Kolejki wilanowskiej codzienne problemy

Od uruchomienia połączenia do Klarysewa, a następnie do Piaseczna przez Jeziornę w 1895 r., w ciągu ledwie kilku lat kolejka wilanowska wpisała się na stałe w pejzaż nadwiślański i nadjeziorański. Szybko jednak zaczęła zbierać swe żniwo prowizorka jaka charakteryzowała jej budowę, gdzie nacisk położono na szybkość i taniość przedsięwzięcia. Początkowo pasażerowie wiele wybaczali, a tocząca się powoli kolejka cieszyła się sympatią. Czym innym był jednak jednorazowy przejazd na wycieczkę do Wilanowa czy Konstancina, a czym innym była codzienna podróż. Stali pasażerowie, którzy pojawili się w kolejce wraz z rozbudową infrastruktury willowej nad Jeziorką, dostrzegać zaczęli coraz więcej wad kolejki. Choć wciąż pensjonatów było za mało, prasa apelowała o budowę kolejnych wszędzie gdzie to możliwe pod Warszawą, by można było wypoczywać w Skolimowie czy Chylicach. Klarysew nie cieszył się dużą popularnością, mimo iż był najbliżej Warszawy. Wzniesiono tu już nieco willi, lecz ceny były w nich wysokie, do miejsca kąpieli w Bielawie było daleko, choć zaznaczano, że droga prowadzi piękną aleją wysadzoną starymi lipami, do tego letnikom naprzykrzali się żydowscy handlarze domokrążni z Jeziorny. Konstancin tego problemu nie miał jako, że został ogrodzony i nie wprowadzono zakaz wstępu dla włóczęgów czy Żydów, lecz przeznaczony był dla bogatszych, a także tu brakowało miejsc dla gości, w 1902 r. wzniesiono dopiero 15 willi, a dla odpoczywających przeznaczono 49 mieszkań letniskowych.

W tym czasie letniska zaczęły przekształcać się w typowe wilegiatury, gdzie na lato głowy rodzin zjeżdżały ze swoimi rodzinami, pozostawiając je na letnim odpoczynku, samemu jeżdżąc codziennie lub wraz z początkiem tygodnia do pracy w Warszawie. I to właśnie oni odczuwać zaczęli inne niedogodności kolejki wilanowskiej, niż opisywany ostatnio niebotyczny ścisk panujący w weekendy i problemy z uzyskaniem miejsca w pociągach. Po kilku latach użytkowania stan wagonów pozostawał wiele do życzenia, jak zauważano niektóre należałoby już wycofać z użytkowania, a wszystkie wymagały odświeżenia, bowiem nie myto ich i nie sprzątano. „Mucha” opisała stan rzeczy następującą fraszką: “Na kolejce wilanowskiej/pasażerom nie najlepiej/Bo gdy siądziesz, wnet do ławki/przyodziewek się przylepi”. Wagony były brudne, w dachach pojawił się szczeliny, przez które ciekła woda deszczowa. Stali pasażerowie dostrzegli irytujące i powtarzające się opóźnienia.

Karykatura kolejki z 1902 r. przedstawiająca stan wagonów

Jak zauważał jeden z nich „dawniej, gdy publiczność jeździła tylko na spacer i gdy kolejkę traktowano jak zabawkę, większe lub mniejsze opóźnienie nie grało zbyt wielkiej roli; dziś jednak, gdy kolejka stała się potrzebną arterią komunikacyjną pomiędzy licznymi letniskami a Warszawą, gdy mnóstwo osób musi jeździć codziennie do zajęć, lekceważenie godzin przyjścia i odejścia pociągów zdarzać się nie powinno”. Przywykł już do zwykłych spóźnień, po 5 i 10 minut, jednak notorycznie zdarzały się i większe. W ciągu tygodnia naliczył trzy trwające średnio 20 minut. Przyczyną był najczęściej stan techniczny wagonów, a to psuły się parowozy, a to zrywały się łańcuchy spinające wagony, często do wagonów pasażerskich doczepiano zbyt wiele wagonów towarowych, które z Klarysewa jechały do Jeziorny i lokomotywy nie były w stanie ich ciągnąć. Zdarzało się, że na torach pasły się krowy, uniemożliwiając przejazd składu. Na stacjach mijankowych postoje były długie, czekano długie kwadranse na jadący z naprzeciwka opóźniony pociąg. Czasem maszyniści też mieli dość oczekiwania na pociągi jadące z naprzeciwka i ruszali im naprzeciw, mając nadzieję minąć się z nimi na stacjach mijankowych, co nie zawsze się udawało. 15 sierpnia 1902 roku zderzyły się w ten sposób dwa składy. Kilka dni później za Konstancinem inny pociąg wypadł z torów wraz z wagonami, których większość była odkryta. Ustawianie pociągu na torach trwało dwie godziny, a pasażerów rozsierdził fakt, iż mimo wieczornego chłodu konduktorzy nie pozwolili schronić się im w dwóch krytych wagonach przeznaczonych dla notabli. Na gburowatość obsługi kolejki narzekano zresztą powszechnie, zarząd oszczędzał tu mocno na kosztach i zatrudniał obsługę sezonowo, a w gazetach szerokim echem odbił się fakt, iż w ramach oszczędności 1 kwietnia 1902 r. zwolniono większość urzędników kolejki, redukując etaty. Zapewne  brak wykwalifikowanej kadry znacząco przyczynił się do opisywanych wyżej problemów. Irytację podnosił fakt, że cena za przejazd była „bajecznie” wysoka, sięgając rubla za całą trasę w obie strony. Przejazd z Warszawy do Wilanowa wynosił 23 kopiejki, co w przypadku czteroosobowej rodziny podnosiło koszt do prawie dwóch rubli w obie strony.

Do problemów należało dołożyć również fakt, że na pasażerów opadał dym z komina parowozu, tę opowieść o kolorycie kolejkowym zostawmy na następny raz. Dziś na zakończenie fraszka kolejowa z „Muchy” z 1902 roku, w której opisano stacje kolejki wilanowskiej.

“Mucha” nr 36/1902


Źródła:

  • „Gazeta Polska”
  • „Kurier Codzienny”
  • „Kurier Warszawski”
  • „Mucha”
  • „Niwa Polska”
  • „Słowo”
  • „Ziarno”

Może ci się także spodobać...