Styczeń 1945 r. – wyzwolenie Konstancina

W minionym ustroju świętowano dzień 17 stycznia jako rocznicę wyzwolenia Warszawy w 1945 roku. Stolica jednak była całkowicie zniszczona, a w ruinach żyli jedynie ocalali, o czym podobnie jak o powstaniu warszawskim nie wspominano. Niezależnie od historycznej oceny tych wydarzeń pamiętać należy, iż przyniosły one wyzwolenie spod hitlerowskiej okupacji ludności zamieszkującej lewobrzeżną część Urzecza, gdzie stacjonowało nadal niemieckie wojsko, dowodzone z komendantury w Pruszkowie. Walki wznowiono po okresie przerwy 16 stycznia i wiązały się z przełamaniem frontu na wysokości Czernideł i Ciszycy w gminie Jeziornie, wydarzenia te szczegółowo kilka lat temu opisano w tekście „Ostatnia Bitwa”. Omówienie wojskowe wydarzeń z 16 i 17 stycznia 1945 roku jest suche: „Sytuacja bojowa jaka wytworzyła się w godzinach przedpołudniowych 16 stycznia wymagała aby sukces walki dywizji radzieckich wykorzystać natychmiast (…). Polska 1 Brygada Kawalerii otrzymała telefonicznie, o godz. 13.00 zadanie niezwłocznego natarcia na całym froncie swojej obrony. Dowódca brygady płk Radziwanowicz nakazał dowódcom 2 i 3 pułku kawalerii podjąć działania (…) Pod osłoną ognia artylerii, który zaskoczył Niemców, kawalerzyści szybko pokonali zamarzniętą rzekę i do 16.00 uchwycono dwa małe przyczółki. Wprowadzono nowe siły i do 22.00 opanowano miejscowości OBORKI, OPACZ, CISZYCA, GASSY, KOPYTY, utworzono przyczółek 6 x 2 km. Niemcy bronili się słabo i nacierający zdołali w nocy opanować PIASKI a przed świtem 17 stycznia opanowano istotny węzeł dróg na kierunku WARSZAWY jakim była JEZIORNA”.

Niemieckie wojsko przeprawiające się przez Jeziornę pod Błotnicą w okolicy Papierni. Prawd. koniec 1944 roku. Źródło: aukcje internetowe via M. Pedryc.

Natarcie jak widać było szybkie, przyjrzymy się więc jak dzień ten zapamiętała ludność cywilna. Na terenie Konstancina znajdowało się wtedy sporo uchodźców z nadwiślańskich wsi, wysiedlonych i zniszczonych. Ludzie z niepokojem wsłuchiwali się w ostrzał artyleryjski. Prócz nich przebywali tu również niektórzy właściciele posesji i domów, z których część wróciła do nich po lipcowym wyrzuceniu przez Niemców. Poniżej przytaczam wspomnienia z tego dnia Krystyny Machlejd, która wraz z rodziną znajdowała się wówczas w willi „Julia”.

“U nas w piwnicy przygotowany był schron, w pustej koksowni gdzie zaprowadziłam światło, a nasz wysiedlony pan Kopyt, biwakujący z narzeczoną i przyszłą teściową w małym domku, nawet obielił brudne ściany. „Rządkiem” stały ogrodowe, koszykowe meble, w okienku wyjęto żelazne kraty, a ja kilkakrotnie robiłam próby wydostania się na świat Boży.  Na szczęście nikt poza mamą naszą – siedzącą od dnia 16 I 1945 r. parę godzin w schronie – nie korzystał więcej z owych przygotowań.

Gdy znów dnia tego w południe gościliśmy obu prałatów (księża Burzyński i Kalinowski), którzy przypadkowo nas odwiedzili nie wiedząc o sobie, posypały się kulki wraz z wybuchem. Przebiły się na pierwszym piętrze podwójne szyby i zasypały tapczan, stojący pod oknem dawnego buduaru, masą szkła tłuczonego. My, będąc na parterze, zamknęliśmy okiennice, prałaci pomknęli do swych owczarni, a my cicho siedzieliśmy w swych kryjówkach. Pod wieczór przy jednym z huków zgasło światło, które zabłysło i to kulejąc po… ośmiu miesiącach. Jak się dało słyszeć, ostatni maruderzy Niemcy opuścili Konstancin 16 stycznia około 4.30 po południ, paląc przy tym na pożegnanie doszczętnie willę pani Hani Strasburger-Olewińskiej. Cudem wszyscy pozostali uniknęli tego samego losu.

Willa “Julia”.

Czuliśmy wszyscy uroczystą grozę w powietrzu, że kulminacyjny, rozstrzygający moment się zbliża. Nacierająca lawina parła od Wisły, uciekający byli poza nami w stronie Piaseczna, a w środku – „złamane serce” – my. (…)Noc z 16 na 17 stycznia spędziliśmy wszyscy tj. 16 osób, na parterze w przedpokoju – bądź na ziemi na materacach, bądź na fotelach i krzesłach, w otoczeniu walizek podręcznych i okryć. Jeszcze kilka detonacji od strony zachodniej, wstrząsy szyb na klatce schodowej i ucichło nad ranem wszystko dnia 17 stycznia. Wojna po pięciu latach, 4l i pół miesiącach (niby… bitzkrieg) przewaliła się przez nas. (…).

O świcie dnia 17 I 1945 r. zjawili się na uliczkach Konstancina – inni – nowi ludzie. Były to formacje wojska polskiego z komendą sowiecką. Trafił do nas dnia następnego pijaniusieński oficer sowiecki, upojony zwycięskim szczęściem, którego trzeźwi towarzysze wyprowadzili, przepraszając za odwiedziny tego rodzaju. Był już zmrok tego pamiętniego dnia (17 stycznia), gdy zjawił się w naszym przedpokoju oficer w mundurze polskim, Żyd z długą brodą, ośmiu żołnierzy polskich i w ślad za nimi prosiło o nocleg jedenastu furmanów, którzy w wielkich kożuchach i czapach wraz z wozami, jako podwody, zaleli cały placyk przed willą. Mróz był silny. Wszyscy pomienieni pomieścili się na słomie w dwu pustych pokoikach i kuchni na drugim piętrze. Do późnej nocy przy ogarkach świecy nasza klatka schodowa służyła za świetlicę, a stopnie za amfiteatr. Gawędy, śpiew chóralny do późnej nocy, posilanie się herbatą z kubków i chlebem ze szmalcem i marmoladą – udzielonymi przez Anię i mnie. Calusieńską noc były wędrówki po omacku po ciemnych schodach do piwnicy po wodę dla koni, szarpanie ręczną korbą pompy, spacery do wozów pozostawionych na dworze, czy aby amunicja i całe bele żołnierskiego sukna nie ulotniły się z tychże wozów. Wobec ilości drzwi w przedpokoju – coraz łomotanie do drzwi niestosownych. Rano placyk przed willą robił wrażenie jarmarku w Garwolinie czy innym Sochaczewie. Konie wyprzęgnięte, a uwiązane w tyle wozów, żarły obrok. Sympatyczni chłopi, „parujący” na mrozie, popijali z butelek bimber, gnani jednym tchem spod Kołbieli i Mińska Mazowieckiego – stanowili nader ciekawy obrazek. Około dziewiątej-dziesiąte rano odjechali, goniąc oddalającego się „germańca”… w Berlin, Berlin.”


Źródła:

  • Krystyna Machlejd, Saga urlichowsko-machlejdowska, Warszawa 2006.
  • ponadto zacytowano fragm. oprac. płk. J. Włosińskiego dot. walk w rejonie Góry Kalwarii w styczniu 1945 r.

Może ci się także spodobać...