W Konstancinie nie łatwo żyć! – 1948 r.

Kilkakrotnie na tym portalu Paweł Komosa i ja pisaliśmy, że nie wszystko w Konstancinie było piękne i miłe w XX w. Nie będę przypominal tych tekstów, można je wyszukać na naszym portalu. Dorzucę kolejny mały przyczynek do tego tematu.
 
76 lat temu pewien zmartwiony i rozgoryczony mieszkaniec Konstancina napisał list do “Życia Warszawy”, który redakcja opatrzyła znamiennym tytułem:
 
W Konstancinie nie łatwo żyć!
 

Konstancin, 1961 r. Fot. H. Jurko

 
Autor listu w prostych 21 zdaniach przelał na papier całą swoją flustrację na porządki panujące w Konstancinie:
 
Rzeczywistość robi wrażenie, że komuś  zależy na umartwianiu ludzi, którzy mieszkają  w Konstancinie. Rano trzeba być w  pracy w Warszawie. O zdobyciu siedzącego  miejsca nie może być mowy. Autobus, to  zwykła ciężarówka z brezentem, nie zawsze z tylną zasłoną, w najlepszym razie z  drewnianą, zimą b[ardzo] przewiewną budą. Pasażerowie stoją w niedającym się opisać  ścisku, nie mają gdzie podziać głów z  powodu b[ardzo] niskiego „pułapu” (a wszak  ludzie pracy muszą głowy mieć na karku).  Tyle o komunikacji PKS.  A teraz o porządkach w Konstancinie. Sądzę, że 99 proc. terenu Konstancina jest bez oświetlenia, ludzie powracający wieczorem z pracy wpadają na siebie, wykręcają i łamią nogi. I na przystankach autobusowych również nie ma oświetlenia. Brak żarówek. A wszak wieś za wsią jest elektrynkowana. Ulice zamiatane są raz w roku, drzewostan znika w piecach obywateli. Świeżo zasadzonego drzewka nie widziałem w ciągu kilku ostatnich lat ani jednego. Bezdomnych psów tuziny. Brak sklepów spożywczych daje się bardzo we znaki. Ceny artykułów pierwszej potrzeby o kilkadziesiąt procent wyższe niż w Warszawie. Nawet cena jaj, mleka, sera i ziemiopłodów jest daleko wyższa.  Obecnie nikt nic mieszka w Konstancinie dla przyjemności.  Jest to konieczność wywołana brakiem mieszkań w Warszawie.  Czemuż tych ludzi maltretować makabrą lokomocji, elektryfikacji, niewygód życiowych i.t.p. Brak Konstancinowi dobrego opiekuna. 
Zaopiekuj się nami Szanowny Redaktorze.
 Mieszkaniec Konstancina
 

Konstancin, 1961 r. Fot. W. Obrębowski

 
W odredakcyjnym komentarzu czytamy: Co właściwie robi miejscowa gmina. Przecież do niej należy opieka nad  osiedlem, kontrola nad stanem sanitarnym i te wszystkie sprawy, które związane są z życiem mieszkających na jej terenie ludzi. Jesteśmy ciekawi, czy gmina usiłowała już coś w tym kierunku uczynić, a jeśli tak, jakie są rezultaty tych starań. Brak wozów, zabezpieczonych przed  mrozami względnie deszczami daje się również bezlitośnie odczuć pracownikom instytucji warszawskich i mieszkańcom osiedli. Tabor nasz jest w ogóle szczupły, nic więc dziwnego, że warunki  jazdy nie są takie jak być powinny. nie mniej jednak wydaje nam się, że skoro ludzie pracy zamieszkali w Warszawie i zatrudnieni w stolicy  mogą być odwożeni i przywożeni do pracy wygodnymi autobusami (co w okresie realizowania haseł oszczędności jest pewnym przekroczeniem) to minimum tej wygody należy się przede wszystkim ludziom mieszkającym poza miastem.  A niestety takie instytucję w  Warszawie, które dysponują olbrzymimi autobusami do przewożenia swych pracowników  “w tę i z powrotem” jeszcze istnieją. 
 
Dziękuję Ewie i Włodzimierzowi Bagieńskim za pomoc

Może ci się także spodobać...