Wiślana brać

Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak wielką potęgą był niegdyś spław wiślany. Począwszy od średniowiecza Wisłą do Gdańska płynęły olej, miód, wosk, potaż i drzewo. Spławiano belki, z których budowano maszty okrętów płynących do Nowego Świata, wywożono popiół i oczywiście zboże. W tym ostatnim miało znaczny udział również Urzecze, z którego spławiano je do Gdańska. Z retmanem zawierano umowę, wraz z flisami płynął przedstawiciel dworu, który po dotarciu do Gdańska i sprzedaży towaru, rozliczał się z flisakami „w gotówce i wódce”, notował pod koniec XVIII wieku wysłany z Obór ze zbożem szlachcic.

Bo oryl od flisaka wyraźnie się różnił. Jak zapisał pewien etnograf w latach trzydziestych, oryle to niższego stopnia żeglarze rzeczni, którzy spławiali drewno. Flisacy niegdyś pływali na berlinkach ze zbożem, nie prowadzili drzewa, zostawiali to prostym robotnikom. Orylka to zbijanie i spław tratew. Z czasem określenia te wymieszały się. Oryle zostawili swoitą „czarną legendę” na Urzeczu, prostaków, pijaków i łotrzyków spod ciemnej gwiazdy. Trudno powiedzieć na ile była ona prawdziwa, a na ile ukształtowały ją jednostki, skoro gdy w latach trzydziestych pewien dziennikarz skakał z tratwy na tratwę opisując społeczność, ze zdumieniem odkrył wśród nich a to studenta historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, a to instruktora narciarskiego, którzy w ten sposób dorabiali sobie latem, by móc się utrzymać. W XIX wieku z kolei wśród kupców i pisarzy orylskich i flisackich spotykamy wielu Żydów i potomków olęderskich osadników, prowadzących rachunkowość wesołej braci na tratwach, która zimowała co roku wzdłuż Wisły, również na Urzeczu, dokąd niektórzy wracali po ciężkiej robocie do domu. A często zamiast pieniędzy zadawalała się okowitą, bo jak zapisywano „Oryl, wystawiony ciągle na skwar, deszcze i zimno, rad pije; przepija więc niemal cały zarobek i prawie z niczem na zimę do domu powraca, przynosząc złe obyczaje i nałóg pijaństwa”. Część z nich zatrudniała się w drodze powrotnej w majątkach szlacheckich, czy to usuwając wiślane korzenie, czy to wykonując innego rodzaju prace. Niektórzy tu osiadali, jak dowodzą imiona takie jak Flisz Stary zapisane w dawnych inwentarzach. Spora część orylów była nimi sezonowo, jesienią i zimą najmowali się do służby lub prac majątkach, a gdy lody puściły, ruszali na powrót na Wisłę, przyjmując się na przepływające tratwy i galary.

Przygotowywali także drzewo, gdy wywożono je z tych stron. Zachowały się informacje o kilku takich bindugach, pod Coniewem, nieopodal Dębówki czy Suchej Trawy, które tworzono tymczasowo nieopodal miejsc wycinki drzewa przeznaczonego do spławu. Gromady drzewa zwiezione na bindugę zwano rejami, porządku pilnował oryl zwany „bindużnym”, pilnujący by dokonywano odpowiedniej zbijanki – czyli przygotowania tratwy. Zachowany opis sporządzania takiej tratwy przypomina nam, iż z pozoru prosta czynność była równie skomplikowana jak najcięższe prace techniczne. Tratwa składała się z dwunastu drygawek, po sześciu na głowie i sześciu na calu, a te dzieliły się na śryki. Na tratwie były paleniska i budy, na pierwszej tratwie zawsze retmańska.

Narzędzia flisackie

Choć spław na Wiśle kojarzymy głównie z czasami szlacheckimi, gdy Wisła stała się główną autostradą ówczesnej Rzeczpospolitej, paradoksalnie znaczny rozwój przypadł na XIX wiek, gdy w drugiej połowie wieku rozpoczęto prace regulacyjne brzegów wiślanych. Jak kiedyś pisałem Wisła bynajmniej nie była dziką rzeką, lecz uregulowano ją w stopniu pozwalającym na żeglugę i pływanie parowcami. Przyczyniło się to również zwiększenia możliwości transportowych. A wraz ze wzrostem liczby osób płynących Wisłą, liczne stały się także karczmy wiślane, położone w odstępie kilku kilometrów, w których jak w Suchej Trawie czy Kępie Oborskiej można się było rozgrzać drepą, olęderską paloną wódką. Aż do wybuchu I wojny światowej, kryzys zdawał się on nie imać spławu rzecznego.

Któż by przewidział, że ledwie dwie dekady później znajdzie się on w całkowitym zaniku, gdy wyeliminuje go regulacja rzek, budowa zapór, a przede wszystkim rozbudowa dróg i gwałtowny rozwój transportu drogowego. Kilkusetletnia tradycja zanikła praktycznie po II Wojnie Światowej.
Ale spławu na Wiśle już nie ma, kto więc pamięta, że jak oryle śprysami pchnęli, naprężały się odbiegi, ściągały śrykówki…


Źródła:

  • AGAD, AGWil
  • AGAD, Obory
  • ryciny zaczerpnięto z książki Adama Chętnika “Spław na Narwi. Tratwy-oryle-orylka, Warszawa 1935

Może ci się także spodobać...