Mikrohistorie. Opowieści o ludziach i miejscach (3)

Drogą nad kanałem Jeziorki

Ach, cóż to musiał być za widok, gdy pod koniec czerwca 1903 roku główną aleją letniska Konstancin, biegnącą wzdłuż toru kolejki Sienkiewicza, udekorowano girlandami, ustawiono brzozowie słupy, na których umieszczono flagi, zwieńczając ulicę łukiem triumfalnym. Wzdłuż alei ustawiono liczne loże, a kilkuset mieszkańców Warszawy przybywało od rana kolejką wilanowską, by obejrzeć paradę i pojedynek kwiatów. Brały w niej udział i powozy, i bryczki i nawet rowery, tonące w kwiatach i liściach jabłoni. Otworzył ją jednak wóz pełen słomy powożony przez przybyłych z Jeziorny włościan, którzy włożyli swe odświętnie ubiory rodem z Urzecza. I jak zaznaczył opisujący rzecz dziennikarz “w strojach wilanowskich pobrzękując kosami dali hasło do konkursu“.

Do walki stanęły powozy i koczyki, przybrane kwiatami, a każda z dam starała się wieść prym w najpiękniejszej dekoracji. Była tu i pani Blikle powożąca koczyk jednokonny koczyk przybrany makami i kwiatami, wóz pani Berke ze Skolimowa, lecz wszystko przyćmiła pani Edwardowa Natanson, której wóz przyozdobiony został hodowanymi w „Amelinie” różami La France, a wokół otoczono go liściastymi girlandami. Tuż za nią wjechał jej mąż, prowadząc wóz przyzdobiony w kaczeńce zerwane nad Jeziorką. Nie wiemy czy wygrali, w konkursie wzięło udział jeszcze wielu jeźdźców i powozów, należaych do Sommerów, Lilpopopów, Skarbków. Wykluczono zeń jedynie szaleńców, którzy wdarli się do parku automobilem przyozdobionym kwiatami, pozbawiając głośnego wehikułu prawa do udziału w konkursie, na co wpływ zapewne miał też fakt ostrzeliwania przez rozbawionych automobilistów pań płatkami róż.

Amelia zwana zgodnie z ówczesnym zwyczajem Edwardową Natanson, powróciła wraz z mężem do „Amelina”, nazwanego przez dziennikarza dworem w Jeziornie, gdzie rosły jej piękne kwiaty. Wyjechała przez bramę wiodącą do letniska, jadąc drogą ku szmaciarni, przy której spotykały się drogi z Konstancina, Góry Kalwarii i prowadząca ku Papierni w Mirkowie, w miejscu gdzie obecnie jest rondo. Ta ostatnia z dróg ma najkrótszą z historii, choć liczy już 200 lat. Do pierwszej ćwierci XIX wieku nie było jej, bowiem była niepotrzebna, ścieżka wiodła wzdłuż płynącego w tym miejscu koryta Jeziorki, które po napędzeniu maszyn w szmaciarni, czyli obecnej Starej Papierni, rozlewało się dalej wzdłuż łąk, by dotrzeć do stawu, spiętrzonego niegdyś na potrzeby młyna, w miejscu którym znajdowała się manufaktura papiernicza. Dopiero po jej zakupie w roku 1830 przez Bank Polski, zdecydowano się wykorzystać siły natury bardziej efektywnie. Przekopano istniejący po dziś dzień kanał, do którego skierowano wodę z południowej odnogi Jeziorki. Obecnie pozostało po niej jedynie niewielkie oczko wodne w okolicy obecnego targowiska i wąski kanał płynący łąkami oborskimi. Pozwoliło to na wykorzystanie wody w procesie produkcyjnym, gdy woda między górnym zakładem (Starą Papiernią czyli szmaciarnią) a dolną (Mirków) popłynęła szybciej, co dało większą ilość energii wodnej wykorzystywanej przez Papiernię. Chwalono to rozwiązanie w ówczesnej prasie, w roku 1850 napisano: „ze spadku zaś rzeki dla młynów można by korzystać w inny sposób, nowy, ujęciem roboczej wody w kanał poboczny po jednej stronie doliny prowadzony zostawując środkiem stare koryto wolne z upustem przewałowym, na zbyteczną lub wielką wodę wyżej zbudowanym, jak tego mamy już dwa wyborne wzory w kraju, to jest: jeden na rzece Jeziornie o 5 mil od Warszawy (…)”. Wzdłuż kanału początkowo ułożono umocnienia, a z czasem usypano groblę, po której poprowadzono drogę, nadając jej jednocześnie cel, w postaci przemieszczania się ze Szmaciarni do Papierni, wcześniej bowiem nikt tędy nie miał powodu chodzić. Miejscowi szybko ochrzcili ją Bankową i tak już zostało na kolejny wiek.

Droga biegnąca przy szmaciarni, początek XX wieku.

Tędy jechała pani Natansonowa, mając na prawo rozlewiska Jeziorki i łąki, za którymi znajdował się dwór w Oborach. Jechała wzdłuż torów ułożonych między kanałem a drogą. Jeździły nimi wysokie wagoników o podstawie jednego metra kwadratowego i wysokości dwóch metrów. Ciągnione przez wielgaśnego perszerona dowoziły do szmaciarni szmaty, które po przesortowaniu odwożono z powrotem do fabryki jako niezbędny dodatek do pewnych gatunków papieru. Przez wiele lat konie poganiali woźnice Smaderek lub Wojdasiewicz, a wózki często wypadały z szyn. Wielkiej siły wymagało ich ponowne ustawienie, gdy były pełne szmat, lecz zawsze byli tego w stanie dokonać. Największą trudnością było nastawienie wózka, który wypadł z szyn.

1958 i obecnie, na zdjęciu lotniczym widoczny staw w miejscu obecnego targowiska

Po lewej stronie, w miejscu gdzie obecnie w środy i soboty znajduje się targowisko, były cztery zarybione stawy ze stawidłami. Połowy w nich nie były darmowe, niezbędne było wykupienie koncesji na rybaczenie, udzielanej przez Papiernię. Założył je w dawnym korycie Jeziorki Henryk Segno, dyrektor papierni w XIX wieku. Hodowano w nich karpie. Stawy były także rezerwą wodną dla Fabryki, a odpowiedzialny za zaopatrzenie w wodę był pan Fuszara, który umawiał się z Lodzą Korytkówną z Jeziorny. Za poziom wody w stawach odpowiadał stawidłowy o nazwisku Kubanek, obaj pilnowali także gospodarki rybnej, lecz przede wszystkim by nie zabrakło wody w Fabryce, by nie stanęła produkcja. Nieopodal stawów stał murowany domek. Mieszkał w nim kierownik szmaciarni Dumin. W stawach u kanale mieszkały raki, miejscowi często wyciągali je gołymi rękami z wody i stanowiły posiłek tutejszych robotników. Stawy ostatecznie zasypano po II wojnie, a targowisko przeniesiono w to miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, lecz wymagało to znacznego drenowania i umacniania terenu, bowiem jeszcze wówczas pokazywała się tam woda.

Droga nad kanałem w kierunku Mirkowa, 1969, zb. PAP.

Lecz gdy w roku 1903 Amelia wjeżdżała mostem do „Amelina”, jadąc wzdłuż czerwonego muru, ciągnącego się od szmaciarni, mijała niewielką przystań, gdzie trzymał łódki. A do rzeki wpuścił czerwone rybki, które w tym miejscu baraszkowały wesoło. Nie pozwalano ich łowić, bowiem rybaczono w dalszej części kanału bliżej kościoła. Po II wojnie światowej ulicę wzdłuż kanału przechrzczono na Wojska Polskiego. I tak już zostało, gdy w 1990 roku zmieniano nazwy ulic, nikt nie nazwał jej na powrót ulicą Bankową.

Może ci się także spodobać...