Orgie na Królewskiej Górze

Lata trzydzieste w ówczesnej polskiej prasie to czas zbrodni i perwersji, głównie za sprawą pojawienia się czasopisma „Tajny Detektyw”. Pod jego wpływem w prasie zaczęto częściej opisywać wydarzenia takiej natury, które wcześniej nie trafiały na łamy gazet w takim stopniu. Stefan Wyszyński, późniejszy prymas, a wówczas tylko ksiądz i szef katolickiego niskonakładowego periodyku „Ateneum Kapłańskie”, wytaczał sążniste filipiki przeciwko zepsuciu społeczeństwa, zdaje się niewiele to pomagało. Czasem niektóre afery udawało się wyciszyć. Po latach mimo bardzo ogólnych opisów i słownych uogólnień, między wierszami możemy jednak wyczytać o tym, co w tamtych latach mogło pozostać jedynie w domyśle.

Wczesną wiosną 1937 roku w ekskluzywnych willach gminy Skolimów-Konstancin ujawniono kolejne bulwersujące wydarzenia i odbywające się tam orgie. Anonimowe doniesienie doprowadziło policjantów na Królewską Górę, najmłodsze z tutejszych letnisk, gdzie w jednej z nowoczesnych modernistycznych willi natrafiono właśnie na wydarzenie stanowiące w ówczesnych realiach skandal obyczajowy. Po wejściu do willi przy ówczesnej ulicy Królewskiej (obecna Uzdrowiskowa), położonej na granicy lasu, natrafiono na „bezwstydną orgię”. Jak się okazało we wszystkim brały udział młode panny „z najwyższych sfer towarzyskich”, stąd też wydarzenie starano się wyciszyć, jednak nie do końca okazało się to skuteczne. Naga „rewia fotogeniczności” z udziałem kilku osób okazała się ledwie wierzchołkiem góry lodowej.

Lata trzydzieste, Hollywoodland.

Kilka miesięcy wcześniej w Warszawie pojawiła się szeptana pogłoska, iż do stolicy przybył wprost z USA i Hollywoodlandu tajemniczy amerykański reżyser, reprezentujący największe amerykańskie wytwórnie. Jego zadaniem miało być zaangażowanie polskich aktorek i statystek do amerykańskich filmów. Jak wiemy nawet w dzisiejszych czasach nic nie działa lepiej niż szeptana plotka, ta zaś pobudziła wyobraźnię młodych artystek w stolicy. Pozwolono by najpierw rozeszła się ona po mieście i dotarła do wielu osób. Dopiero później zjawili się dwaj agenci, którzy zajęli się poszukiwaniem kandydatek na aktorki. Od każdej osoby pobierano od 20 do 50 zł, kierując je na próby zdjęciowe w willi na Królewskiej Górze. Tam reżyser Mac Cormick zajmował się sprawdzaniem „fotogeniczności” w towarzystwie „producentów filmowych”.

Jak napisała jedna z gazet, próby te miały „wszelkie cechy nierządu”, zaś dziewczęta wierzące, że te „próby” staną się pierwszym szczeblem kariery filmowej, „bez szemrania” znosiły poniżenia. Najwyraźniej jednak jedna z nich sporządziła anonimowe pismo, po którym policjanci wkroczyli do willi w trakcie właśnie takiej próby zdjęciowej. Jak się okazało, Mac Cornick w rzeczywistości nazywał się bardziej swojsko – Jan Krawczyk. Był znanym w warszawskim środowisku przestępczym oszustem i hochsztaplerem, zaś jego pomocnikami i agentami okazali się emigrant rosyjski o nazwisku Mikołaj Daniłowicz (lub Daniłow) i inny znany warszawski oszust żydowskiego pochodzenia – Gedalia Szuchner. Na potrzeby oszustwa wynajęli mieszkanie w Warszawie przy ulicy Świętojerskiej, by uchodzić za majętnych agentów filmowych, zaś Krawczyk najął willę pod dobrym adresem, uwiarygadniając postać Mac Cornicka. Jak odkryto od nieszczęsnych kandydatek wyłudzono 6 000 złotych, a w willi znaleziono liczne spisy nazwisk, ujawniając kilkadziesiąt nazwisk panien z Warszawy i Łodzi, wśród których znajdowały się nazwiska znane ze wspomnianych wyższych sfer. Prócz opłaty wpisowego, grupa Krawczyka pobierała stałą opłatę od dziewcząt, szantażując je wykonanymi uprzednio zdjęciami. Choć dochodzenie kontynuowano, charakter sprawy skutkował tym, iż nie napisała o niej większość warszawskich najpoczytniejszych gazet, a jedynie prasa w innych województwach, jednak mimo sensacyjnej otoczki tematu już nie powrócił w ówczesnych gazetach.

Okładka przedwojennej powieści groszowej

Warto przy okazji wspomnieć, iż ledwie trzy lata wcześniej przygoda nieco podobnej natury spotkała na Królewskiej Górze tancerkę kabaretową Alinę Massalską z „Akwarium” w Warszawie, którą tajemniczy elegancki mężczyzna przywiózł do willi w tym rejonie Konstancina. Przejażdżka samochodowa do Wilanowa skończyła się właśnie w tym miejscu, a wewnątrz czekał stół nakryty dla dwóch osób. Mężczyzna poinformował, iż wyjeżdża na urlop do Francji, a Massalska będzie mu towarzyszyć. Gdy ta usiłowała odmówić, elegancki właściciel willi poinformował, iż wywiezie ją siłą za granicę. Gdy zasiedli do kolacji, Massalska znalazła okazję do ucieczki, bowiem mężczyznę zmógł alkohol. Uciekła do Konstancina, skąd pierwszym pociągiem kolejki wilanowskiej wróciła do Warszawy, gdzie o wszystkim powiadomiła policję. Czy policja dała wiarę tancerce, która wcześniej zgłaszała, iż chciało ją uprowadzić z rewii w podobny sposób dwóch mężczyzn, nie wiemy.


Źródła:

  • „Dzień dobry”
  • „Chwila”
  • „Goniec Warszawski”
  • „Kurier Wileński”
  • „Robotnik”
  • „Wielkopolanin”

Może ci się także spodobać...