Niemcy i Polacy nad Wisłą (2)

W przypadku Kępy Falenickiej, Oborskiej i Okrzewskiej w dwudziestoleciu międzywojennym, mimo prowadzonego od pewnego momentu rozeznania przez Komendę Główną Policji środowiska mniejszości niemieckiej, nie dopatrzono się wrogiej działalności wymierzonej przeciw Polsce. Nie powstały tu struktury DVP (Deutsche Volkspartei) ani JDP (Jungdeutsche Partei in Polen), nie udało się zorganizować jej komórek z uwagi na znaczną polonizację. W szkole gminnej nadal nauczano po polsku, nie pojawiły się jak gdzie indziej wnioski o nauczanie w języku niemieckim. W przeciwieństwie do nadwiślańskich okolic powiatu garwolińskiego nie ujawnili się tu we wrześniu 1939 roku dywersanci, a tutejszy kantor i zarazem nauczyciel nie był nastawiony antypolsko. Nie sposób dociec na ile był to wpływ przekonań osobistych, a na ile dobro sąsiedzkich stosunków, bowiem w sąsiedniej gminie Wilanów wyglądało to zgoła inaczej. W latach trzydziestych rosnące wpływy i potęga III Rzeszy zaczęły jednak wywierać stopniowy wpływ na tutejszych mieszkańców, podobnie jak wzrastające w siłę polskie ruchy narodowe. W Kępie Zawadowskiej i Latoszkowej mieszkańcy podzielili się na dwa obozy, pierwszy składał się z kolonistów bardziej zamożniejszych, wykazując się coraz mocniejszym prohitlerowskim nastawieniem. Obóz przeciwny tworzyła mniej zamożna część mieszkańców, skupiona wokół miejscowego nauczyciela. Warto jednak zauważyć, iż w tym czasie mimo rosnącej nieufności, razem z polskimi rolnikami mieszkańcy Kęp w dobie kryzysu działali wspólnie kooperując w sprzedaży produktów rolnych, ponadto pomagając sobie wzajemnie.

Okolice Kępy Zawadowskiej w roku 1953 (“Stolica” nr 49/1953)

Wybuch wojny doprowadził do tragicznych wydarzeń. W 1939 roku w gminie Jeziorna mieszkało łącznie 158 osób wyznania ewangelicko-augsburskiego, większość w Kępie Falenickiej, Oborskiej i Okrzewskiej, nadal deklarujących narodowość Polską. Po klęsce wojny obronnej we wrześniu we wsiach podwilanowskich zawisły flagi hitlerowskie, a grupa z obozu prohitlerowskiego wzięła udział w defiladzie zwycięstwa. Jak wynika ze wspomnień mieszkańców w gminie Jeziorna we wspomnianych trzech wsiach flagi takiej nie wywiesił nikt, ani nie dołączył do owej grupy. I tak dochodzimy do kwestii słynnej volkslisty, której podpisanie nie do końca było sprawą oczywistą dla potomków niemieckojęzycznych osadników. Powyższe opisuje szczegółowo Jan Kazimierczak w przypadku Kępy Zawadowskiej i Latoszkowej, gdzie sporo Niemców odmówiło początkowo złożenia takiego podpisu. Zastosowano wobec nich brutalne represje. Osadnika Gisbrechta omalże nie powiesił jego własny zięć Liedke, innych zmuszono podtapianiem w pobliskiej rzece Wilanówce Powoli wszyscy koloniści za wyjątkiem Karola Wita podpisali volkslistę, ale przy spotkaniu z Polakami zmuszeni do tego narzekali na terror i starali się im pomagać. Prym jak to zwykle bywa wiodła niewielka grupka jednostek, która wykazywała gorliwość neofitów we wprowadzaniu w życie zasad hitleryzmu. Już we wrześniu 1939 roku usiłowali oni przejąć władzę w gminie Wilanów, jeszcze przez zakończeniem działań wojennych. Stawili im wówczas czoła pozostali mieszkańcy wsi. Jednakże powieszenie 20 września przez Ludwika Wolffa przy wejściu do sklepu, który prowadził, ogłoszenia o treści: „Polakom i świniom wstęp wzbroniony” było dopiero początkiem. Bo to oczywiście Polacy stali się ofiarami represji, prześladowań i wysiedleń, które rozpoczęły się w roku 1940. Przedstawiciele grupy prohitlerowskiej założyli tu NSDAP, współpracowali aktywnie z Gestapo, a wśród nich był niesławny August Borau, osobiście wsławiony torturowaniem Polaków i sprawca wielu uwięzień, którego po dziś dzień z bezpośrednich opowieści rodzinnych zna wielu mieszkańców tych stron.

Okolice Kępy Zawadowskiej w roku 1953 (“Stolica” nr 49/1953)

Czytelnika chcącego poznać te wielokrotnie już opisywane wydarzenia odeślę do literatury lub internetu, działania osadników przedstawił ostatnio dość dobrze Grzegorz Kłos na portalu Cyfrowego Archiwum Wilanowa i Okolic (LINK). Prócz przyczynienia się do aresztowania Polaków, volksdeutsche z Kępy Latoszkowej i Zawadowskiej brali udział w ich brutalnych przesłuchaniach, szpiegowali i donosili na polskich sąsiadów. W kwietniu 1943 roku w Kępie Zawadowskiej koło Wilanowa odbywały się konspiracyjne ćwiczenia żołnierzy 7 Pułku Piechoty Legionów AK „Garłuch”. Wskutek donosu volksdeutschów z Kępy Latoszkowej dziesięciu akowców zostało aresztowanych i trafiło do obozu Auschwitz. Miesiąc później niemieccy koloniści przyczynili się do śmierci czterech żołnierzy akowskiego batalionu „Baszta” (późniejszy pułk „Baszta”), także biorących udział w zajęciach szkoleniowych na tym terenie. Harcerzy brutalnie bili właśnie mieszkańcy wsi. Powyższe sprawiło, iż AK przeprowadziło Akcję Wilanów, w trakcie której prócz zabicia Borau i wielu jego popleczników, zaatakowano również posterunek żandarmerii (o czym poczytać można szczegółowo choćby w artykule na portalu Polska Zbrojna). Była to największa akcja polskiego podziemia przez wybuchem powstania i wywarła założony skutek, wzbudzając strach wśród Niemców.

Zabudowa typu olęderskiego w Zawadach, za J. Szałygin

Przeprowadzając rozpoznanie przed akcją wywiad AK uznał za szczególnie szkodliwych spośród wszystkich tutejszych folksdojczów dwunastu mieszkańców Kępy Zawadowskiej oraz pięciu Kępy Latoszkowej. A jak wyglądało to w gminie Jeziorna? Zdaniem AK, żaden z niemieckich rolników Kępy Falenickiej, Oborskiej i Okrzewskiej nie był wrogi Polakom.  Zgodnie z licznymi relacjami niemieccy mieszkańcy wsi uprzedzali swych polskich sąsiadów o nadchodzących rewizjachi udzielali wsparcia, zdarzało się także, że przekazywali informacje członkom podziemia. Nie doszło tu do zachowań takich jak w gminie Wilanów, co jest o tyle dziwne, że niemieccy mieszkańcy Kępy Zawadowskiej i Latoszkowej szybko wzbogacili się po podpisaniu volkslisty, zatem korzyści dla pozostałych Niemców były aż nadto widoczne. Otrzymali oni specjalne przydziały nawozów sztucznych, sprowadzono dla nich nowoczesne narzędzia do upraw specjalnych. Pojawiły się wozy na ogumionych kołach, zniknęły drewniaki, w których poruszali się mieszkańcy. W niektórych domach zbudowano instalację wodociągową, ręcznymi pompami umożliwiając obieg wody, dzięki czemu we wsi pojawiać się zaczęły wanny. Jednak nie zmieniono „olęderskiego” charakteru zabudowań, pozostały wierzbowe płoty i długie sienie, być może jako swoisty wyraz odrębności od Polaków. Co jest ciekawe o tyle, iż mimo zaprowadzania udogodnień technicznych i budowy chodnika, w domostwach wciąż pozostawiono klepiska. Tymczasem charakter wsi w gminie Jeziorna nie uległ żadnej zmianie. W literaturze znaleźć można informację, iż zgodnie z danymi wywiadu AK w roku 1943 w Kępie Okrzewskiej było 13 volksdeutchów. Jednakże odnaleziona dotąd dokumentacja tutejszego Urzędu Gminy tego nie potwierdza. W 1939 roku Kępę Okrzewską zamieszkiwało 16 wielopokoleniowych rodzin, łącznie 155 osób, przy czym sześć było polskich. Spośród 10 rodzin niemieckich tu zamieszkujących volkslistę podpisały 4, do tego nowo osiadłe o nazwiskach takich jak Dominik czy Seidel. Przy czym jak zaznaczono w aktach gminnych, wszystkie miały małe dzieci, którym należały się specjalne przydziały m. in. cukru, co zapewne miało też swój wpływ na złożenie podpisu. Brak w aktach informacji aby listę taką podpisali przedstawiciele starych olęderskich rodzin – w Kępie Falenickiej  Muller, Wejs, Witzke, w Kępie Oborskiej Flimke, Holweg, Jobs, Radke i wreszcie w Kępie Okrzewskiej Jobs, Muller, Neumann, Witzke, Witt. I tu podkreślmy jeszcze jedną ważną informację – zachowana lista volksdetuschów w gminie Jeziorna (bez gminy Skolimów-Konstancin) podaje, iż rodzin „folksdojczów” w gminie było dwadzieścia osiem. Spośród nich jedynie cztery we wspomnianych wsiach olęderskich, pozostałe przede wszystkim w Jeziornie Królewskiej i kilku okolicznych wsiach. Z uwagi na powyższe twierdzenia jakoby w Kępie Okrzewskiej mieszkali wyłącznie voldeutsche. nienawidzący wszystkiego co polskie, uznać należy za krzywdzące, tym bardziej, iż jak wynika z dokumentów listę podpisali zdecydowanie mieszkańcy innych gminnych wsi, gdzie olędrów nigdy nie było, a większość z nich miała nazwiska polskie. To już jednak temat na innego rodzaju rozważania, wspomnijmy jeszcze, iż część osób działających w tamtym okresie w konspiracji, wspominała iż w przeciwieństwie do okolic Wilanowa, tutejsi Niemcy nie byli wrodzy, a nawet wyraźnie sprzyjali i przekazywali informacje dotyczące wojsk niemieckich. Nic więc dziwnego, iż władze okupacyjne potraktowały mieszkańców tych wsi podobnie jak pozostałych. O ile w Kępie Zawadowskiej i Latoszkowej nie wyznaczono miejsc kwaterunku dla wojska, obowiązkiem tym obciążono mieszkańców Kępy Okrzewskiej, nakazując wsi przygotować do dyspozycji nie mniej niż 9 izb dla 36 żołnierzy, którzy mieli tam stacjonować. Co też wskazuje na świadomość niemieckich władz odnośnie postawy tutejszych mieszkańców… Ostatecznie na terenie gminy w 1940 roku siły niemieckie zredukowano do 5 oficerów i 40 żołnierzy stacjonujących na stałe w Jeziornie, mimo iż początkowo planowano umieścić tu prawie 400 osobowy oddział.

Kępa Zawadowska w roku 1953 (“Stolica” nr 49/1953)

Na zakończenie zauważmy jeszcze, iż wszyscy niemieccy mieszkańcy zostali ewakuowani przez władze okupacyjne do Niemiec w roku 1944. Przymusowo, co zaznaczam, z uwagi na pojawiający się co jakiś czas argument, iż „skoro wyjechali, to mieli coś na sumieniu”. Co ma mniej więcej tyle sensu, ile za pół wieku będzie miał komentarz dotyczący obecnego czasu pandemii „skoro pozostawali w domach, to znaczy, że byli chorzy”. Przypomnę iż artykuł ten miał na celu pokazanie, iż wbrew opinii powstałej wskutek zbrodniczych działań przede wszystkim „Boruchów”, czyli braci Borau, zupełnie inaczej wyglądały te stosunki w dawnych olęderskich wsiach gminy Jeziorna. W tekście poczyniłem kilka hipotez, iż być może wpływ na poczucie przynależności narodowej miał fakt, iż we wsiach pod Wilanowem żywioł niemiecki zdominowali późniejsi koloniści przybyli z Niemiec, w przeciwieństwie do potomków olędrów zamieszkujących Kępy w gminie Jeziorna. Powyższe wymaga jednak dalszych badań, podobnie niniejszy zarys nie może pretendować do precyzyjnego omówienia stosunków polsko-niemieckich, bowiem niestety obecny czas wpłynął także na fakt, iż z uwagi na zamknięcie archiwów bazować musiałem na poczynionych dawniej kwerendach i zapisach, bez możliwości ich pogłębienia. Dość pobieżne zaś omówienie antypolskiej działalności w Kępie Zawadowskiej czy Latoszkowej wynika z faktu, iż są to rzeczy już powszechnie znane i wielokrotnie opisane, w przeciwieństwie do przywołanej tu historii wsi gminy Jeziorna.

Grobla olęderska nieopodal Kępy Zawadowskiej, fot. Z. Skrok.

Jest dla mnie zrozumiałe, iż sprawa wywołuje po tylu latach emocje, bowiem znam z opowieści rodzinnych oraz tutejszych mieszkańców relacje dotyczące tego, jak swych wieloletnich polskich sąsiadów potraktowali bracia Borau i związana z nimi grupa volksdeutscheów, nie tylko w okolicach Kępy Latoszkowej, lecz również w Bielawie czy Powsinie. I o ile zapewne znajdziemy również jakieś przykłady sąsiedzkich sporów i starć na tle wojny i narodowości we wsiach gminy Jeziorna w tamtym czasie, zauważmy jednak, iż większość wspomnień o potomkach olędrów ma tu zupełnie inny charakter, co potwierdzają zachowane dokumenty. Jednak przysłowiowe „wrzucanie do jednego worka” wszystkich jest generalizowaniem, choć zdaję sobie sprawę jak trudne musi być dla wielu osób spojrzenie w świetle tego co zaznały ich rodziny, iż i „Niemcy są ludzie” jak napisał poeta. Nie zapominajmy, iż w przypadku potomków olędrów zamieszkałych w tych stronach, nie mówimy o obcych przybyłych zza granic kraju, lecz o osobach, dla których Kępa Okrzewska, Oborska czy Falenicka była ziemią rodzinną i domem w piątym lub szóstym pokoleniu, których przodkowie wsie te założyli. Naszych sąsiadach.


Źródła i opracowania:

  • APW M. St. Warszawy, Oddz. Grodzisk Mazowiecki, Akta gminy Jeziorna.
  • KAZIMIERCZAK Jan, Kępa Zawadowska – wieś olendrów w granicach Warszawy (1819-1944), Rocznik Warszawski, t. V, 1964, s. 235-256.

Może ci się także spodobać...