Bombardowanie Konstancina w relacji ambasadora USA

3 września 1939 roku miało miejsce bombardowanie Konstancina, a bomby spadły między innymi na rezydencję ambasadora USA. Polskie gazety uczyniły z tego sensację, a jeden z ówczesnych artykułów dotyczących tego wydarzenia znajduje się już na portalu (Bombardowanie Konstancina – 1939 r.). Warto przyjrzeć się jak wydarzenia te zapamiętał sam zainteresowany.

Henkel 111. Nie ma pewności czy bombardowania dokonał He 111 czy Dornier 17, przychylałbym się jednak do tego pierwszego, bazując na relacji ambasadora – bowiem zapamiętał on twarz pilota (o ile oczywiście nie przesadzał), a zobaczenie jej umożliwiał raczej przeszklony kokpit He 111 niż kabina w Dornierze.

W relacji wydanej w 1976 roku Anthony Joseph Biddle wspominał bombardowanie w następujący sposób (tłum. Zofii Potkowskiej za „Wrzesień 1939 r. w relacjach dyplomatów Józefa Becka, Jana Szembeka, Anthony’ego Drexel-Biddle’a, Leona Noela i innych”, Warszawa 1989):

„Obudził nas ryk niemieckich bombowców, które około godziny 6:30 rano zaczęły przelatywać nad Konstancinem ku Warszawie po samotrzeć lub samoczwart w odstępach kwadransa. Wydawały się lecieć na pułapie 15000 stóp. Nagle średniej wielkości bombowiec gwałtownie obniżył się, lecąc tak wolno i nisko, że wydawało się, iż dotknął nasz dom, wypuścił jedna za drugą jedenaście bomb (z których sześć okazało się szczęśliwie niewypałami). Jedna z eksplodowała, a inna potoczyła się po naszym podwórku, a jeszcze inna przebiła dach sąsiedniej willi zatrzymując się bez wybuchu w piwnicy. Pilot, lecąc w stronę naszej willi, zaczął wyrzucać bomby poczynając od niedalekiej (ca 200 jardów) cegielni i sąsiedniej willi. Słysząc zbliżając się wybuchy i czując nasilające się wstrząsy naszego budynku, staliśmy skuleni pod ścianą klatki schodowej, oczekując, że następna bomba spadnie na nas. Poczułem ulgę, gdy zobaczyłem ogon samolotu. Mieliśmy wiele szczęścia chroniąc się na klatce schodowej, odkryłem bowiem, że wybuchy i odłamki potłukły i rozrzuciły szkło z okien zajmowanych przez nas pokoi.”

Jednakże bezpośrednio po wydarzeniu nie był tak bezstronny i spokojny. W przywoływanym wpisie zawierającym relację z polskiej prasy mowa jest o dziennikarzu Chicago Tribune akredytowanym w Warszawie, który przeprowadzał na gorąco wywiad z ambasadorem. Ukazał się on w tej gazecie w dniu 4 września 1939 roku na stronie 5. Poniżej przytoczono jego treść w tłumaczeniu (pominięto śródtytuły redakcyjne):

Alex Small

NIEMIECKI BOMBOWIEC ATAKUJE WILLĘ AMBASADORA USA

Warszawa, 3 września

Amerykański ambasador Anthony J. Drexel Biddle Jr stał się dzisiaj celem bombardowania. W mojej opinii było ono jednym z najbardziej intensywnych, spośród mających dotychczas miejsce w okolicach Warszawy.

Bombardowanie rozpoczęło się na krótko przed godziną 9, gdy ambasador wraz z żoną, córką i ich gościem – Mary Willis MacKenzie z Hopkinsville znajdowali się przed willą Biddle’a w Konstancinie, położonym około 12 mil na południe od Warszawy, na lewym brzegu rzeki Wisły. Mieli ruszać właśnie do Warszawy, gdy rozległa się syrena alarmowa zmuszając ich do oczekiwania na odwołanie alarmu. Nagle duży niemiecki bombowiec wychynął z chmur i wykonał atak nurkowy, wedle oceny Biddle z wysokości 500 stóp. Zrzucił sześć bomb, z których jedna trafiła sąsiednią willę. Inna bomba zapalająca upadła pomiędzy wspomnianą willą a rezydencją.

Biddle zaznaczył, iż nie odniósł obrażeń i stwierdził, iż jest pewien, że Hermann Goering zna jego adres, ale nie sądził że tak szybko wyśle mu swą kartę wizytową (…). Nie opuści willi, którą wynajął w marcu by spędzać weekendy w lasach w trakcie duchoty, jaką charakteryzuje się lato w dolinie Wisły. Odłamek jednej z bomb stanowi teraz pamiątkę zdobiące jego biurko w budynku ambasady w Warszawie. Biddle zauważył, iż choć około półtorej mili od willi znajduje się niewielkie lotnisko treningowe, a w pobliżu działa niewielka cegielnia, jest pewien iż nie doszło przy bombardowaniu do pomyłki. Samolot leciał bowiem tak nisko, iż był w stanie zobaczyć twarz pilota, z całą pewnością więc celem miały być wille i domostwa położone w tej okolicy. Wszystkie okna w rezydencji zostały zniszczone, innych szkód nie było.

Henkel 111 nad polskim miastem we wrześniu 1939 roku

Jak widać bezpośrednio po bombardowaniu ocena ambasadora odnośnie bombardowania była zupełnie inna, niż wiele lat później. Trudno powiedzieć, czy celem samolotu były rzeczywiście wille, cegielnia, czy też dokonywał on zrzutu bomb. No i wspominana już kilka razy rozbieżność podawanych godzin bombardowania, którą jak widać pojawia się w relacjach ambasadora uniemożliwia dokładne ustalenie czasu, kiedy miało ono miejsce.

Może ci się także spodobać...