O powinnościach pańszczyźnianych na Urzeczu

W minionym ustroju szczególną estymą badaczy cieszyły się sprawy robotnicze i chłopskie, a badania nad tematami ludowymi stanowić miały odpór przeciwko dotychczasowej wizji historii, pisanej dziejami dworów, rodów arystokratycznych oraz szlachty. Przyczyniło się to do wielu interesujących publikacji, choć doprowadziło także do skrzywionej optyki, z której w udany sposób żartowano w znanej komedii Barei o „Brunecie Wieczorową Porą”, gdzie pojawił się wątek pańszczyźnianego chłopa rozpijanego przez dziedzica. Stwierdzenie, iż chłopa wymyślającego zegar na groch wymyśla dyrektor placówki muzealnej grany przez Maklakiewicza, najlepiej oddaje ówczesny stosunek do badań ludoznawczych. Trzeba więc było sporo czasu, by znowu spotkały się one z szerszym zainteresowaniem, którego renesans przeżywamy obecnie, bowiem poczytne okazały się pozycje takie jak „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak czy „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. Z tą ostatnią książką, którą jako przystępnym dziełem popularnonaukowym zapoznało się wielu czytelników, problem mają historycy. Najczęściej pojawiający się zarzut to generalizowanie, bowiem w książce nie znajdziemy informacji o tym, iż sytuacja chłopstwa opisywana w książce była rozmaita w zależności od miejsca i dekady, a nie wszędzie była adekwatna do niewolnictwa, bowiem taki wniosek jawi nam się po lekturze. Postanowiłem więc przyjrzeć się nieco bliżej pańszczyźnie na Urzeczu, gdyż w świetle zachowanej dokumentacji jawi się ona nieco inaczej, niż we wspomnianej książce.

File:Józef Chełmoński - Bociany - 01 (MP 561 MNW).jpg

“Bociany” Józefa Chełmońskiego. Wikicommons.

Bo do czasu zniesienia pańszczyzny bywało na Powiślu rozmaicie. W świetle metryk w XVII wieku tutejsze chłopstwo przemieszane było zarówno z typową dla Mazowsza szlachtą zagrodową, jak i potomkami flisów czy olędrów. W Cieciszewie mamy w tym czasie do czynienia z sytuacją gdy dzierżawiący zagrody szlachetkowie wżeniają się w tutejsze chłopskie rodziny, bądź wykonują zawód krawca, a w metrykach znajdziemy czasem określenie „honesti” wskazujące, iż pochodzą ze szlachetnych rodów. Codzienne warunki ich życia jednak nie różniły się znacząco od innych mieszkańców wsi, a w kolejnych pokoleniach w dużej mierze ich pochodzenie ulegało zapomnieniu, zaś ich potomkowie często zostawali objęci pańszczyzną. Być może jednak fakt takiego wspólnego życia dodatkowo tłumaczy buńczuczność i porywczość Urzeczan. Bo choć w świetle pracy Pobłockiego chłop musiał być naprawdę zdesperowany by porwać się na Pana, wspomnę po raz kolejny przypadek z 1712 r. gdy „głup” z Obór przyłożył widłami imć Falińskiemu na kępie pośrodku Wisły, a za zaatakowanie pana na Falenicy nie został początkowo ukarany, więc ten musiał założyć sprawę sądową przeciw Wielopolskim w Warszawie. Z drugiej strony oczywiście tak samo jak gdzie indziej chłop był własnością dziedzica, na co wielokrotnie wskazują zapisy podziału majątku, gdy choćby w latach dwudziestych XVII wieku Jan i Jakub Oborscy dzielą między siebie ojcowiznę wraz z nieruchomościami wyliczają z imienia “rolnych”, którzy do nich należą, a podobnego podziału majątku dokonują bracia Bielawscy w Bielawie.

Wymiar i obciążenie pańszczyzną zależały od okresu. Dość dobrze znamy produkcję rolną chłopów z Jeziorny w XVII wieku dzięki zachowanym lustracjom, lecz nie wiemy jaki wymiar miały obciążenia. W dobrach oborskich oraz Skolimowie, czyli we wsiach między Jeziorką a Turowicami zapewne sytuacja chłopów uległa pogorszeniu, gdy właścicielem tych terenów został Jan Wielopolski co miało miejsce w drugiej połowie XVII wieku. Magnat być może usiłował zastosować tu rękami swych dzierżawców nieznane dotąd metody zarządzania przeniesione ze swych posiadłości na żywiecczyźnie, bo jest to jedyny okres, w którym znajdujemy informacje o zbiegłych z dóbr oborskich chłopach. Odnotujmy także, iż poddany w tym czasie sprowadzony był podobnie jak niewolnik do wartości finansowej, bowiem w 1667 r. doszło do zabicia jednego z nich przy drodze z Obór do Cieciszewa, która stanowiła wtedy główny trakt z Warszawy w kierunku Czerska. Podróżujący tędy szlachcic zatłukł kijem chłopa stanowiącego własność Jana Wielopolskiego, ów zaś dochodził z tego tytułu odszkodowania na drodze sądowej.

Z 1790 r. w przypadku Skolimowa, dóbr oborskich i 1787 r. z dóbr królewskich w Jeziornie Królewskiej oraz Okrzeszynie zachowały się dokumenty pozwalające nam na pełniejszy obraz, niż tylko przytaczane powyżej fragmentaryczne zapisy, które możemy traktować wyłącznie przyczynkowo. Pozostaje żałować, iż brak takich zapisów dla Bielawy czy dla dóbr Bielińskich, w skład których wchodziły wówczas Karczew z przyległościami, Otwock Wielki i starostwo czerskie. Niestety nie udało mi się także jak dotąd w bogatych zasobach akt gospodarczych wilanowskich odnaleźć dawnych inwentarzy. W skarbu koronnego zachowały się zapisy z Jeziorny, zaś w przypadku akt oborskich znajdujemy szczegółowe zapisy o obowiązkach i powinnościach poddanych. I jak się okazuje, choć łatwo nie było, na Urzeczu był to czas, gdy wyzysk nie był tak bezwzględny, jak wynikać to może z książki Pobłockiego.

Pańszczyznę odrabiano w dobrach oborskich maksymalnie cztery dni w tygodniu, choć nie dla każdego poddanego był to taki samy wymiar, bowiem wskazano, iż są także odrabiający trzy lub dwa dni tygodniowo. Liczba dni pańszczyźnianych była wyższa w bardziej zaludnionych wsiach jak Cieciszew, Opacz czy Chabdzin. Gdy w tygodniu trafiały się trzy święta, jeden dzień pańszczyzny ujmowano wszystkim, za wyjątkiem „dwudniowych”. Była grupa z niej całkiem „wolnych”, choć inwentarz jej nie precyzuje, z nią rozliczano się w pieniądzu, jaki mieli dostarczyć zamiast pańszczyzny, na zasadzie podobnej jak mieszkający nad Wisłą koloniści olęderscy. Do grupy tej zaliczali się z pewnośćią karczmarze, czy też mieszkańcy Jeziorny Oborskiej, wykonujący zawody takie jak cyrulik. Wśród poddanych prócz posiadających ziemię chłopów, byli też komornicy, czyli bezrolni mieszkający w cudzych chatach, którzy musieli pańszczyzny odrabiać jeden dzień w tygodniu. Zwyczajowo wykonywali drobniejsze prace w polu, dodatkowo najmując się do innych płatnych zadań dworskich, dzięki czemu zarabiali pieniądze mogąc w ten sposób odprowadzić roczny czynsz (komorne). Nieco niższy był on dla wdów i samotnych komornic, wyższy dla komorników z żonami. Dodatkowe prace nie objęte obowiązkiem pańszczyźnianym, takie jak reperacje, prace ziemne czy koszenie wykonywane były właśnie przez tę grupę.

„Wychodzenie lub wyjeżdżanie” na pańszczyznę rozpocząć należało o wschodzie słońca, a zakończyć o zachodzie. W inwentarzu zapisano, iż uwzględnić należy, że mieszkający w oddaleniu od miejsca odrabiania pańszczyzny, bądź mający „złą przeprawę”, mogą stawić się później, a zwolnieni winni być z niej wcześniej, by mogli wrócić do domu przed zachodem słońca. Dodatkowo do prac przybyć można było po śniadaniu, w takim wypadku poddany nie dostawał już przerwy na nią przysługującej, choć zaznaczano, iż w letniej porze dla odpoczynku przysługuje przerwa na podwieczorek. W stosunku do Jeziorny rozbudowano zapis o obowiązkowym pańszczyźnianym oraniu i młóceniu, stwierdzając, iż nie jest prawidłowym określanie, iż ma się on sprowadzić do pracy na przydzielonej roli na polu, bowiem mają one różny wielkością obszar, a dodatkowo część poddanych orze sprzężajnie, zaś część bez użycia zwierząt pociągowych, co powoduje niekorzystne różnice. Miast tego wskazano w łokciach i prętach identyczny obszar terenu jaki należy orać w przydzielonym udziale, oraz wymaganą liczbę młóconych snopków, bądź obrabianej jarzyny. Wskazano także, iż jeśli jest potrzeba dzień sprzężajny odrabiany może być miast w polu we dworze, choć podstawowym dniem pracy pańszczyźnianej były „dni piechotne”. Określono także, iż praca jest rozmaita w zależności od położenia pola – bowiem uprawy piaszczyste górne choćby przy drodze z Jeziorny do Słomczyna wymagały więcej nakładu prac, niż „pola w Urzyczu”. Także pasanie własnego bydła „w Urzyczu” było droższe. Za wypasanie na pańskich pastwiskach odprowadzano bowiem stawkę pieniężną, przy czym była ona wyższa dla „wolnych od pańszczyzny”. Poddani winni także „strzec się szkody wyrządzonej bydłem i świnmi”, a gdyby do takiej doszło, obowiązani byli zepsute (zjedzone) zboże zastąpić swoim.

Adam Ciemniewski, “Sianokosy”, zbiory Wikicommons

Pańszczyźnianym obowiązkiem było także wystawianie stróży – czyli pilnowania majątku dworskiego, przede wszystkim od ognia, lecz rzecz jasna i zbója. Stróżę wystawiano każdej nocy, jesienią i zimą także w dzień. Dozorowaniu podlegały dwory w Oborach, Skolimowie, browar oborski oraz folwarki w Goździach, Imielinie, Łyczynie i Łęgu. Dodatkowo strzeżono pańskich koni oraz pól, a w dniach bytności Urszuli Wielopolskiej w Oborach także dworu w ciągu dnia, możliwe było także odbywanie stróży w pałacu w Warszawie w wypadku konieczności. Ciekawy jest zapis dotyczący przędzenia przez kobiety, bo wskazuje liczbę łokci przędzy jaką powinny wykonać w ramach pańszczyzny, a w przypadku gdy zachodzi konieczność przędzenia większej ilości, precyzuje, iż płacone będą miały po 10 groszy z każdego dodatkowego łokcia. Obowiązkiem kobiet było także chodzenie na żęcie, „od św. Wojciecha do Św. Marcina”. Tu dodam, iż utrzymał się on po 1807 r., kiedy dekretem nadano poddanym Księstwa Warszawskiego wolność osobistą pozostawiając powinności jakie wykonywać należało wobec dworu, bowiem z opowieści własnej prababci wiem, że jej babka chadzała jeszcze z sierpem do folwarku w Łęgu w połowie XIX wieku odrabiać pozostałości pańszczyźnianego obowiązku. Tkaczom płacono za każdy łokieć utkanego z nadmiarowej przędzy płótna. Szewcom z kolei płacono za pracę wykonaną przy użyciu skór i dratew dworskich od pary butów dla czeladzi. Od zduna oczekiwano by w ramach pańszczyzny oddał do dworu określoną liczbę mis i garcy przygotowanego materiału na wykonanie pieca. Jesienią poddani obowiązani byli dostarczyć do dworu kury, kapłony i inne czynsze wedle ustalonych dla poszczególnych wsi i dymów tabel, możliwe także było według innej tabeli dostarczenie równowartości w pieniądzu, jeśli nie było możliwe dostarczenie obowiązku w naturze. Koniecznym było zaopatrzenie w zebrane drewno na zimę dworu w Oborach i pałacu w Warszawie. Obowiązkiem pańszczyźnianym była także naprawa chat i uszczelnienie strzech przed każdą zimą, nie później niż w dniu Św. Marcina, czyli 11 listopada, zwyczajowym początkiem zimy. Rzecz jasna nie uciekniemy od wspomnianego rozpijania chłopa przez dziedzica, bowiem w obowiązku pańszczyźnianym znajdziemy obowiązek picia tylko w miejscowej karczmie, a za picie „zagranicznego” alkoholu (czyli z innych dóbr) karano „suchą beczką”, czyli zakazem picia. Przymus obowiązywał także w młynie, mleć można było tylko w położonych na terenie dóbr wiatrakach. Poddani byli także przywiązani do dóbr, bowiem bez zgody nie mogli się udać dalej niż 4 mile, co praktyce pozwalało na udział w jarmarku w Karczewie czy Górze, lecz uniemożliwiało już podróż do Warszawy. Nad wszystkim czuwali wójtowie we wsiach, którzy za ten trud dostawali na własny użytek 40 ról do odrabiania. Mieli dodatkowo kupować w razie potrzeby „na kuchnię pańską” do dworu w Oborach drób. Byli jednak zwolnieni z pańszczyzny, podobnie inni funkcyjni jak karbowi czy polowi, choć trzy dni pańszczyźny rocznie musieli odrobić gajowi. Tu wyjaśnijmy, iż karbowy pełnił z punktu widzenia chłopa pańszczyźnianego najistotniejszą funkcję, notował bowiem dzięki nacięciom na kiju ilość wykonanej pracy; a nacinanie ewidencyjne zwano właśnie „karbowaniem”. Po nacięciu karbów kij rozłupywano wzdłuż na dwie części w taki sposób, żeby karby były widoczne na obu częściach. Jedna część pozostawała u karbowego, a druga u chłopa wykonującego pracę.

Fragment tabeli pańszczyźnianej dla Cieciszewa, AGAD

Zapisy z dóbr oborskich są niezwykle precyzyjne, część z nich nie obowiązywała w Skolimowie, który od dóbr oddzielony był lasem i pozostawał z dala od terenu podległemu ścisłemu zarządowi murgrabiego oborskiego. Precyzja ta stanowi przeciwieństwo zapisów z 1787 r. z Jeziorny Królewskiej, która przypomnijmy nie stanowiła własności prywatnej, będąc królewszczyzną, dzierżawioną w owym czasie staroście łęczyckiemu Szymonowi Dzierzbickiemu. Mieszkańcy Jeziorny cieszyli się dużo większą wolnością, bowiem ich jedynym spisanym obowiązkiem było odrobienie dni określonych w tabeli, a prócz tego w razie potrzeby odrabianie we wsi Okrzeszyn sianokosów bądź pola w razie potrzeby. Nie poczyniono im żadnych innych zastrzeżeń. Z zapisów inwentarzy z 1617 i 1660 r. domniemywać można, iż wiele obowiązywało w przeszłości, tu jednak nawet jeśli były zwyczajowe, nie zostały zapisane. Także obciążenia były dużo mniejsze, co jednak wynika z braku konieczności obsługiwania dworu szlacheckiego i pałacu. Dwór w Jeziornie nie był siedzibą szlachecką, a jedynie niewielkim budynkiem stanowiącym urząd zarządcy, ponadto w owym czasie Jeziorna nie miała już własnego młyna, a karczma była zajezdna i arendowała trunki sprowadzane z zagranicy – najpewniej z Bielawy lub Obór. Odrabiano jedynie dwa dni pańszczyzny, ale dużo wyższe były obciążenia czynszowe, bowiem chłopi z Jeziorny płacili około 1/3 większy roczny czynsz, dostarczając także znacząco mniej jaj i drobiu do dworu. Tu jednak zauważyć należy, iż pola Jeziorny Królewskiej nie były tak żyzne, jak te położone w nadwiślanym Urzeczu, choć z drugiej strony nie groziła im powódź.

Tabela pańszczyźniana dla Jeziorny Królewskiej, AGAD

Zostawmy na razie precyzyjne porównania obciążeń, których być może niebawem dokonam, tekst ten miał bowiem jedynie ogólnie przybliżyć lokalną pańszczyznę. Jak widać na przykładzie Obór w dobrach szlacheckich bywała obciążająca. Cztery dni tygodniowo pozostawiały ledwie dwa dni na pracę na własne potrzeby, bądź zmuszały w takim układzie do pracy w niedzielę. Widać jednak także dążenie do tego, aby pańszczyzna stanowiła dla każdego taki sam wymiar, z wyłączeniem rzecz jasna osób funkcyjnych. Dostrzec możemy także powolne odchodzenie na rzecz wymiany pieniężnej, choć podstawę rozliczania stanowi w tym wypadku nadal praca pańszczyźniana, w dużym stopniu dopuszczona jest już gotówka, którą dwór wprowadza do obiegu, by potem ją odzyskać. W XIX wieku jeszcze przed uwłaszczeniem w 1864 r. pańszczyznę zastąpi prawie w całych dobrach oborskich oczynszowanie, pańszczyzna pozostanie jedynie w wymiarze szczątkowym. Ale jak widać już w 1790 r. była jakaś grupa mieszkańców wsi, nie poddana pańszczyźnie, a rozliczająca się z dworem w gotówce, podobnie jak czynili to olęderscy osadnicy.

No i z inwentarzy płynie jeszcze jeden wniosek, oczywisty dla znawców Urzecza. Pola „w Urzyczu” były bardziej żyzne i dochodowe, co po uwłaszczeniu stało się podstawą bogactwa tutejszych włościan i narodzin etnograficznego mikroświata jaki mamy w swym wyobrażeniu, który trwał przez pół wieku, a na Urzeczu zamieszkałym przez urzycoków w modrych strojach, wszystko „samo rosło”.


Źródła:

  • AGAD, ASK
  • AGAD, Obory

Może ci się także spodobać...