Łodzie Urzecza

Życie na nadwiślańskim Urzeczu zależało ściśle od Wisły. Mieszkańcy nadrzecznych terenów musieli radzić sobie w świecie licznych starorzeczy, częstych powodzi i konieczności systematycznego przemieszczania się na drugi brzeg rzeki. Środowisko takie wymuszało nabycie umiejętności sprawnego poruszania się po wodzie i posiadania odpowiednich łodzi. Opowieści o pływaniu na Wiśle były obecne w moim domu dzięki dziadkowi – Paulinowi Zduńczykowi, prawdziwemu Łurzycokowi. Dziadek jako najmłodsze dziecko wielodzietnej rodziny szybko musiał stać się samodzielny. W bardzo młodym wieku nauczył się pływać łódką i znał wszystkie okoliczne zakamarki rzeczne. To dzięki niemu poznałem historie o przepływających statkach parowych, czy ogromnych jesiotrach widzianych w rzece. W moich wspomnieniach na zawsze pozostaną też okupacyjne opowieści o wieczornych rejsach na drugi brzeg Wisły. W ich trakcie dziadek pychówką przewoził Żydów, za co groziła kara śmierci. Fakt, że nigdy nie dał się złapać zawdzięcza licznym wyspom i wysepkom porośniętych lasem łęgowym. Dawały one schronienie i pozwalały przeczekać ewentualne patrole. Nie byłoby wspaniałych gawęd dziadka gdyby nie tradycyjne łodzie, które jeszcze w połowie XX wieku królowały na Wiśle.

W trakcie powodzi łódź była niezbędna. Okolice Wilanowa 1934 rok. Zbiory NAC.

Szkutnictwo regionu Urzecza nie doczekało się jeszcze naukowego opisu. Odcinek Wisły na północ od Warszawy ze szczególnym naciskiem na okolice Nieszawy miał zdecydowanie więcej szczęścia. Działalność takich badaczy jak Przemysław Smolarek, Adam Reszka, Jerzy Litwin czy Artur Trapszyc pozwoliła na dość dokładne scharakteryzowanie poszczególnych jednostek oraz szkutników je wytwarzających. W naszych stronach ciągle wiele pozostaje do odkrycia. Wiemy, że duży wpływ na szkutnictwo regionu wywarli osadnicy olęderscy, wyjątkowo biegli w tym fachu. Potwierdzać może to też spora ilość nazw pochodzenia niemieckiego, jaką spotykamy w opisach łodzi. W ramach Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Oddział w Czersku, staramy się zachować od zapomnienia jak najwięcej historycznych obiektów związanych z Urzeczem. W tym roku udało się nam pozyskać łódź zbudowaną w tradycyjnym nadwiślańskim warsztacie. Jednocześnie prowadzimy wywiady z Łurzycokami starszego pokolenia, aby jak najwięcej dowiedzieć się o tym jak dawniej pływało się na Wiśle i jakie typy łodzi były najpopularniejsze.

Na niemal całej długości Wisły rzeczne środki transportu, były dość podobne. Od największych – mocarnych szkut po małe – zwinne pychówki. Wszystkie one miały jednak jedną cechę wspólną – płaskie dno. Takie rozwiązanie zapewniało stabilność, oraz możliwość wpłynięcia nawet na największą płyciznę. Łodzie zwykle były wykonywane z nieheblowanych desek sosnowych, choć podobno dawniej wykorzystywano także drewno wierzbowe. Na wręgi szykano krzywulców dębowych lub akacjowych, sztabka (dziób) zwykle była dębowa, choć zdarzały się też topolowe.

Tradycyjna łódź pychowa. Nabytek TOnZ Czersk. Wykonana w nadwiślańskim warsztacie przez ludowego szkutnika – Nowackiego z Wólki Gruszczyńskiej.

Nie sposób w krótkim tekście opisać wszystkich łodzi i statków wiślanych, dlatego zajmę się tylko mniejszymi łodziami, które były najpopularniejsze wśród mieszkańców nadwiślańskiego regionu. Przegląd łodzi używanych przez Urzeczan rozpoczynamy od najmniejszych tradycyjnych pychówek zwanych lejtakami lub łodziami pomocniczymi. Ich nazwa pochodzi od niemieckiego leiten czyli prowadzić, kierować. Są to smukłe, lekkie i zwinne łodzie. Dawniej prawie każdy gospodarz na Urzeczu taką posiadał. Ich konstrukcja zapewniała komfortowe prowadzenie nawet przez jedną osobę. Dziadek Paulin, często wspomina minione czasy, gdy codziennie rano wszyscy gospodarze z Kępy Radwankowskiej wsiadali do swoich pychówek i ruszali na Wisłę. Celem ich podróży były zastawione wiraszki, czyli wiklinowe pułapki na ryby – wyplatane z wierzbowych witek tzw. pręci. Za kotwicę często służył polny kamień na lince, która też często była wypleciona z wikliny. Dzięki, źródłom i ustnym przekazom wiemy, że mieszkańcy Urzecza zwali swoje łodzie szpiczakami. Znamy dwie teorie wyjaśniające pochodzenie tego określenia. Pierwsza z nich odnosi się do faktu, że zarówno dziób (cupel) jak i rufa (tyłek) łodzi były mocniej podniesione do góry i zakończone szpicem. Tutaj także nazwa może mieć pochodzenie z języka niemieckiego. Spitzkahn to nazwa często występująca na odcinku dolnej Wisły. Jak mówi dziadek Paulin “jazda” na takiej łodzi była zdecydowanie łatwiejsza. Dużo prościej było nią manewrować, a różnica między dziobem, a rufą była na tyle mała, że czasami wystarczyło obrócić się, aby płynąć w przeciwnym kierunku. Druga teoria opisuje znacznie większe jednostki wykorzystywane do przewozu osób. Owe śpiczaki, czy też szpicaki znane były także w innych nadwiślańskich regionach. Charakteryzowały się tym, że miały tylko dziób miały ostro zakończony i mocno wygięty ku górze.

Lejtak na Jeziorze Czerskim, zdjęcie wykonane przez Stanisława Sowińskiego w 1914 roku.

Inną formą małych łodzi były olęderki, choć prowadząc wywiady spotkałem się też z określeniem holenderki. W przypadku tej konstrukcji w tylnej części łodzi umieszczona jest pawęż, czyli szeroka deska stanowiąca rufę. Co ważne pawęż była ustawiona pod kątem do tafli wody. Aktualnie budowane wiślane łodzie mają rufę bardziej prostopadłą do wody, co umożliwia zamocowanie silnika. Olęderka nie jest tak zwrotna jak lejtak, ale dzięki szerszemu dnu jest stabilniejsza. Jak dowiedział się Piotr Rytko niedoścignionym wzorem dla lokalnych szkutników był potomek osadników olęderskich nazwiskiem Ejneberg z samego południowego krańca Urzecza. To on tworzył szkutnicze dzieła sztuki, które jak mówią Łurzycoki z okolic Piwonina i Wysoczyna prowadziły się najlepiej. Dzięki badaniom terenowym, które prowadzimy wraz z Piotrem udało się nam natrafić na prawdopodobnie ostatnią istniejącą łódź autorstwa mistrza Ejneberga. Mimo dość słabego stanu technicznego do dzisiaj pływa po starorzeczu wiślanym.
Niekiedy można też spotkać się z określeniem półlejtak, nie udało mi się potwierdzić, czy chodzi tu o ten samy typ łodzi. Z całą pewnością konstrukcyjnie były podobne.

Łódź typu olęderka autorstwa ludowego szkutnika nazwiskiem Ejneberg.

Nieco większa od lejtaka była łodyga zwana łodzią główną. Była to łódź zdecydowanie mocniejsza konstrukcyjnie. Deski, z których była wykonywana były grubsze, co czyniło ją też dużo cięższą. Zwykle była wyposażona w maszt oraz żagiel rozprzowy. Często w części rufowej lub na środku można było spotkać też zamykaną skrzynię. Łodyga docelowo miała przewozić kilku rybaków potrzebnych do sprawnego połowu siecią. Używana była, też do przewozu osób na drugi brzeg. Najlepiej różnice, między łodygą a wspominanym wcześniej lejtakiem ukazuje zdjęcie, przedstawiające osadników olęderskich łowiących ryby siatką w Łasze Wilanowskiej. W łodydze pracuje aż sześciu rybaków. Na tej łodzi znajduje się siatka, zwana drygawicą. W tym samym czasie lejtak ustawia siatkę w pożądane przez rybaków miejsce. Dzięki takiej technice Łurzycoki mogli skutecznie łowić szczupaki i inne ryby, na które na brzegu czekali już żydowscy kupcy.

Początek XX w. Połów na starorzeczu wiślanym w okolicy Wilanowa

Warto zacytować też opis połowu przywołany przez Bolesława Śląskiego w książce “Rybołówstwo i Rybołówcy na Wiśle dawniej a dziś” z 1917 roku – ”… niezbędne są 2 czółna i obsługa, złożona z 2—6 ludzi. Rybacy, umieszczeni w pierwszej, mniejszej co do rozmiarów łodzi, trzymają jeden koniec sieci („lejt”), gdy drugim końcem („łodygą”) powoduje osada następnej łodzi; odpowiednio do tego, łodzie noszą nazwy: lejtak albo czółno zakładne i łodyga , przyczem kierownicy połowa zajmują stanowisko w tej drugiej“. Dawne łodygi zwykle miały spiczasto zakończony zarówno dziób jak i rufę. Jednak z czasem coraz częściej można było spotkać pawęż. Jak wspomina dziadek taka łódź mogła zabrać większą ilość osób i dlatego była praktyczniejsza do przewozu. Można domniemywać, że wraz ze stopniowym zatracaniem się tożsamości Urzecza konstrukcje łodzi ulegały ujednoliceniu. Praktycznie zupełnie zaniknęły klasyczne łodzie zakończone z dwóch stron szpicami. Powszechność silników spalinowych wymuszała zastosowanie solidnej deski na rufie dzięki której można było zamocować napęd. W okolicy Góry Kalwarii zapewne bardzo istotny był fakt istnienia dużej jednostki wojskowej. Wojsko używało ustandaryzowanych łodzi pychowych. Zapewne lokalni szkutnicy podpatrywali konstrukcje wojskowych łodzi i je kopiowali. Dzięki wywiadom wiemy, że pływały też proste łodzie zwane korytami. W tej mało finezyjnej konstrukcji zarówno dziób jak i rufa zakończone były prostopadłą deską. Burty były zdecydowanie mniej wygięte a lekko podniesiona do góry była jedynie przednia strona łodzi.

Porównanie łodzi okolic Warszawy B. Śląski, “Rybołówstwo i Rybołówcy na Wiśle dawniej a dziś” 1917.

Oprócz samych łodzi bardzo ważny był sposób w jaki Urzeczanie nimi kierowali. Niezbędne było długie wiosło zwane pychem, zakończone okuciem, które nazywano amerkiem. Jesteśmy przyzwyczajeni, że w łódce się siedzi. Jednak nasi przodkowie, niczym gondolierzy w Wenecji stali w tylnej części łodzi i długim pychem odpychali sie od dna. W ten sposób jeździło się na pychu. Większą trudność stanowiło poruszanie się w miejscach gdzie wiosło nie sięgało dna. Wtedy stojąc zagarniano wiosłem wodę, jednocześnie kierując nim w taki sposób, aby pychówka płynęła w zamierzonym kierunku.

Lata sześćdziesiąte powrót do wiślanej przystani “Brzanka” w Górze Kalwarii. Zbiory autora.

Niestety umiejętność budowania tradycyjnych łodzi na Urzeczu praktycznie zaginęła. Niewiele pozostało także łodzi, jakie zbudowali. Takie osoby jak pan Jagodziński z Czerska, pan Kucharczyk z Kępy Radwankowskiej, czy pan Chojka z Kosumiec tworzyli w swoich warsztatach łodzie, które pozwalały poruszać się po naszych nadwiślańskich rozlewiskach.

Jako Towarzystwo Opieki nad Zabytkami chcemy zachować pamięć o szkutnikach ludowych z Urzecza. Jeśli posiadacie państwo informacje o szkutnikach lub zdjęcia łodzi to bardzo proszę o kontakt na adres mail – zdunczyk.p [at] gmail.com.

Łódź zwana korytem – Wisła w okolicy Góry Kalwarii, zdjęcie ze zbiorów W. Prus-Wiśniowskiego, Ł. M. Stanaszek, Nadwiślańskie Urzecze 2014,


Źródła i literatura

  • P. Rytko, Z biegiem Wisły. Przewodnik po podwarszawskim Urzeczu, Czersk 2019
  • Ł. M. Stanaszek, Nadwiślańskie Urzecze, Warszawa-Czersk 2014
  • B. Śląski, Rybołówstwo i Rybołówcy na Wiśle dawniej a dziś, Warszawa 1917.
  • B. Śląski, Słownik rybacko-żeglarski i szkutniczy, 1930
  • A. Trapszyc, Łódź Pomorska, Ostatnie ogniwo łańcucha typologicznego w szkutnictwie Dolnej Wisły, Biuletyn Polskiej Misji Historycznej
  • A. Trapszyc, Olęderski wątek w szkutnictwie ludowym dolnej Wisły,www.holland.org.pl [dostęp: 13 V 2021 r.]

Może ci się także spodobać...