Muzyka – Juliusz Wertheim

 Pałac w Wilanowie, ok. 1905 r., zb. Biblioteki Kongresu USA.

Dziś chciałbym przybliżyć Państwu w ramach naszego Archiwum dzieła pewnego zapomnianego kompozytora, który choć z tymi stronami związany był wyłącznie osobą brata, tworzył jednak działa ważne, obecnie zapomniane. Mowa o Juliuszu Wertheimie, bracie Gustawa, pamiętanego głównie jako właściciela wybudowanej w 1935 r. willi „Julisin” na Królewskiej Górze. Po wejściu Niemców do Warszawy rezydencję zajął Ludwig Fischer, hitlerowski gubernator dystryktu warszawskiego. Po wojnie, od 1948 r., w Julisinie mieszkał Bolesław Bierut. Później willa pełniła funkcję domu dziecka i szpitala uzdrowiskowego. Do momentu skandalicznej rozbiórki w 2008 r. uznawana była za wybitny przykład funkcjonalizmu w architekturze.

Wedle jednego z przekazów nazwę swą willa zawdzięczała nie żonie Gustawa, a właśnie Julianowi,  przedwcześnie zmarłemu kompozytorowi i dyrygentowi, choć wersja ta raczej nie znajdzie potwierdzenia, mimo iż „Julisin” znany był przede wszystkim z balów i koncertów organizowanych dla przedwojennej elity. Julian Wertheim zmarł na atak serca podczas dyrygowania Preludium ze Śpiewaków Norymberskich Wagnera na koncercie radiowym w Warszawie, 6 maja 1928. Jest pochowany na cmentarzu luterańskim w Warszawie, w grobowcu rodzinnym. Brat podtrzymywał rodzinną tradycję, zachowała się relacja jak we wrześniu 1939 r. grał na fortepianie w „Julisinie” jedno z dzieł Juliana, w obliczu zbliżającej się apokalipsy. Gustaw miał świadomość jaki los czeka go jako Żyda, a także iż w 1935 r. na polecenie władz III Rzeszy, wydawnictwo Musikverlag N. Simrock w Bonn wycofało wszystkie nakłady dzieł Juliana Wertheima, a egzemplarze biblioteczne spalono lub oddano na przemiał.

Juliusz Edward Wertheim urodził się 24 września 1880 r. i był synem znanej śpiewaczki Aleksandry Klementyny Wertheim, córki Ferdynanda Leo, redaktora Gazety Polskiej. Uczył się gry na fortepianie pod kierunkiem Rudolfa Strobla, następnie studiował w Berlinie – kompozycję pod kierunkiem Heinricha Urbana oraz grę na fortepianie u Moritza Moszkowskiego i Heinricha Bartha. Studia kontynuował w Konserwatorium Warszawskim (teoria u Zygmunta Noskowskiego) i ukończył je z najwyższym wyróżnieniem w 1901 r. Był dyrygentem Filharmonii Warszawskiej, profesorem instrumentacji i kompozycji w Konserwatorium Warszawskim (nauczycielem m.in. Paula Kletzkiego), zaś po I wojnie światowej zamieszkał na stałe w Berlinie, gdzie został znaną postacią tamtejszej bohemy artystycznej. Utrzymywał się jako niezależny kompozytor (m.in. 4 symfonie, liczne utwory fortepianowe, pieśni – uznawane wówczas za wybitne, wyd. Simrock) a także wzięty dyrygent. Jego utwory (Koncert fortepianowy h-moll, opera Fata Morgana) były bardzo chwalone przez europejskich krytyków muzycznych.

Po I wojnie światowej Wertheimowie prowadzili w Warszawie znany salon artystyczny, w którym w pierwszym dziesięcioleciu XX w.często przebywał młody Artur Rubinstein, a także Józef Hoffmann i Paweł (Paul) Kochański. Rubinstein opisał później swoje relacje z rodziną Wertheimów w skandalizującym rozdziale swoich pamiętników z młodości, gdzie Wertheimowie występują pod pseudonimami Paula i Magdaleny Harman. Rubinstein był pod ogromnym wpływem chopinowskich interpretacji Wertheima, co podkreślał przez całe swoje życie. Rubinstein grywał także utwory samego Wertheima. Jeśli wierzyć relacji Rubinsteina i kilku innych twórców, wiele kobiet kochało się w Wertheimie, ale ten nie zwracał na nie uwagi, preferując młodych pianistów, których otaczał mecenatem i którzy zawdzięczali mu swoją karierę: byli wśród nich – obok Rubinsteina – także Paul Kochański, Roman Jasiński, Bolesław Kon i Aleksander Kagan. Rubinstein opisuje, jak kobiety z salonu Wertheimów, zawiedzione chłodem mistrza, zaczynają flirt z młodym Arturem, który przeradza się w bardzo skomplikowaną i wielostronną relację… .

Niestety większość dzieł Wertheima padła ofiarą akcji nazistów przeciwko Entartete Musik i całe nakłady oraz rękopisy spalono. Reszta spłonęła w Warszawie. Z utworów orkiestrowych po wielu latach poszukiwań twórcy i uczestnicy projektu „Lost Composers and Theorists” (University of North Texas), którego celem jest odnalezienie i odrodzenie muzyki wybitnych kompozytorów europejskich żydowskiego pochodzenia – odnależli tylko nieliczne. Kiedy rodzina Wertheimów próbowała zorganizować koncert dzieł Juliusza, napotkała na tę samą trudność – brak nut. Kompozytor, o którym z uznaniem wyrażał się sam Arnold Schoenberg (choć Wertheim był raczej neoromantykiem i jego flirt z atonalnością czy dodekafonią był, na ile jesteśmy coś w stanie o tym powiedzieć, dość powierzchowny) – jest dziś tak zapomniany, że nawet, gdyby znaleźli się wykonawcy, brakuje materiałów nutowych, by jego dzieła wykonać.

Z tego też powodu odnalezione nieliczne utwory Wertheima trafiają do naszego Archiwum. W tym unikalne nagranie Sonaty skrzypcowej cis-moll op. 18. W tekście zamieszczono wykonania tego utworu, a także jego odnalezione wariacje symfoniczne z 1911 r., który amerykański twórca cyfrowy przygotowujący publikację ozdobił ilustracjami i zdjęciami tamtego czasu, jakie odnalazł w Bibliotece Kongresu USA. Na pierwszy plan wysuwa się znane zdjęcie z naszym „łurzycokiem”, które również postanowiłem wykorzystać. Kto wie, może w wariacjach jest jakaś nadwiślańska inspiracja?

Na zakończenie jeszcze garść utworów Wertheima na fortepian. Pozwoliłem sobie zebrać w ramach Archiwum dostępne obecne publiczne wykonania dzieł Wertheima, które polecam nie tylko melomanom.


Wykorzystano ustalenia i fragmenty tekstu autorstwa Tomasza Zymera.

Jeśli ktoś może uzupełnić powyższe informacje, lub może podzielić się jakimś wspomnieniem z nimi związanym, bądź posiada inne dokumenty czy  wspomnienia, którymi może się podzielić, prosimy o wpis w komentarzu lub na facebooku lub nadesłanie wiadomości na maila archiwa@okolicekonstancina.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *