Ostatnie takie wybory

Tytuł nieco przewrotny, bo nie o wyborach będę pisał, gdyż żelazną regułą tego portalu jest stronienie od jakichkolwiek sympatii politycznych i wyrażania opinii czy przekonań w tym zakresie. Tekst powstaje jednak w związku z wyborami, bo obserwując zachodzące procesy mam nieodparte wrażenie, że w najbliższą niedzielę odbędą się w pewnym sensie ostatnie takie wybory na terenie gmin Konstancin-Jeziorna oraz Góra Kalwaria, choć ta ostatnia ma jeszcze nieco więcej czasu. Jednak w obie uderzy tsunami zmian, jakie dotknęło w minionych latach Piaseczno czy Wilanów, dawniej gminę podwarszawską, od czasów powojennych włączoną do Warszawy, którą urbanizacja dopadła w ciągu ostatniego ćwierć wieku. I właśnie o tym dziś chcę napisać, bo o ile przyszli nowi radni i burmistrzowie wiele opowiadają o swych planach i wizjach rozwoju, dostrzegając istotność rozbudowy infrastruktury, ułatwienia dostępu do istniejących usług mieszkańcom, czy powstania obwodnic w związku ze zwiększaniem się liczby ludności podwarszawskich gmin, mam wrażenie, że umyka im z wizji rozwoju inny istotny aspekt, w którym warto wykorzystać wiedzę nabytą dzięki naukom humanistycznym. A mianowicie tego co nastąpi wskutek napływu ludności, skutkiem czego będzie zmiana demograficzna, zaś pomijanie w działalności samorządów aspektów społecznych nieuchronnie doprowadzi do kryzysu.

Urbanizacja i zmiany demograficzne same w sobie nie są niczym złym, niestety znakiem naszych czasów jest to, że nie odbywają się w sposób zaplanowany i kontrolowany, lecz przede wszystkim wiążą się z gwałtownym przyrostem liczby ludności, jakiego w przeszłości rzadko doświadczano, gdy populacja zwiększała się stopniowo i powoli. Przykładem może być Piaseczno, które w ciągu ostatnich dwóch dekad zwiększyło swą populację ponad trzykrotnie, za czym poszedł kryzys szerokorozumianej infrastruktury i usług, także niedaleki Józefosław, który mierzy się ze zmianą swego charakteru z wiejskiego na przedmieście Warszawy. Teraz przed takimi wyzwaniami stają Góra Kalwaria, gdzie powstają nowe osiedla, lecz przede wszystkim Konstancin-Jeziorna, w związku z uchwalaniem nowych planów zagospodarowania, a także z powodu zwiększonego zainteresowania z tego powodu przez deweloperów, z których głównym graczem jest Arche. Stąd też przewidywać można, że w ciągu najbliższej dekady liczba mieszkańców obu gmin znacząco się zwiększy, w szczególności Konstancina-Jeziorny, gdzie Arche planuje osiedle na terenach postfabrycznych na ponad 20 000 mieszkańców, a łakomym kąskiem dla innych deweloperów są tereny między obwodnicą kolejową a lasem kabackim. Tam z kolei powstaną zapewne znane z całej Polski osiedla łanowe, bo wszak przyczyna jak wszędzie leży w historii. Działki są tu długie i wąskie, taką rolę bowiem łatwiej obrabiać było pługiem, gdy podążano w jednym kierunku przez kilka kilometrów bez konieczności ciągłego nawracania. Na takich działkach wyrastają później osiedla szeregowe z domkami po obu stronach i uliczką pośrodku, bez zabudowy uslugowej, bo deweloper musi zmaksymalizować zyski.

Jeziorna 1806 r. i “łany” ciągnące się ku lasowi kabackiemu. Dokładnie takie same działki istnieją tam do dzisiaj, co można z łatwością prześledzić na zdjęciach satelitarnych. Po uchwaleniu planów zagospodarowania i sprzedaży staną się łakomym kąskiem dla deweloperów, którzy ulokują tu osiedla szeregowe pozbawione usług i dojazdu, wzorem niedalekiej Zgorzały

Nie będą to pierwsze zmiany ludnościowe tego typu na tych terenach, wszak w 1670 r. Góra Kalwaria zyskała nowych osadników stając się miastem Nową Jerozolimą, a w ciągu ostatnich 150 lat obecna gmina Konstancin-Jeziorna zwiększała swą populację kilkukrotnie – 1887 roku gdy przeniesiono tu i osadzono mieszkańców Mirkowa z ich obyczajami i kulturą, tworząc Papiernię, około 1900 roku gdy powstały letniska Konstancin, Chylice i Skolimów, wreszcie po II wojnie światowej, gdy na potrzeby rozbudowywanego zakładu WZP sprowadzono tu wielu pracowników. Każdorazowo proces ten wiązał się ze stopniowym wtapianiem się przybyszy w lokalną społeczność, aż z czasem stawali się częścią lokalnej tradycji i tożsamości. Nigdy wcześniej nie przybywali tu jednak jednorazowo w takich ilościach, dostosowywali się raczej do lokalnych zwyczajów niż funkcjonowali w dotychczasowych, w przeciwieństwie do XXI wieku, co jest znakiem czasu płynącym z funkcjonowania naszego społeczeństwa doby ery informacyjnej. Dysonans między starymi a nowymi mieszkańcami choć niepisany, funkcjonował mimo wszystko przez pokolenia i był czymś naturalnym. Jeszcze w mym dzieciństwie robotniczy „Chamburg” w Mirkowie był traktowany nieco z góry przez mieszkańców Konstancina, podobnie jak mieszkańcy nadwiślańskich wsi. Jednakże wszyscy z czasem stworzyli wspólną tkankę społeczną, dla których tereny stały się małą ojczyzną, co jeszcze dekadę temu było widoczne. To się jednak zmienia wraz ze stopniowym napływem nowych mieszkańców, choć na razie zmiany są powolne. Jednakże wybudowanie osiedli dla 20-30 tysięcy osób znacząco wywróci kształt tutejszej populację i spowoduje zmiany, o których mało kto obecnie myśli, a które przyczynią się do dalekosiężnej przemiany.

Rzeczy ulotne, 1969/2023, Jeziorna

Proces ten został już zbadany i opisany przez socjolożkę w pobliskim Wilanowie, więc możemy posłużyć się wynikami badań Justyny Orchowskiej celem pokazania co czeka sąsiednie gminy. Miasto Warszawa rozprasza się w sposób niekontrolowany, częścią tego procesu jest zasiedlanie nowych osiedli na jego obrzeżach. Jak pokazuje przykład Piaseczna i okolic powstają one bez dostępu do usług – infrastruktury czy szkół. Główną funkcją miasta jest de facto zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie np. oświaty, dostępu do usług medycznych i transportu. Gdy ta nie może być realizowana generowane są straty gospodarcze dla gmin i gospodarstw domowych. Nie sposób ich zrealizować, gdy nie pozostawia się w planach zagospodarowania przestrzeni na cele społeczne – budowę szkół, parków, przedszkoli, ośrodków kultury. A obawiać się należy, iż podobne zjawisko czeka wkrótce Konstancin-Jeziornę. Jednakże jest także inne niebezpieczeństwo. W 2023 r. na prezentacji planu Arche miałem okazję zapoznać się wizją osiedla wewnętrznie zaspokojonego, którego nie trzeba opuszczać, z usługami i sklepami, całkowicie samowystarczalnego, gdzie można pracować zdalnie, opuszczając go w celu relaksu, by rowerem udać się na pobliskie tereny zielone. Jest to wizja wspaniale utopijna, a mi od razu przypomniała powstawanie miasteczka Wilanów. Architekt Guy Perry zakładał zaprojektowanie miasteczka ze wszystkimi usługami niezbędnymi do codziennego funkcjonowania, stworzenie przyjaznej okolicy, zaś wyszło… jak wyszło. W latach 2002-21 w Miasteczku Wilanów zamieszkało około 21-25 tysięcy mieszkańców, zatem liczba podobna jaka zamieszkać może w Konstancinie – a za jakiś czas zapewne w Górze Kalwarii. Jak wynika z badań socjologicznych to głównie przybyli do Warszawy pracownicy firm i korporacji, w powszechnym mniemaniu stanowiący wyższą klasę średnią i wyższą. Struktura dzielnicy stałą się więc bardzo homogeniczna, zamieszkanie w dzielnicy zaczęło w jakiś sposób selekcjonować i stanowić o pochodzeniu. Nowi mieszkańcy osiedla zderzyli się z ograniczonym dostępem do usług publicznych, bo te nie były w interesie prywatnych inwestorów, choć miasteczko miało być zgodnie z założeniem samowystarczalnym miastem w mieście.

O ile Arche zapowiada zrównoważony rozwój (czy tak będzie pokaże czas), wspominane wyżej osiedla łanowe zdominują dawne pola uprawne, jednocześnie nie zapewniając dostępu do sklepów, edukacji i kultury. Deweloper nie ma interesu by wzorem planistów z PRL przewidywać budowę tych ostatnich, z kolei gmina Konstancin-Jeziorna wyzbywa się lekką ręką działek i obiektów, gdzie można ulokować i prowadzić taką działalność (przykładem sprzedaż działki obok Muzeum Wycinanki i budynku Dyrekcji w Mirkowie). Jak uczą liczne przykłady, budowa dróg i obwodnic rozwiążę problem dojazdu i wygeneruje problem wjazdu podnosząc atrakcyjność miejsca dla kolejnych przybyszy, lecz nie mając dostępu do usług nowi mieszkańcy podejmą starania nie by do nich dojechać, lecz by posiadać do nich dostęp na miejscu. Spowoduje to kryzys, bo aktywność społeczna nie powinna zastępować działalności samorządowej aż w takim zakresie. Priorytetem stanie się wówczas realizacja tych potrzeb na jednym terenie, co spowoduje konflikt z osobami mieszkającymi tu od lat.

Rzeczy ulotne, pół wieku różnicy

Powstanie miasteczka i tysięcy nowych mieszkańców od początku powodowało obawy mieszkańców tych terenów z ustaloną tożsamością – Powsinka, Zawad czy Powsina. Deweloper był postrzegany jako intruz, co zostało rozciągnięte na nowych mieszkańców. Ich liczba była jednak tak znaczna, że zdominowali szybko strukturę demograficzną gminy Warszawa-Wilanów. Brak usług publicznych wraz z tworzącym się rodzajem patriotyzmu lokalnego sprawił, że zmobilizowali się i przedstawili swe żądania. Roszczenia skierowano wobec władz samorządowych, podnosząc pretensje że nie zapewniono dostępu do sieci usług, nie podejmowano kroków w kierunku popraw tego stanu rzeczy, choć gmina słusznie podnosiła, iż teren miasteczka stanowił prywatną własność deweloperów. Ze względu na przewagę liczebną ludność napływowa była w stanie wygrać wybory, następnie narzuciła swą wizję i organizację przestrzeni całej okolicy, skutkiem czego dotychczasowi wielopokoleniowi mieszkańcy tych terenów zostali w swym odczuciu w jakiś sposób wykluczeni ze swej małej ojczyzny.

Do czego się to sprowadziło w praktyce? Demografia sprawiła, iż wspomnianym priorytetem stały się potrzeby Miasteczka Wilanów. Polem starcia stały się inwestycje w infrastrukturę, oświatę i inne potrzeby, realizowane wyłącznie tamże, zaczęły być pomijane na terenie terenów wiejskich gminy Wilanów.  Nastąpił utrzymujący się do dzisiaj stereotypowy podział między ludnością rdzenną a napływową. Ludność wsi gminy Wilanów miała wcześniej charakter pokoleniowy a co za tym idzie mocno tradycyjny. Mieszkańcy miasteczka przynieśli ze sobą nawyki wielkomiejskie, wraz z oczekiwaniami, iż otoczenie będzie mieć charakter wiejski, ale zapewniać będzie usługi typowe dla miasta. Zderzyły się ze sobą dwie mentalności i po dziś dzień trwa opinia o „burakach” i „wsiokach” z Zawad czy Powsina, wyrażona w ankietach zebranych podczas badań socjologicznych i „chamstwie” z miasteczka, które blokuje i ignoruje potrzebę zbudowania wodociągu czy chodnika na wsi, bo ważniejszy jest plac zabaw dla psów, potrzeba absurdalna i abstrakcyjna dla mieszkańców wsi. Którego to placu budowę zresztą przegłosowuje miasteczko, dzięki swej liczebności…

Ten sam proces w tej czy innej formie zajdzie niestety najpierw w Kosntancinie-Jeziornie, a następnie w Górze Kalwarii. I to wydaje się realnie problemem równie znacznym jak brak obwodnicy czy rozmaitych usług. Rdzenni mieszkańcy oby gmin żywią niewypowiedzianą obawę przed utratą tożsamości, której nowi mieszkańcy przybyli w znacznej ilości nie mają szansy poczuć, a co za tym idzie w jakiś sposób się zasymilować. Śledząc opinie z forum facebookowych li tylko Konstancina widać, iż proces ten toczy się już od jakiegoś czasu, na razie w niewielkim stopniu, bo nowych mieszkańców przybywa na razie stopniowo. Budowa osiedli mieszkaniowych jednak powyższe znacząco przyśpieszy. Nowi mieszkańcy już obecnie są w jakimś stopniu widziani jako najeźdźcy. Widać to już po wymianie zdań na wspomnianych forach, są obcy, swą obecnością zagarniają niezagospodarowany teren z tradycją, usiłują przejąć usługi publiczne i skupiają na sobie uwagę władz samorządowych, nie uwzględniając wcześniejszego przeznaczenia energii i zaangażowania dotychczasowych mieszkańców w opinii których nie respektują lokalnych tradycji i wartości. Na ten moment konflikt ma wymiar humorystyczny, bowiem zirytowany mieszkaniec Konstancina zwróci uwagę nowemu, że tu nie ma bazarku tylko jest targ, że Opacz to nie Konstancin, że jeśli ktoś mieszka na Sadowej to nie mieszka w Konstancinie – a ten nowy nie zrozumie o co mu chodzi, bo przecież kupił lokum w Konstancinie-Jeziornie, nieświadom lokalnych uwarunkowań i opowieści. Podobnie w przypadku wybuchających zwyczajowo awantur o syreny straży pożarnych, którymi OSP zwołuje swych ochotników, a mieszkaniec przybyły z miasta, gdzie działało PSP nie pojmuje z jakiego powodu syreny muszą wyć. Czy też jak w każdej miejscowości dawniej o charakterze wiejskim, pierwszym znakiem troski wyrażanym przez przybysza z miasta jest pytanie czy ktoś nie szuka psa, włóczącego się po okolicy, nieświadomego, że na wsi było to dotąd codziennością… Realnym utrudnieniem stają się zaś rowerzyści, traktujący senne wiejskie okolice jak miejskie trasy treningowe. Często dochodzi do konfliktów między nimi a mieszkańcami, choć zaznaczyć trzeba, że większość amatorów dwóch kółek przybywa tu z Warszawy, nie zamieszkując w okolicy.

Rzeczy ulotne, 1968/2020

Wszystkie te „konflikty” będą narastać, dawnym mieszkańcom nie przychodzi do głowy oczekiwać, by autobusy nocne jeździły częściej, bo przecież niegdyś nie było ich w ogóle, nowym nie przyjdzie do głowy, że ich nowe miejsce zamieszkania nie jest Miastem w rozumieniu wielkiego miasta z dostępem do dotychczasowych usług. Nie dostrzegą, iż Konstancin-Jeziorna to nie monolityczna jedność lecz konglomerat kilku miejscowości z ustaloną tradycją i tożsamością. Sam słyszałem, że śmieszne są dla przybyszy te lokalne konflikty w Konstancinie, między Jeziorną a Mirkowem, że jest jakieś wiejskie Urzecze szkodzące miastu, co świadczy, że ludzie żyją tu przeszłością. Przybysze interpretują tak lokalne uwarunkowania, pozostając nieświadomi tożsamości miejsca i poczucia przynależności dawnych mieszkańców, widząc w nich niezrozumiałe konflikty, gdzie de facto ich nie ma. Inne będą  ichoczekiwania od usług i aktywności społecznej, dla nowo osiedlonych ważniejsze stają się relacje szkolne i sąsiedzkie, bo nie mają tu płynących z dotychczasowego zamieszkania. Sam mam zresztą okazję obserwować powyższe od lat jako ojciec dzieci uczęszczających do jednej z tutejszych szkół, gdy z roku na rok pojawia się coraz więcej nowych mieszkańców, w naturalny sposób szukający jakichkolwiek relacji i ich budujących, nie mających związków z dotychczasowymi mieszkańcami, którzy rzecz jasna siłą rzeczy są mocno hermetyczni.

I tu właśnie widzę to największe niebezpieczeństwo, że nowe zdominuje stare, wskutek nierównomiernego rozwoju i zwiększenia populacji gminy ponad dwukrotnie, a niedostosowanie uslug nie zapewnionych przez samorząd doprowadzi do przejęcia potrzeb przez aktywność społeczna, tam gdzie powinna ją realizować gmina. Niezależnie od różnic politycznych doprowadzić to musi do zdominowania dotychczasowej tradycji nie tylko Urzecza, lecz i Konstancina, gdy nowi mieszkańcy stanowić będą większość, podobnie jak w Wilanowie doprowadzą do nierównomiernej dystrybucji w przestrzeni miejskiej, gdy swą większością będą kształtować wynik wyborów. Nastąpi podział i dysproporcja inwestycji– inwestowanie w niezrozumiałe dla dotychczasowych mieszkańców fanaberie typu plac zabaw dla psów w osiedlu Arche, podczas gdy tubylcy będą mieć poczucie, że pozbawia się ich usług, ale odmawia też identyfikacji z Konstancinem-Jeziorną. Zaczątki tej bitwy widać już dzisiaj, w starciach między priorytetami miejscowych ekologów a dawnych mieszkańców, czy podczas dyskusji nad budżetem partycypacyjnym. Dawne lokalne niesnaski zastąpi także podział majątkowy, bo taki a nie inny stan posiadania charakteryzował będzie mieszkańców nowych osiedli. Jednocześnie rozwijał się będzie model urbanizacji, w którym dostęp do usług publicznych zależy od aktywności mieszkańców, a nie działań samorządu, co przyczyni się do pogłębiania konfliktu, gdy wygrywać będą konflikty nowomiejskiej większości i wykluczenia tubylczej mniejszości.

Rzeczy ulotne 1938/2023

I właśnie tu lezą potencjalne zagrożenia, nie w braku obwodnicy, czy rozwiązań infrastrukturalnych czy akulturacji wsi nadwiślańskich. Gmina Konstancin-Jeziorna bezpowrotnie utraciła już dawno swój wiejsko-przemysłowy charakter. Czasy, w których krowy wracały z pastwiska drogą każdego wieczora odeszły, nie zostało już wiele pól uprawnych, autobusy nie mają już przerwy pod papiernią w oczekiwaniu na zakończenie zmiany przez robotników. Niegdyś wszyscy się tu znali w okolicznych miejscowościach i wsiach, teraz to już przeszłość. Prócz akulturacji następuje modernizacja, a wraz z nowymi mieszkańcami potrzeby i oczekiwania zyskują wymiar dużo szerszy, typowo miejski. Wszystko wskazuje na to, że przed lewobrzeżnym Urzeczem model charakterystyczny dla Wilanowa czy Siekierek, które roztopią się i znikną pośród osiedli, których mieszkańcy zmienią krajobraz wyborczy i rozwojowy tych terenów. Przed nami przyszłość, a ta będzie prawdziwym wyzwaniem dla tego, kto wygra najbliższe wybory, być może ostatnie, w których większość stanowią „starzy” mieszkańcy tych terenów.


Predykcję oparto na wynikach badań opublikowanych w pracy: Justyna Orchowska, Białe Plamy. Mieszkańcy Warszawy o usługach publicznych, Warszawa 2022