Konstancin – 1902 r.

W numerze 23 z 6 czerwca (24 maja) 1902 r. “Biesiady Literackiej”[1] przeczytałem felieton “Z Warszawy” podpisany Sęp[2], w którym znalazły się m.in. dwa interesujące mnie tematy: “Konstancin w skórze europejskiej” i “Parcelacja Zwierzyńca”. 
[…] Wzorem letnich rozrywek, bardzo przyjemnych a tanich, była zabawa urządzona w Konstancinie, na korzyść „Rozdawnictwa odzieży dzieciom ubogim”. Konstancin, poczekawszy cierpliwie dwa lata na łaskę publiczności, stał się nareszcie modnym, jako najpiękniejsza oaza podwarszawska, wzorowana na Europie. Założyciele tego ustronia dowiedli, że komfort zagraniczny nie przeszkadza swojactwu: w Konstancinie mamy wodociągi, oświetlenie elektryczne, wille murowane, drogi tak wygodne, że nie tylko noga ale i nóżka bosa może po nich bez obrażenia spacerować, restaurację, w której nie trują, muzykę nie rozdzierającą uszu – jednym słowem wszystko, co posiadają w nieprzebranej ilości letniska zagraniczne, a jednak czujesz, że jesteś u siebie, że ten las, co otacza ustronie ze wszystkich stron świata, to las nasz rodzimy, jeziorka w nim, ścieżki, paprocie, konwalie, poziomki, grzyby – to dobrzy nasi znajomi, których umiemy nazwać po imieniu i poznać po zapachu; mowa, co się odzywa na gankach, na stawie, w boru – to mowa nasza. Komfort europejski nie przepapuził osady polskiej na jakąś niemczyznę; berlińczykowi nie było by tu przyjemnie, bo niema knajpy. 
Bez kubana reklamuję Konstancin, nie odmawiając powabów letnich sąsiedniemu Skolimowowi i życząc, aby Saska kępa, gdy nowy most połączy ją z Warszawą, na nich się wzorowała. Sława Konstancina przedostała się nawet po za granice Królestwa; cudzoziemcy nawiedzający nasze miasto mają to letnisko zapisane w przewodniku, i, o ile im czasu starczy, odwiedzają je, zapoznawszy się z Wilanowem, do którego droga, pośród domostw obdartych i śmietników’, kompromituje nasze przedmieścia sromotnie. W tych dniach przebywałem ją w towarzystwie p. P. T., który umyślnie przybył z Wilna, aby poznać urządzenie Konstancina i mieć wzór dla Zwierzyńca, w którym ma zamiar wybudować szereg will z wszelkimi wygodami. Urządzeniem podwarszawskiej osady był zachwycony i chce ją skopiować u siebie, o ile znajdzie wspólników, jak on zamożnych i chętnych. Spólników znajdzie chyba łatwo, wymienił nawet kilka nazwisk ludzi powszechnie znanych w Warszawie, którzy są gotowi nabyć działy w Zwierzyńcu i na nich się pobudować; jeden z nich, nie lubiący odkładać zamiarów na długą metę, udał się już do Witkiewicza z prośbą o plan willi w stylu zakopiańskim. 
 
S. Karpowicz “Na kolonii letniej”
 
Właściciel terytorium zwierzynieckiego ogłasza w gazetach, że z umów o kupno parceli są wyłączone wszelkie wzglądy na wyznanie wiary i narodowość kupującego, więc kto tylko ma czym za grunt zapłacić i chce naprawdę przepędzać część roku w prześlicznej okolicy, może osiedlić się pod Wilnem. Nie dla magnatów, bo tym wszędzie jest tanio, ale dla ludzi średniej zamożności, rozporządzających jednak pewnym kapitałem zapasowym, nastręcza się sposobność nabycia dziedzictwa, szczuplejszego wprawdzie od posiadłości szlachecko-szaraczkowej, ale zawsze dziedzictwa, o jakie trudno w pobliżu Warszawy, z powodu cen wygórowanych. 
 
Jeśli interesant zapyta nas, czy położenie Zwierzyńca jest tak samo malownicze jak Konstancina, odpowiemy szczerze, że pod tym względem Wilno i jego przedmieścia wyprzedziły Warszawę, że na myśl o okolicy nadwilejskiej robi się w duszy słonecznie. Zdaje się, iż w miejscowości tak hojnie wyposażonej od natury nic może być dni chmurnych, ani nawet zimy, iż zieleń nigdy tam nie znika o skrzydlaci śpiewacy przez, rok cały nie opuszczają wzgórz ponarskich. Mieszkaniec grodu syreniego może się zrazić odległością, ależ to wygląda na żart przy dzisiejszych środkach komunikacyjnych. Śpieszyć się trzeba, bo Zwierzyniec zostanie prędko rozparcelowany; kto się spóźni, będzie żałował. Zresztą, czy to tak długo czekać trzeba na kolej elektryczną, która godzinę zredukuje do kwadransa; gdzie indziej podróżni już korzystają z tego dobrodziejstwa. Wprawdzie u obcych postęp posiada szybkość zająca, ale mam nadzieję, że i u nas, zanim nadejdzie czterdziestolecie służby scenicznej p. Edwarda Wolskiego, kolej elektryczna będzie chlebem powszednim.[…]
 
——————————————–
[1] “Biesiada Literacka” (w październiku 1907 r. „Biesiada Polska”, od listopada 1907 r. „Lechita”, od października 1908 r. znów „Biesiada Literacka”), ilustrowany tygodnik literacki i polityczny, zbliżony do Narodowej Demokracji, ukazywał się w Warszawie od 7 stycznia 1876 r. do 30 czerwca 1917 r. W „Biesiadzie Literackiej” ukazywały się utwory wybitnych polskich autorów oraz tłumaczenia dzieł zagranicznych. Zamieszczano w tygodniku reprodukcje dzieł najlepszych malarzy polskich. 
[2] Władysław Józef Maleszewski (2 lutego 1832 r. – 7 czerwca 1913 r.) pisywał w “Biesiadzie Literackiej” przeważnie felietony społeczne, m. in. pt. Z Warszawy pod pseud. Sęp, które wysoko współcześnie oceniane, poruszały wszystkie poważniejsze zjawiska i problemy oraz szeroko spopularyzowały ten pseudonim. 

 

Może ci się także spodobać...