Prom w Gassach (2)

Po wielkiej powodzi w wieku XVIII koryto wiślane ustala się na nowo, przewóz zaczyna być sprawowany w Gassach, gdzie pozostanie już do końca swej historii. Brzeg Wisły jest wówczas nieco przesunięty, rzeka płynie dużo bliżej Karczewa niż obecnie. Pod miastem tym istnieje pal, przystań rzeczna dla statków, zapewne nieopodal wioski Przewóz, obecnie stanowiącej część Karczewa. Jasnym jest skąd wieś bierze swą nazwę, z czasem dojdzie do niej przymiotnik Karczewski, nim zostanie wchłonięta przez miasto. Dopiero w połowie XX wieku przewyższy liczbą mieszkańców Gassy, lecz wówczas w zasadzie będą się tam osiedlać mieszkańcy miasta, jeszcze w XIX będzie miał tylko 69 mieszkańców, podczas gdy Gassy ponad 200. Gassy będą wówczas jedną z trzech największych miejscowości tych okolic, wraz z Bielawą i Jeziorną. Wpływ na powyższe mieć będzie właśnie funkcjonowanie w tej miejscowości przewozu, który od XVIII wieku sprawi, że Gassy będą jedną z ważniejszych wsi tych okolic, gdy przewozem wędrować będzie się na karczewskie jarmarki i targi. W ówczesnych aktach droga prowadząca z Obór do Gassów (biegnąca wówczas w innym miejscu niż obecna) zwana będzie wręcz „drogą do Karczewia”. Co także pokazuje nam, iż ówczesny prom był dla współczesnych tym samym, co dla nas mosty rozpięte nad rzekami.

Prom w Gassach w pierwszej połowie XX wieku (zbiory NAC)

W owym czasie prowadził z Gassów gościńcem do przewozu niewielki mostek, od wsi prom oddzielało starorzecze. U przewozu stoi wówczas karczma, jedna z największych w dobrach oborskich, gdzie oczekując na przeprawę zamówić można piwo i gorzałkę. Zbieraniem pieniędzy za przewóz zajmuje się tutejszy karczmarz, który płaci z tego tytułu wraz z pieniędzmi za arendę (dzierżawę) karczmy ustaloną kwotę do dworu w Oborach. Przewoźnicy podlegają karczmarzowi. Podobna karczma istnieje po drugiej stronie, we wsi Przewóz. Z czasem między nim a Gassami wyodrębni się wyspa, na której przez jakiś czas funkcjonować będzie karczma należąca do dóbr otwockich, niegdyś znajdująca się we wsi Przewóz. Wreszcie wpadnie w Wisłę, jak i wiele innych karczem, w Nadbrzeżu czy Kępie Oborskiej.

Przewoźnicy w dobrach oborskich wywodzą się z Gassów. Przewóz dokonywany jest przy uzyciu dwóch „pramów”, czyli promów, które mogły pomieścić „fur 4 pojedyńczych a ludzi 100”. Prócz nich używane są tu czółna, lecz pod nazwą tą kryje się nieco większa jednostka, niż moglibyśmy sądzić, bowiem w połowie XIX wieku w Wilanowie zanotowano, iż czółnem można dokonać przewozu bryczki. Jest jeszcze szpiczak… Pod tą tajemniczą nazwą kryje się jednostka niespotykana nigdzie poza Urzeczem, trudno także dociec jej rozmiarów. P. Jagoda Klim z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku podpowiadała, iż może chodzić o spotykaną wzdłuż środkowej Wisły łódź zwaną lejtakiem, jednakże była ona łodzią rybacką, szpiczak zaś powiązany jest z przewożeniem ludzi. Zatem biorąc pod uwagę nazwę ewidentnie powiązaną z kształtem (szpicem), możemy sądzić, że to jakaś tutejsza odmiana pychówki, którą dokonywano przewozu… Wspomnę, iż łodzie te wykorzystywano także w innych miejscach. Po zakończeniu prac na przewozie w Gassach przenoszono je do miejsc nieco mniej wymagających niż Wisła i służyły jeszcze przez lata na jeziorze cieciszewskim oraz na Jeziorce, między Jeziorną Królewską i Jeziorną Oborską. Jak dotąd brak informacji o tym, aby w dobrach oborskich znajdował się szkutnik, zapewne okazyjnie korzystano z szkutników w dobrach Bielińskich mieszkających w Nadbrzeżu, bądź wspomagano się doraźnymi naprawami dokonywanymi przez tutejszych traczy, czy wędrownych flisaków i oryli.

<

Prom na łachę wilanowską, Wilanów-Morysin, pocz. XX wieku (tygodnik “Świat”)

W XIX wieku przewozy przechodzą w prywatne ręce, co oznacza, iż miast jak dotąd być utrzymywane przez właścicieli dóbr ziemskich, wolą oni pobierać stałą opłatę, zamiast opłacać naprawy i budowę nowych promów. W dobrach wilanowskich Potockim nie opłaca się już utrzymywać promu i przechodzi on w ręce prywatne, zapewne podobnie dzieje się i w Gassach. Po roku 1867 promy, które pozostały w rękach dziedziców, przeszły w kompetencję powstałych gmin. Wraz z XX wiekiem prom w Gassach przeżył swój rozkwit. Nowo powstałe letniska takie jak Otwock czy Falenica stały się miejscem, gdzie można było uzyskać stały dochód na tamtejszych targowiskach. Podobną rolę pełnił Karczew, będący dla mieszkańców nadwiślańskich wsi najbliższym miastem. Przeprawa promem stała się częstą rzeczą dla wielu tutejszych mieszkańców, zdążających w odwiedziny do swych rodzin jak również na liczne targi i jarmarki. Po dziś dzień starsze pokolenia na prawym brzegu Wisły wspomina pochodzące z lewego owoce i warzywa.

Druga wojna światowa zahamowała nieco działalność promu, wówczas już przystosowanego do przewozu samochodów. Cena za ich przejazd była dwukrotnie większa niż za przejazd wozem – w roku 1936 wynosiła odpowiednio 2 zł od załadowanego pojazdu i 1 zł od wozu. Ceny te ustalała gromada w Gassach-Kopytach, nie mogły jednak przekroczyć ustalonych urzędowo stawek. Wraz z wybuchem wojny rolę promu przejął most Ciszyca-Świdry, wybudowany kilka miesięcy wcześniej. Jednakże we wrześniu 1939 roku piękną kartę zapisali tutejsi przewoźnicy, o czym można poczytać w TYM MIEJSCU. Kilkanaście lat po wojnie prom zlikwidowano, obecnie tutejszym mieszkańcom trudno przypomnieć sobie czy miało to miejsce pod koniec lat pięćdziesiątych czy na początku sześćdziesiątych. Likwidacja promu i dostępu do targu w Otwocku sprawiła, iż zaczęto jeździć do Warszawy.

Prom w Gassach w roku 1939 (zbiory Ł. M. Stanaszka)

Obecnie podjęta została kolejna próba reaktywacji promu, który choć istniał przez wiele wieków, w ciągu ostatniego półwiecza zniknął trwale ze świadomości mieszkańców. Czy będzie to próba udana zobaczymy, na pewno z dużą radością przywitam jak większość osób z lewego brzegu związanych z tą okolicą możliwość łatwiejszego udania się do Karczewa, Nadbrzeża czy Otwocka Wielkiego, do których dotąd udawać się trzeba było mostem w Górze Kalwarii. Choć trudno przypuszczać, by powróciły znane mi z rodzinnych opowieści czasy, w których żył będący przewoźnikiem mój pradziadek…

Ostatni prom stanowi zresztą dach stodoły u jednego z ostatnich przewoźników w Gassach-Kopytach. A my zakończmy pięknym cytatem z książki Łukasza Maurycego Stanaszka „Na Łużycu. W zapomnianym…” przepięknie oddającym zapomnianą atmosferę tamtych dni, gdy między Zbytkami a Siekierkami, Gassami a Przewozem, Górą Kalwarią a Ostrówkiem i Brzuminem i Piwoninem przepłynąć można było promem:

„Jeszcze całkiem niedawno można było usłyszeć po Nadwiślu gromkie okrzyki ludzi oczekujących na łódkę lub krypę na sąsiednim brzegu rzeki: Zawisła! Dawaj łódki, przewozu! I zaraz – o ile przewoźnik nie przysnął lub nie popił – pośpieszne odpowiedzi: Jade, Jade! W okolicy Karczewa na zawołanie zza Wisły – Przewozu, przewozu! – dało się czasem posłyszeć z roześmianych ust młodych chłopców: Czekaj chamie do mrozu! Ot folklor wiślany, który bezpowrotnie przeminął”


Źródła i literatura:

  • AGAD, AGWil
  • AGAD, Obory
  • AGAD, Archiwum Komierowskich
  • Ł. M. Stanaszek, Na Łużycu. W zapomnianym regionie etnograficznym nad Wisłą, Warszawa-Czersk 2012

Dłuższa historia tutejszego promu przygotowana została do druku w “Roczniku Karczewskim”. Dlatego w powyższym tekście pominięto wiele szczegółów, a także nierozerwalny związek rozwoju Karczewa z tutejszym przewozem.

Może ci się także spodobać...