Legenda Konstancina

Przed nami Dni Konstancina i jak zwykle kilka osób zadało publicznie pytanie dlaczego obchodzimy święto Kontancina a nie miasta czy gminy? Jak to się dzieje, że stosunkowo niewielkie obszarem letnisko przesłania wszystkim Jeziornę, Skolimów i inne miejscowości wchodzące w skład tej ostatniej? Dzieje się tak dlatego, że Konstancin ma swoją legendę, która sprawia, iż ulica Batorego jest lanserskim adresem dla znanych ludzi i mniej znanych celebrytów, dom należy tu wręcz posiadać, a sprzedający działkę w nadwiślańskich wsiach poprzedzają ich nazwę słowem Konstancin. Dziś co nieco o historycznej genezie tej rozpoznawalności.

Wielu osobom umyka fakt, iż Konstancina nie zakładano jako kolejnego letniska. On miał być od początku osadą elitarną i jako taki został wylansowany. Koniec XIX wieku przynosi modę na tak zwaną wilegiaturę. Ten zapomniany termin oznaczał pobyt na wsi na świeżym powietrzu, a wywodził się z tytułu włoskiej komedii, La Villeggiatura, która notabene z takiego wywczasu drwiła. W ostatniej ćwierci wieku Warszawa zaczęła się dusić z powodu rozwoju demograficznego i ekonomicznego zwiększając swą ludność o ponad 130 %. Wraz z rozwojem sieci kolejowych rozwinęła się w ciągu kilkunastu lat moda na wypoczynek poza Warszawą, gdzie wyjazdy w tereny podmiejskie były odpowiednikiem późniejszych czasów. Sprzyjała temu możliwość udania się koleją praktycznie w każdym kierunku – do Grodziska i Skierniewic (kolej Warszawsko-Wiedeńska), do Białegostoku przez Tłuszcz i Małkinię (Warszawsko-Petersburska), od 1873 przez Miłosną, Mińsk i Siedlce (Warszawsko-Terespolska) i wreszcie przez Otwock w roku 1877 (Nadwiślańska) oraz z Wilanowa w połowie lat dziewięćdziesiątych. Z pociągami nie były w stanie konkurować parostatki pływające codziennie na Saską Kępę, na odpusty do Góry Kalwarii, do Puław i Sandomierza. Stąd szybko zaczęli z nich korzystać najubożsi, opuszczający miasto na krótki okres czasu. Zaś szukający odpoczynku przemieszczali się pociągami, szukając miejsc wypoczynku. W ten sposób nastąpił gwałtowny rozwój letnisk. Od lat osiemdziesiątych w ówczesnej prasie można napotkać wiele ogłoszeń reklamujących letnie mieszkania, a wkrótce kolej zaczęła wprowadzać letnie rozkłady jazdy. Oferowano specjalne promocje i książeczki abonamentowe, pojawiły się nawet pociągi „mężowskie”, gdzie pod koniec tygodnia pracy na wypoczynek do rodzin udawały się ich głowy, powracające po niedzieli do miasta.

1902 – reklama wzorowego letniska.

Szybko zaczęły się rozwijać letniska, a ich ogłoszenia reklamowe zachwalały położenie w pobliżu stacji kolejowych. W latach dziewięćdziesiątych wypoczywano już  w Grodzisku, Jaktorowie, Komorowie, Miłosnej, Ostrowie, Otwocku, Życzynie, Wawrze, Świdrze, Józefowie, Falenicy i w kilkudziesięciu innych miejscach. Anonse w gazetach zachwalały „malowniczą okolicę”, „klimat”, „położenie lesiste”, „park angielski” czyli wszystko o czym obecnie czytamy w prospektach reklamowych osiedli mieszkaniowych. Jednakże to nie przyrody wypoczywający szukali… Bawiąc w letniskach chciano poczuć się jak w wykwintnych zagranicznych kurortach, bowiem okoliczne letniska zostały szybko zatłoczone – jak byśmy dzisiaj powiedzieli przedstawicielami warszawki z klasy średniej. Przykład dał Grodzisk reklamując rozmaite rozrwyki, park do którego wejść można było kupiwszy bilety, powołany komitet sanitarny, który miał zadbać o należyte warunki wypoczynku dla letników, którzy zawsze utyskiwali na smród i brak dbałości o wygodę. Bogatsi wybierali zagraniczne „bady”, wybierając zagraniczny komfort, który znacznie przewyższał standard oferowany przez choćby piękne świder-majerowe pensjonaty Otwocka mimo, iż już od 1893 roku działało tu pierwsze w Polsce sanatorium.

W letniskach zaczęto zapewniać „konie”, „omnibusy”, telefon”, „wodociągi”, „pralnie”. Lokale zaopatrywać w „umeblowanie”, „lodownie”, „werandy”. Acz warunki odbiegały mocno od reklamowanych, w gazetach potępiano zły stan kwater, drożyznę, brak wygód. Aktywność na świeżym powietrzu była wówczas źle widziana, oczekiwano wilegiatury ze wszelkiego rodzaju wygodami. I odpowiedniego towarzystwa. W Kurierze Warszawskim utyskiwano jednak, że wciąż brak letniska odpowiadającemu swym poziomem zagranicznym „badom”.

1902. Letnisko wkrótce po powstaniu zajmuje “miejsce naczelne”

I tak powstały Obory-Konstancya, szybko przemianowane na Konstancin. Letnisko jakiego wcześniej nie było, przeznaczone dla elit, ze wszelkimi udogodnieniami, kanalizacją i wodociągami, warunkami zabudowy dla wielkich willi, co eliminowało uboższych dorobkiewiczów, budujących tanie pensjonaty.  Letnisko z założenia mające „zatrzymać w granicach kraju chociażby część osób, wyjeżdżających w lecie za granicę”. Letnisko na wskroś nowoczesne, posiadające urządzenia elektryczne, drogi i chodniki. Wreszcie letnisko z kampanią reklamową, jakiego nie miało żadne inne w tamtym czasie. Tylko Konstancin doczekał się tylu artykułów w najpopularniejszych gazetach, jak Tygodnik Ilustrowany, które wręcz zachwalały jego zalety i budowę nowych obiektów. Konstancin szybko stał się modny, działki wykupili przedstawiciele najznamienitszych rodzin, a budowle projektowali najlepsi architekci. Tak często nie pisano o innych letniskach, w tym samym czasie powstało latowisko w Skolimowie, które szybko terenem i ilością ludności przewyższyło Konstancin, lecz próżno szukać o nim wzmianek w prasie aż do roku 1904. Konstancin od początku pomyślany był, jako miejsce przeznaczone dla elit, został ogrodzony, a na jego teren zakazano wstępu biedakom, włóczęgom i chałaciarzom. Dbano o odpowiednie rozrywki jak zabawy, zapewniono sezonowo orkiestrę. I tak narodziła się w ciągu kilku lat legenda, letniska jedynego w swoim rodzaju, która trwa po dziś dzień, podtrzymana w późniejszych latach przez osiedlanie się tu wierchuszki PRLu i utworzenie uzdrowiska, a potem zamieszkanie nowych elit. Oczywiście nie tylko kampania reklamowa przyczyniła się do popularności letniska, lecz również jego położenie i mikroklimat. Już w 1902 roku padać zaczęły hasła aby utworzyć tu zakład przyrodo letniczy, co zaowocowało  w 1917 roku nadaniem statusu miejscowości uzdrowiskowej.

Po Wojnie Światowej. Zgodnie ze statutem do uzdrowiska nie wpuszcza się chorych przewlekle i zakaźnie. Jak widać nie każdy może tu przebywać, jedynie wybrane towarzystwo…

Legenda trwa, wiele osób słysząc nazwę Konstancin kojarzy ją jeśli nie ze znanymi mieszkańcami, to z pięknymi willami, przyznając często, że wie o nich ze słyszenia. Lecz jak celnie ujął to ostatnio jeden z członków Towarzystwa Miłośników Piękna i Zabytków, Konstancin przemija. Wille są burzone i rozpadają się w pył, czemu nie pomagają skomplikowane sprawy własnościowe. Ale tak to już jest z opowieściami, bohaterowie umierają, a legendy żyją wiecznie.


Literatura:

  • SKROK Zdzisław, Konstancin. Zapomniana Arkadia, Warszawa 2003 (autor chyba jako jedyny z autorów opracowań o Konstancinie wskazał celnie przyczyny jego powstania)
  • OLKUŚNIK Marek, Podmiejska wilegiatura warszawiaków u schyłku XIX wieku jako zjawisko kulturowe i społeczne w: Kwartalnik Historii Kultury Materialnej  t. 49 z. 4 r. 2001 ss. 367-386
  • jako ilustracje wykorzystano materiały pochodzące z “Tygodnika Ilustrowanego”, udostępnione na FB o historii, ludziach i architekturze Konstancina przez Macieja Łabę

Może ci się także spodobać...