Czas wracać z letniska-1931 r.

Różne były wrażenia po powrocie z letnisk w latach trzydziestych zeszłego wieku. Jeden z takich opisów pod tytułem “Po przyjeździe z letniska” ukazał się w “Gazecie Polskiej”:

Pani Zygmuntowa wróciła właśnie do Warszawy z letniska i dorwawszy się po dwóch miesiącach telefonicznego przymusowego postu do słuchawki, pozwoliła sobie na malutką rozmówkę z przyjaciółką, która brzmiała następująco:

— To ty Musieczko? tak to ja. Nareszcie jestem w Warszawie. O Boże, co ja przeszłam. Zaraz ci opowiem, chociaż nie mam chwileczki czasu. Muszę sprzątać, porządkować, ty wiesz przecie kochanie, co to jest powrót do mieszkania, zamkniętego przez dwa miesiące. Mole, pająki, muchy, pranie firanek, ty mnie rozumiesz.

— Dzieci, dziękuję, owszem, zdrowe, tylko Staś miał biegunkę. Wyobraź sobie, zjadł taką małą gruszeczkę, nie mogliśmy wyjść z podziwienia, że mu mogła zaszkodzić, tymczasem pokazało się, że przedtem zjadł czterdzieści śliweczek. Ale kto jest w stanie dziecko upilnować. Ale już dobrze, doskonale, dziś zjadł już pół funta czekolady. Nie masz pojęcia, jak Niusieczka wyrosła, nie poznałabyś jej, ale czy to prawda, że od pierwszego zamykają teatry? Pomidorska na letnisku opowiadała mi, że teatry Szyfmana obejmie miasto a miejskie Szyfman i nie będą wtedy nic grać, a aktorzy na zimę przez ZASP są zaproszeni do schroniska w Skolimowie i tam będzie otwarta opera. Ładna historia. Wiesz, że dwa dywany pogryzły mi mole, i to te od cioci Luci. Powiedziałam o tym mężowi, a on wybałuszył na mnie oczy i powiada:

— A cóż to szkodzi, przecież te dywany są już zajęte i gadaj z nim. Drogę miałam okropną, ach te konfitury. Czy ty smażyłaś melon? Ja smażyłam mnóstwo,  najbardziej udały się czarne porzeczki. Mam nowy przepis. Smażyłam je tak długo, aż zrobiły się białe.  Ale może ty nie masz biedaczko czasu, tak jak ja. Jeszcze tylko chwileczkę, bo Stasiowi muszę zdjąć buciki.

Ilustracja Antoniego Uniechowskiego “Stacja w Konstancinie”

— A co słychać u Was? Naturalnie, zawsze to samo. A dlaczego ustępujesz? W ten sposób nigdy nie będziesz miała kapelusza. Dobrze, dam ci nowy przepis, spotkamy się jutro. Wiesz, że Alfred się zaręczył. Jakaś młoda, zredukowana w biurze panienka. Poznali się na wyścigach w wodzie. Co, Kaziowie wyprowadzają się? Zaraz, bo nie dosłyszałam, Marynia tak głośno trzepie fotele, Zdziś ma syna, bardzo się cieszę.

— Wołają mnie, bo stróż przyszedł z jakimś papierem. Ach Boże, co za urwanie głowy! Staś wlazł na szafę. Do widzenia kochanie, bo muszę wymyślić, co będzie dziś na obiad. Wieczorem jeszcze zadzwonię, do widzenia, a jak nie, to Ty zadzwoń. W każdym razie jeśli Ty nie zadzwonisz, to ja, nawet gdybym nie miała czasu… 

.JN.                                                                              

“Gazeta Polska” (Kościan) nr 202 z 3 września 1931 r.

Może ci się także spodobać...