W stałej rubryce sobotniego wydania „Kuriera Warszawskiego” SZTYCHY (nr 208 z 31 lipca 1926 r.) ukazał się felieton Zdzisława Kleszczyńskiego (ps. Sęk) dotyczący Konstancina.
Energiczny i trzeźwo myślący dyktator współczesnych Włoch, Mussolini, od tego przede wszystkim zaczął w swej ojczyźnie sanację, że podwindował srodze zaniedbane… finanse.
Ostatnio zaś, stwierdziwszy, iż forestiery [Francuzi] jakoś od Italii stronią, że hotele przeświecają pustką, że kupcy narzekają na zły sezon, że Niemców latoś skąpo — rzucił szef włoskiego rządu inot d‘ordre:
– Obniżać ceny!
Jakoż, zaczęły na gwałt obniżać ceny hotele i pensjonaty w całych Włoszech: koleje włoskie zastosowały bardzo wydatne zniżki; uczyniono niejeden wersalski gest pod adresem cudzoziemców, kierując się dobrze zrozumianym interesem własnym…
Bo pozycja „Fremdenverkehr’u‘” [turystyki] w ojczyźnie Dantego to nie fraszka!
Notable konstancińscy nie zgadzają się z Mussolinim. Nie wychodzą z tych samych założeń, co Mussolini. Mają program budżetowy znacznie dojrzalszy, lepszy. Mądrzejszy! Ustawili w tych dniach barierę przy wjeździe. Przy barierze ustawili kilku bardzo sympatycznych młodzieńców – i każą sobie opłacać haracz w kwocie 3-ch (trzech!) złotych za wjazd do uroczego Konstancina, autem.
„Drogą lądową.”
„Drogą morską” (t j. kolejką wilanowską, kołyszącą, jak fale La Manche) można na razie, po dawnemu, wjeżdżać darmo.
– Hm… Trzy złote… Dlaczego nie trzydzieści? Nie trzysta?
Normalne rogatkowe (choć i to przeżytek!) wynosi 20-50 groszy. Jeden jedyny Zakroczym, o ile nas pamięć nie myli, wysadził się na podobny absurdalny haracz — to też omija go, kto może… A tu nagle Konstancin!
Nie przeczymy, że mnogie ma – i ważkie – atuty gmina konstancińska, wobec których atuty takiego Mussoliniego bledną! Te balsamiczne wonie w okolicach kasyna, zatykające (o, tak!) za pas Taorminę i Capri!… Te arcydzieła sztuki, rozsiane między willami!… Te wykopaliska arcycenne, gaszące Pompeję! Te freski cudne, zabijające Willę Dionizyjskich Misterii!…
– A cóż dopiero wulkany? Kiep Wezuwiusz! Jednego dnia na zabawie strażackiej nożami się rżną… Kiedy indziej, w cichej willi, z rewolwerów walą… Trup się ściele gęsto… Jest na co popatrzeć!
A swoją drogą, Szanowni Państwo, odłożywszy żarty na stronę, trzeba się nareszcie poważnie zapytać:
– Czy używanie lokomocji samochodowej jest występkiem?
Bo wszystko się składa na to, żeby sobie nasi nieszczęśni automobiliści żyły otworzyli, albo gardła popodrzynali: szos w okolicach Warszawy, jak już kilkakrotnie pisaliśmy, prawie niema: kupy szutru i kilometry wybojów nie są szosami.
Jeżeli jeszcze jazda jedyną możliwą drogą, lądującą w Konstancinie, ma być tak kosztowna, jeżeli obywatel, spędzający lato w tej czarownej miejscowości, ale mający interes w Warszawie, ma opłacać dzienny podatek w kwocie 3-ch, a czasem, jak dobrze pójdzie, i 6-ciu złotych – to czy nie lepiej, w ogóle, wrócić do komunikacji furmankami?…
Sęk
P. S. W ostatniej chwili dowiadujemy się, że złowrogą barierę podniesiono. Wisi nad drogą, jak miecz Damoklesa. Od 2-ch dni nikt nie pobiera haraczu. Wjazd po dawnemu, wolny…
Ale, być może jutro znowu bariera zapadnie, a nieszczęśliwi automobiliści będą musieli opłacać, tytułem rogatkowego… 3000 złotych?
– Chi lo sa? [kto wie]
Zdzisław Kleszczyński (1889-1938) pisarz, poeta, dziennikarz. W latach 1924-1938 był felietonistą „Kuriera Warszawskiego”. Równolegle od 1926 r. do 1931 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego tygodnika „Radio”.

Historyk wojskowości i starożytności, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Wieloletni pracownik wydawnictw książkowych (m. in. kierownik redakcji historii działu encyklopedii i słowników PWN), prasowych, ostatnio pracownik naukowy Wojskowego Biura Badań Historycznych, w latach 1981-89 redaktor, wydawca, wykładowca i aktywny działacz podziemia solidarnościowego. Od ćwierć wieku mieszkaniec Skolimowa, prowadzący Konstanciński Klub Historyczny.