W sadach Słomczyna

Dziś odwiedzimy Słomczyn w 1900 r., który został wówczas opisany w “Ogrodniku Polskim”. Wieś jak widać ma długą tradycję stawania na piedestale, skoro w latach trzydziestych XX wieku opisywana była jako wieś wzorcowa w gminie Jeziorna. Na przełomie XIX i XX wieku została postawiona jako przykład miejscowości, w której rozkwitło sadownictwo. Można się zastanawiać ile w tym wpływu potomków olęderskich kolonistów, a ile znalezienia sposobu na zagospodarowanie nieco mniej urodzajnej ziemi na skarpie. Opis w każdym razie stawia nam Słomczyn za przykład.

Tekst poniżej, ilustracje pochodzą z “Biesiady Literackiej” z 1902 r.

“Ogrodnik Polski” nr 22/1900 r.

Jadąc od Warszawy do Góry Kalwaryi na Wilanów, Powsin, Jeziornę i Obory, widzimy nieopodal wieś, która swym strojem zielonym wabi i na dłużej zatrzymuje nasze oko. Cicha ta, spokojna. kościelna wioska, to Słomczyn, znany zapewne każdemu, komu kiedykolwiek tamtędy wypadała droga. Mieszkańcy to rolnicy, z grubą i pokarbowaną dłonią, a wieś jak wielka, cała zasiana pięknymi sadami; siedziby jakby w gaje, schludne i dostatnie, zdają się przemawiać o dobrobycie mieszkańców.

Jak sobie radzi ten skrzętny i ruchliwy chłopek Słomczyna, przypatrzeć się warto. W jego sadzie, nie trudno o niejedną piękną i poszukiwaną odmianę drzew owocowych, a choć znalazłoby się może co do poprawienia, to właściciela za to obwiniać nie można, bo tu każdy działa jak umie, a to co zrobił, to tem samem już się zasłużył krajowi i społeczeństwu. Gdyby każda wieś rządziła się, jak Słomczyn, nie potrzebowalibyśmy sprowadzać owoców z zagranicy, za które corocznie krocie płacimy. Pieniądz zostałby u nas i przyczyniłby się nie mato do rozwoju sadownictwa krajowego. Nasz kmiotek, jakkolwiek z natury zachowawczy, to przecież skłonny do powolnego postępu, jeżeli widzi, że mu z tem lepiej; trzeba mu tylko dobrej rady i przykładu. Wprawdzie utrzymują niektórzy, że z naszym chłopem nic się nie da zrobić, bo pieniądz, wydany na kupno drzew, uważa wyrzucony. Tak jednak nie jest, potrzeba tylko trochę dobrej woli i po-czucia obywatelskiego, a światłą radą i dobrym przykładem świecąc temu ludowi, z pewnością się go przekona i do pracy zachęci.

Co dobry przykład może, to najlepszy przykład z gospodarzy Słomczyna. Od lat kilkunastu naocznym świadkiem będąc, z przyjemnością śledzę za rozwojem tej wioski. Jeszcze lat temu dziesięć, a puste były ogrody, gdzieniegdzie tylko rosła jakaś grusza lub śliwa polna, której nie zdążył jeszcze wyciąć jej właściciel na opał. Dziś nie ma gospodarza, któryby nie miał sadu przy chacie. Zasługa to dwóch ludzi dobrej woli, p. Józefa Guta i miejscowego proboszcza, którzy przez założenie sadów u siebie, tak zachęcająco wpłynęli na swoich sąsiadów, że dzisiaj jeden nad drugiego stara się o zastąpienie mniej dobrych odmian, lepszemi i odporniejszemi. Pan G. założył swój ogród przed laty dziesięciu bardzo małemi środkami, a dziś jest już posiadaczem około tysiąca drzew rodzajnych, co mu przynosi poważny dochód, a przytem zadowolenie, że patrzy na swoją własną pracę. Drugi ogród posiada probostwo na przestrzeni sześciu morgów. Lat temu osiem czy dziesięć, na stoku góry, był tylko niewielki śliwnik, w którym zaledwie mały procent grusz i jabłoni można było spotkać. Z jabłek — Rajewskie, a z gruszek pomarańczówkę lub jedwabnicę, ot i całe owocarstwo. Dzisiaj tam inaczej; ogród zasilony młodemi i zdrowemi drzewami doborowych odmian, z których zrazy chętnie udziela miejscowy proboszcz swoim parafianom, przedstawia się pięknie i wzorowo. Nie wszędzie jednak zrozumiano to dobro — jeden tylko Słomczyn poszedł za pięknym i mądrym przykładem, a zawdzięczyć to może jedynie dobrym chęciom pana J. G. i miejscowego proboszcza, którzy zawsze spieszą z radą i pomocą tam, gdzie jej potrzeba.

To poczucie zamiłowania do drzewu kmiotka słomczyńskiego, wpłynęło także i na jego charakter; poszanowanie cudzej własności uważa za obowiązek, a złamanie drzewa lub wyrządzenie jakiejkolwiek szkody w cudzym ogrodzie, za największe przestępstwo; gdy gdzieindziej złamanie drzewka lub dokuczenie sąsiadowi, staje się niemal przyjemnością i zadowoleniem—w Słomczynie jest sromotną ohydą. Oby tylko więcej wiosek podobnych było Słomczynowi, a niezawodnie rozwinęłoby się i u nas sadownictwo i przyczyniło do podniesienia gospodarstw, które dzisiaj z braku źródeł dochodowych, nie dają tego, co dawać powinny. Sadyby wiejskie, odziane w szatę drzew, nie wyglądałyby tak ponuro i ubogo, jak dzisiaj; otoczone sadami, przyozdobiłyby okolicę, podniosły jej urok i życie byłoby milsze; miną jednak dziesiątki lat, zanim kraj nasz stanie się jednym olbrzymim ogrodem.

E. Łepkowski (syn).

Może ci się także spodobać...