka minut samochód zostawiając za sobą chmury dymu…

Nagle od drogi pieszej wiodącej od szosy za Powsinem do lasu kabackiego zatrzymuje się taxi-auto nr. 58, z którego wysiada czterech młodzieńców. Chwila wahania. Szepty. Wkrótce towarzystwo udaje się ku laskowi. Równocześnie niemal inny taksometr przypadkowo nr. 57, dążący w ślad tamtego, zatrzymuje, się opodal, wysiada z niego 5-cłu młodzieńców, niektórzy w zielonych czapeczkach korporanckich i sierowuje się inną ścieżką ku temuż liskowi Kabackiemu. Tak dwiema drogami ku jednemu celowi, ku laskowi Kabaty, dążyło wczoraj dziewięciu aż, młodzieńcowi po większej części słuchaczy wyższej szkoły Handlowej… na wycieczkę; jednak nie dla zabawy. Ale po śmierć jednego z nich, a może i obydwu… 

Aliści trop w trop po piętach tych panów nadjechały dwa inne auta, z których wysiadł p. Simon, zastępca kierownika ekspozytury śledczej powiatu warszawskiego w towarzystwie Wywiadowców pp. Czesława Piotrowskiego i Ludosława Narkiewicza i od razu położywszy dłoń na ramionach panów studentów, poprosił ich o wylegitymowanie się i przedstawienie celu wycieczki. Okazało się że w aucie nr. 58 znaleziono skrzynkę, zawierającą komplet pistoletów pojedynkowych, które służyć miały dwom z uczestników wycieczki, panom A. Z. i S. M. do skrócenia sobie wzajemnie życia. I no co? i tak wszak życie takie krótkie! Ale drażliwym jest honor i czułem jest serce młodzieży. I czy o obrazę osobista chodziło, czy należy tu szukać innych, bardziej żeńskiej natury przyczyn, wszystko jedno, dość.  I że gdyby nie informacje, zebrane ze zwykłą czujnością przez kierownika ekspozytury – śledczej pow. warszawskiego,, pana Nowaka, z którego polecenia eskapadzie tej w sam czas przeszkodzono, — mogłyby być albo dwie dziury w powietrzu, albo dwa trupy, na co tak dorodni młodzieńcy nie zasługują. Nawiasem mówiąc, na przybycie dwóch aut do nieudanych pojedynków czekał już zawczasu w umówionem przez nich w najsroższej tajemnicy miejscu, wszystko wiedzący -przedstawiciel naszej redakcji… Czekał i doczekał się zaprószenia całego towarzystwa do biura komendy Policji Państwowej powiatu warszawskiego, celem spisania protokółu, skąd sprawę skierowano do prokuratora p. Goldsteina.

Może ci się także spodobać...