Historia pewnej przyjaźni

Do biogramu Henryka Rossmana (1787–1850), właściciela dóbr Bielawy oraz Jeziorny Królewskiej warto dodać pewne ciekawe wspomnienie pośmiertne, wydrukowane w ówczesnym Kurierze Warszawskim. Gazeta ta od początku swego istnienia przyciągała zainteresowanie czytelników ogromną ilością informacji z kraju i ze świata. Była gazetą o największym nakładzie, przeznaczoną w zasadzie „dla każdego”, stąd zamieszczano tam komunikaty o śmierci. Zwyczajowo były to krótkie informacje, rzadko drukowano pośmiertne wspomnienia, sporządzane przez członków rodziny zmarłego.

Henryk Wilhelm Rossman na portrecie pędzla (?) Aleksiejewa. Zbiory Muzeum Kanału Augustowskiego.

W przypadku Henryka Rossmana opublikowano następujący nekrolog: Kurier Warszawski, nr 162 z 24 czerwca 1850 roku [pisownia oryginalna]: „dnia onegdajszego, w swoich dobrach Bielawa, o 2 mile od Warszawy, po krótkiej słabości, rozstał się ze światem, w 63cim roku życia, ś. p. Henryk Rossman, Podpułkownik Inżynierii b. Wojsk Polskich, Sędzia Pokoju Okręgu i m. Warszawy Wydziału II go, Kawaler Orderu Świętego Włodzimierza IVtej klassy i Legii Honorowej. Eksportacja jego zwłok odbędzie się jutro o godzinie 2giej po południu, z dóbr Bielawa, na smętarz Ewangelicko-Augsburski pod Warszawą”

W kilka dni po wspomnianym pogrzebie w jednym z kolejnych numerów ukazało się przywoływane dość niezwykłe wspomnienie pośmiertne, które poniżej przytoczono w całości.

Kurier Warszawski, nr 166 z 28 czerwca 1850 roku [pisownia oryginalna]:

„Śmierć człowieka jest zawsze smutnym zdarzeniem, a gdy ta wyrwie z grona Krewnych, Przyjaciół i Znajomych, godnego i szanownego Obywatela, jakże dotkliwy i słuszny żal wzbudza! Takim od kilki przejęty zostawszy uczuciem, z powodu nagłego i zawczesnego zgonu ś. p. Henryka Rossmana, b. Podpułkownika b. Wojska Polskiego, Dziedzica dóbr Bielawa, tę parę słów jego pamięci poświęcam. Będąc od kilkunastu lat bliskim sąsiadem zmarłego, i pozostając w ciągłych z nim stosunkach, miałem sposobność poznać go i powziąłem prawdziwy dla niego szacunek. Światły, uczynny, a przytem skromny i niezarozumiały; miły, czuły, wesoły, łatwy w pożyciu; rzetelny i delikatny w interesach, jednał sobie zaufanie tak u równych jako i u niższych, przystępny dla wszystkich, każden mógł znaleźć u niego nie tylko zdrową i szczerą radę, lecz oraz zawsze gotową usłużność. Ostatniej jawny też dał dowód w zeszłym roku, przyjąwszy na siebie naprawę i wzmocnienie ochronnego wału nad Wisłą w nizinie Moczydłowskiej, zniszczonego przez nadzwyczajne przed-kilkuletnie powodzie; i mając sobie powierzony przez zaufanie sąsiadów swoich, znaczny fundusz, sposobem pożyczki przez Rząd udzielony właścicielom nadbrzeżnym, z skrupulatną oszczędnością, a z zadowoleniem pracujących, użył go na wykonanie tak znacznego dzieła, które jak wiadomo najdokładniej, wsparty potrzebnymi do tego wiadomościami, z niemałem osobistem poświęceniem dokonał; przez co niezaprzeczenie zasłużył sobie na wdzięczność tak u swoich sąsiadów, jak i u licznych włościańskich rodzin to nadbrzeże Wisły zamieszkujących. Licząc się między powyższych, mam za miły obowiązek, wynurzyć to wdzięczności uczucie, i pragnę, aby to szczere i pewnie niezaprzeczone świadectwo rzadki przymiotów ś. p. Henryka Rossmana mogło stać się niejaką pociechą dla osierociałej Rodziny Jego, rzewnie opłakującej niepowetowaną stratę czułego, troskliwego i czci-godnego Ojca – K. P.”

1915. Należący do Rossmanów dwór w Bielawie i starorzecze, ze zbiorów H. Hlebowicz

Rzadko spotykanym było wówczas, aby wspomnienie takie pisał któryś z sąsiadów zmarłego, warto więc wyjaśnić kim jest tajemniczy K.P. podpisany pod tymi pięknymi słowami. Za inicjałami tymi kryje się Kasper hrabia Potulicki, dziedzic dóbr oborskich, przez rzekę Jeziorkę sąsiadujących z dobrami Bielawy.

Kasper Potulicki był jedynym z sąsiadów Henryka Rossmana, którego pamięć w ten sposób uhonorował. Powyższe spowodował żal po utraconym przyjacielu. Choć zapewne poznali się zaledwie kilkanaście lat wcześniej, odkryli wówczas, że ich wspólne losy związały ich już przed laty. W roku 1812 obaj brali udział w kampanii moskiewskiej Napoleona. Kasper Potulicki jako 20-letni młodzieniec, w szeregach pospolitego ruszenia ziemi czerskiej, Henryk Rossman jako oficer wojska polskiego. Obaj walczyli pod Borodino, przedzierając się na powrót do Polski. Zapewne nie spotkali się tego dnia, lecz po latach połączyło ich wspomnienie żołnierskiego losu, choć być może poznali się już podczas kampanii. Kasper Potulicki wrócił wówczas do Obór, a Henryk Rossman pozostał przy Napoleonie, biorąc udział w bitwie narodów pod Lipskiem w roku 1813, w armii księcia Józefa Poniatowskiego.

Ich głęboka zażyłość pogłębiła się gdy obaj stali się członkami Komitetu Obwałowania Niziny Moczydłowskiej. Ówczesne władze wymogły na właścicielach dóbr leżących wzdłuż Wisły od Góry Kalwarii po Czerniaków wybudowanie wałów ochronnych. Dziedzice tutejszych ziem podeszli do tego zadania rozmaicie – Potoccy z dóbr wilanowskich odwlekali budowę w nieskończoność. Jednak niespożyta energia Kaspra Potulickiego i fachowa wiedza budowniczego kanału augustowskiego jakim był Henryk Rossman, sprawiły, że wielkim nakładem sił, w krótkim czasie, dokonano niemożliwego, budując wały wzdłuż Wisły i Jeziorki na terenie obu dóbr i naprawiając istniejące tu wcześniej, a także kierując Jeziorkę do Wilanówki.

Dwór w Oborach należący do Potulickich w akwareli Stanisława Kurka

Dzięki zabiegom Kaspra Potulickiego udało się uzyskać pożyczkę i przekonać Potockich do budowy wałów od Kępy Oborskiej w kierunku Wilanowa, które ochroniły tutejsze wsie, o czym przeczytać można we wspomnieniu. Zaś z protokołów ówczesnych zebrań właścicieli dóbr wchodzących w skład wspomnianego Komitetu – Moczydłowa, Wólki Załęskiej, Brześc i Kawęczyna, Obór, Bielawy, Papierni i Wilanowa, widać iż dwóch z nich stało zawsze ramię przy ramieniu, wspierając się nawzajem, nawet jeśli natrafiali na opór innych, zamierzając ochronić tutejszych mieszkańców przez wylewami Wisły i Jeziorki.

Stąd i wspomnienie, powodowane szczerym żalem po stracie przyjaciela. Kasper Potulicki miał podążyć za swym towarzyszem broni dwa i pół roku później.


Artykuł pierwotnie opublikowany w “Wiadomościach Powsińskich” nr 5/2014

Może ci się także spodobać...