Nad Wisłą, Na Urzeczu

W grudniu w Konstancińskim Domu Kultury doczekała się otwarcia tytułowa wystawa stanowiąca kontynuację ekspozycji prezentowanej uprzednio w Państwowym Muzeum Etnograficznym. Dziś kilka słów na jej temat.

Na początek garść informacji praktycznych i pochodzących z oficjalnych materiałów promocyjnych.

„Nad Wisłą, Na Urzeczu”. Wystawa czasowa, KDK, „Hugonówka”, Konstancin-Jeziorna ul. Mostowa 15. Czynna od wtorku do niedzieli w godz. 10-18, do 20 marca 2022 roku.

Odbyło się już jedno oprowadzanie kuratorskie z udziałem Mariusza Raniszewskiego – kuratora wystawy oraz dra Łukasza Maurycego Stanaszka – konsultanta wystawy. O ile sytuacja pandemiczna na to pozwoli w planach są kolejne, informacje na bieżąco na stronie FB Konstancińskiego Domu Kultury.

Wystawa pokazuje słabo znany region Urzecza, położony po obu stronach Wisły między Czerskiem a Warszawą, którego tradycje są związane z flisakami i osadnictwem olęderskim. Dzięki najnowszym badaniom, realizacjom zdjęciowym i filmowym, zasób merytoryczny wystawy został powiększony o powiaty znajdujące się na południe od Warszawy. Etnografię Urzecza przedstawiono poprzez pryzmat pamięci  współczesnych mieszkańców oraz zasoby archiwalne. Na trzech monitorach prezentowane są tematyczne wywiady wideo ze współczesnymi mieszkańcami Urzecza, zapisy filmowe przedstawiające folklor oraz krajobraz nadwiślańskiego Urzecza. Przedstawiono również procesy zaniku tradycyjnego Urzecza (do lat 50. XX w.) oraz tworzenia jego nowej tożsamości od 2010 roku.

A teraz moje subiektywne odczucia i nieco o stanie recepcji Urzecza w 2022 roku.


Kontynuacja to dobre słowo, bowiem nie jest to dokładnie ta sama wystawa, którą prezentowano w Państwowym Muzeum Etnograficznym. W moim odczuciu nie miała szczęścia, bowiem wkrótce po przedłużeniu jej o część archeologiczną, w oparciu o zbiory Państwowego Muzeum Archeologicznego, została zamknięta z uwagi na przepisy sanitarne i choć w późniejszym okresie przedłużono czas jej otwarcia o kolejne miesiące, sytuacja miała wpływ na zainteresowanie tematem. Na pewno ekspozycja w Konstancinie-Jeziornie umożliwi zapoznanie się z nią dużo większej ilości osób, które niekoniecznie wybrałyby się do Warszawy. Trafi tu także zapewne publiczność przybyła na spacer szlakiem tutejszych willi i być może wzorem odwiedzających PME odkryje swe dziedzictwo. Bo tak się właśnie stało na tamtej wystawie, o czym świadczyły pojawiające się opinie na jej temat, gdy wiele osób dowiedziało się dzięki niej o istnieniu nadwiślańskiego Urzecza.

Bowiem wbrew temu co może nam się wydawać powszechnie kojarzony już w tej części tzw. Powiśla mikroregion, choć zdaje się trafiać już do powszechnej świadomości, nie tylko etnografów, historyków czy kulturoznawców, wciąż jeszcze nie jest tak powszechnie znany jak choćby Kurpie czy Łowickie. Zmienia się to z każdym dniem, acz pod tym względem lokalizacja wystawy nie jest jednak najszczęśliwsza, mimo iż pod względem wystawienniczym zdecydowanie najlepsza. Konstancin czy Skolimów ze swymi letniskowymi tradycjami nie stanowiły nigdy części Urzecza, w przeciwieństwie do choćby Karczewa z jego gminnymi wsiami, o Górze Kalwarii i okolicach Czerska nie wspominając. W pisanej willami historii Konstancina, którego nazwa podkreślona jest w nazewnictwie tutejszego Domu Kultury, Urzecze nie przebija się jako wspólna tradycja mieszkańców Konstancina i Skolimowa, stanowiąc dziedzictwo gminnych wsi. O ile w nich Urzecze – czy to w Cieciszewie, czy to w Gassach, czy Kępie Okrzewskiej jest elementem dziejów, do którego chętnie odwołują się mieszkańcy, to w mającym tradycję robotniczą Mirkowie i w Skolimowie i Konstancinie żyjącym tradycją elitarnych wielkich rodów i pięknego letniska Urzecze jest obce, bowiem włościanie nie mieli tu długo czego szukać. Stąd i z tego punktu widzenia nie jest to lokalizacja najlepsza, jednak na jej przykładzie zauważyć można jak długą drogę w ciągu niecałej dekady przeszło Urzecze, powstając praktycznie z niebytu i wpisując się na etnograficzną mapę Polski. Wystawa jest  chętnie odwiedzana i panuje na niej tłok, zainteresowanie jest spore, do tego stopnia, iż będzie czynna przez okres dłuższy niż pierwotnie zakładano. I to gigantyczny kontrast w porównaniu z prezentacją jaką miał w tym samym miejscu dr Łukasz Maurycy Stanaszek w 2013 roku, w tej samej „Hugonówce”, na którą przyszło ledwie kilkanaście osób. O Łurzycu mało kto wówczas słyszał, a wśród przybyłych zwiedzać letnisko, zapatrzonych w belle epoque czy dwudziestolecie, wiejskie klimaty nie wzbudzały zainteresowania. Prawie 10 lat później kilkanaście osób przewija się w tym samym budynku w weekendy w ciągu kwadransa.

Słów kilka o samej wystawie, skoro padło już, że nie jest dokładnie tą samą, która prezentowana była w PME. Różnica nie tylko w fakcie, iż w „Hugonówce” znalazła się jednym pomieszczeniu. Zrezygnowano tu w dużej mierze z eksponatów materialnych, prócz pokazania stroju wilanowskiego, pojawia się wiraszka, kilka przedmiotów, a w tle można dostrzec charakterystyczny wiklinowy płot. Zniknęły pięknie pomalowane skrzynie, czy narzędzia gospodarskie. I wbrew pozorom uważam, że to słuszny ruch, bowiem w ten sposób uniknęliśmy swoistego horror vacui, który bez wątpienia powstałby przy próbie stłoczenia w tym pomieszczeniu zabytków historii kultury materialnej. Lecz przede wszystkim na poprzedniej wystawie uderzyła mnie ich niewielka ilość na tle innych wystaw, zdająca się wręcz być niegodną muzealnej ekspozycji. I nie jest to zarzut do twórcy wystawy, raczej smutna konstatacja faktu, iż Urzecze ze względu na swą szybką akulturację z powodu bliskości Warszawy i panujące przez lata niedookreślenia jako regionu, mimo opisywania go przez Stefanię Ulanowską i Oskara Kolberga, nie miało szansy stać się wskutek procesu rozwoju kulturowego pełnoprawną „małą ojczyzną”. Nie gromadzono tu eksponatów, ani ich nie przechowywano, wymieniając w wiejskich chatach na nowe zdobycze techniki. Ale Urzecze uniknęło też wskutek tego pewnej sztucznej kultywacji zwyczaju, jak miało to miejsce w przypadku wielu regionów, co zyskało nawet miano „cepeliady”. I to kolejna fascynująca rzecz i siła mikroregionu, który powrócił po okresie nieistnienia i okazało się wówczas, że to, co w innych częściach Polski organizują domy kultury, tu przede wszystkim napędza oddolna energia mieszkańców.

W części etnograficznej brak więc wielu eksponatów, lecz są aktualne zdjęć Urzecza i filmy nagrane z mieszkańcami regionu, którzy czują się spadkobiercami dawnej tradycji. Tu przyznam zabrakło mi możliwości obejrzenia tych nagrań za pośrednictwem internetu, a nie tylko na monitorach, co pozwoliłoby się na skupieniu na prezentowanych treściach, a czas nie pozwolił na dłuższy pobyt. Brakuje mi także archiwalnych zdjęć, które prezentowane były w PME. Bo choć wiele z nich znamy i przez ostatnią dekadę jeszcze więcej z nich pojawiło się rozmaitych mediach społecznościowych, czy na tym portalu, to prezentacja choćby na multimedialnym ekranie moim zdaniem mogła w pełni pozwolić na zanurzenie się w zapomniany świat. Stąd brak pewnego poczucia silnej reprezentacji przeszłości.

Jedna rzecz pozostaje niezmieniona w stosunku do wystawy w PME – jej część archeologiczna. Zobaczyć można liczne zabytki z wykopalisk z terenów Urzecza. 7 skupisk osadniczych wzdłuż Wisły, 240 zabytków i przedział czasowy obejmujący ponad 10 000 lat. Ponadto jest tu model szkuty wiślanej z przełomu XV i XVI wieku, odkrytej dekadę temu w pobliżu czerskiego zamku, której oryginał ma 30 metrów długości. Zabytki archeologiczne pokazują nam, iż ludzie osiedlali się nad Wisłą w tym rejonie od wieków, choć rzecz jasna o Urzeczu jako o mikroregionie w rozumieniu etnograficznym możemy mówić nie wcześniej niż w XVII-XVIII wieku. Dla interesujących się prehistorią i starożytnością, a także nowszymi znaleziskami archeologicznymi, będzie to znacząca część ekspozycji, bowiem zbiory te nie są w większości prezentowane.

Tak samo jak w stosunku do poprzedniej wystawy czuję niedosyt, bowiem moim zdaniem nie zaprezentowano Urzecza w aspekcie jego życia codziennego, bogactwa kulturowego i wielu innych aspektach. Choć rzecz jasna ukazanie tego w świetle braku zbiorów i miejsca byłoby niezmiernie trudne.

Do obejrzenia wystawy zachęcam – wstęp jest całkowicie darmowy.