Cudowne lata

Dzisiejszy wpis nie jest w zasadzie historyczny, przypominał raczej będzie wpis o Hugonówce, więc osoby zaglądające tu dla zwyczajowych tekstów mogą go sobie darować. O Hugonówce też zresztą będzie, ale na końcu. W zasadzie zresztą w chwili kiedy słowa te piszę jeszcze nie wiem czy go zamieszczę. Ale po kolei.

Mija własnie 25 lat. Od placu Tiennanmen i od wyborów w Polsce. Nie zamierzam się nawet porywać na opisywanie tego co działo się w tym okresie, bo czas jaki upłynął jest zbyt krótki, a my zbyt wiele tracimy na emocjonalne spory. Ale dzieje się tak zawsze gdy żyją jeszcze świadkowie wydarzeń wspominanych po latach. A jak ładnie ktoś ostatnio zauważył najwięcej zwalczających komunizm działa ćwierć wieku później, zresztą wielu spośród obecnie walczących nie było wówczas na świecie. Ja sam załapałem się na końcówkę komunizmu poprzedzoną jego ostatnimi podrygami w postaci stanu wojennego. Zresztą komunizmem to był tylko z nazwy. Należę do pokolenia, które obudziło się rano i zobaczyło w telewizji zamiast Teleranka pewnego generała. Kiedy byłem na studiach w latach dziewięćdziesiątych mogłem powiedzieć, że przeżyłem w poprzednim ustroju większość swego życia, teraz już nie mogę. Może to i dobrze.

Wyjaśnię jeszcze skąd te cudowne lata, zanim przywali mi jakiś apogeleta, za to że gloryfikuję jakąś ideologię. Chyba także w roku 1989 w telewizji zaczęto puszczać amerykański serial, o dorastającym chłopcu i jego przyjaciołach, akcja rozpoczynała się w latach sześćdziesiątych. W tle ważne wydarzenia, wojna w Wietnamie, hippisi na ulicach, a on widzi to z perspektywy swego dorastania. A oglądałem go właśnie 25 lat temu kiedy sam dorastałem, zapewne nieco się z bohaterem identyfikując, ale tego już nie pamiętam. Po latach doceniłem pomysł serialu, opowiadającego o tym co działo się 20 lat wcześniej. Amerykanie potrafią nakręcić serial o przeszłości nie tonąc w sporach o jej kształt, my nie potrafimy. Taki serial nie mógłby u nas powstać, ale właśnie wtedy z nim i 4 czerwca 1989 kojarzy mi się ten czas. I taki też pomysł jego przedstawienia miałem 6 lat temu, gdy dopadł mnie kolega z ławki szkolnej, proponując napisanie na 20 lecie tamtych wydarzeń scenariusza krótkiego komiksu. Z próby podjętej w 2009 roku nic nie wyszło, bo to zdaje się miała być jakaś antologia, ale zanim wydawnictwo na poważnie się tym zainteresowało, pomysł zdaje się już upadł, bo kolega nasłuchał się, że chce gloryfikować czasy ubeków i gestapowców i mu się odechciało. Zamiast tego zaczął malować okładki do książek i udzielać wywiadów Playboyowi i został celebrytą. Z pomysłu ocalała pierwsza i przedostatnia strona oraz kilka szkiców no i cały tekst. Te kilka stron miało mieć tytuł „1989”. Może to dobry pomysł aby odkurzyć je w tym miejscu, bo w dużej mierze bazują na roku 1989 w Konstancinie, z perspektywy dorastania. Dlatego tytuł „Cudowne lata”. Tekst wklejam poniżej, proszę tylko nie traktować go jako wspomnień, bo to beletrystyka oparta w dużej mierze na rzeczywistości. Uznałem, że tylko w ten sposób da się przedstawić tamten moment w czasie uwalniając go od polityki i ocen. W kilku miejscach wykorzystałem szkice z komiksu, choć to raczej opowieść graficzna.

Aha, miało być też o Hugonówce. Miałem ostatnio okazję przejrzeć niektóre wspomnienia zebrane podczas dni Hugonówki przez Katarzynę Strzelecką i stało się to impulsem, abym odkopał ten tekst, bo wspomnienia dotyczą oczywiście najlepszych czasów dorastania i pierwszych miłości. Projekt udał się moim zdaniem świetnie, przypomniano nawet o istnieniu tutejszej legendarnej kapeli „Dzieci w Szoku”. Kiedy przeglądałem ten tekst uderzyło mnie, że pamiętam mniej niż 5 lat temu, niektóre rzeczy po prostu wyleciały mi z głowy.

Jutro na blogu ciąg dalszy dziejów służewskiego szlaku. Poniżej tekst. A dlaczego na początku taki a nie inny obrazek? Coż, widniejące na nim słowa zostały także wypowiedziane 25 lat temu, w pilotowym odcinku powyższego serialu, a obrazek zrobił w internecie ostatnio karierę z tego powodu. Widzimy się więc ponownie, ćwierć wieku później, Laura Palmer, Cudowne lata i 4 VI 1989.

„1989”

Jeśli ktoś zapyta mnie co pamiętam, to mogę powiedzieć, że miałem wtedy 12 lat i chyba nie do końca poczucie, że uczestniczę w czymś wyjątkowym. W zasadzie, patrząc z perspektywy czasu, cały ten rok zaczął się dużo wcześniej…

W listopadzie 1988 roku miala miejsce debata telewizyjna, rodzice mówili, że ten cały Wałęsa przytył przez te kilka lat…

… oglądali ją na naszym kolorowym telewizorze, takim małym, produkcji radzieckiej. Miał ekran wielkości pudełka do butów i był obiektem zazdrości moich kolegów, którzy mieli czarno-białe telewizory. Mówiłem im jaki kolor mają bohaterowie „Porwania Baltazara Gąbki” i denerwowało ich, że sami nie mogą tego zobaczyć.

Mniej więcej w tym czasie coś ważnego uległo zmianie. W listopadzie w niedzielę wypadała rocznica Wielkiej Rewolucji Październikowej. Rodzice przekonali mnie aby nie oglądał dobranocki, bo zawsze z tej okazji puszczano jakąś kiepską rosyjską bajkę. Potem okazało się, że była to bajka o Smerfetce. Smerfy miały wtedy premierę. W szkole strasznie to przeżywano, takich bajek wcześniej nie było. Strasznie zazdrościłem wszystkim, że widziałem tej bajki. Tak naprawdę po latach mogę powiedzieć, że wtedy upadł bastion komunizmu.

Rodzice nie mogli zrozumieć z jakiego powodu nie puszczono rosyjskiej bajki.

Potem był już nowy rok i ferie zimowe. Pamiętam, że świeciło blade słońce i nie było śniegu. Graliśmy w piłkę na podwórku słuchając narzekań starszych mieszkańców osiedla, którzy twierdzili, że hałasujemy, a oni takich tortur nie musieli znosić nawet z rąk Niemców podczas wojny.

Jak przez mgłę pamiętam, że gdy wracałem do domu, to w telewizji mówiono o obradach okrągłego stołu.

Nadeszła wiosna i zrobiło się ciepło. Nadal graliśmy w piłkę. Byliśmy jeszcze dziećmi i dopiero za rok mieliśmy zacząć myśleć o dziewczynach. Z otwartych okien dochodził nas dźwięk studia TV Komitetu Wyborczego Solidarność. W ogóle nas to nie dziwiło.

Na pawlaczu odkryłem w domu odnalazłem bibułę i stos gazet drukowanych na Mazowszu w latach 1980-81. Matka ukryła je w swej pracy i przyniosła do domu 14 grudnia 1981 roku. Zdenerwowała się i zabroniła mi o tym komukolwiek mówić. Schowała je z powrotem na pawlacz, leżały tam do roku 1992 gdy było już bezpiecznie.

Nikt nie wiedział w roku 1989 jak się to wszystko skończy i co będzie dalej. Wyjaśniała mi po latach, że zwyczajnie bała się, co może zrobić i powiedzieć jej syn.

Nie zdradziłem jej, że w 1989 roku zdążyłem stamtąd zabrać niewielki notesik z logo solidarności. Był niezwykle cenny. W szkole wymieniłem go na historyjki obrazkowe z gumy Donald.

Były jeszcze wydarzenia, które śmieszyły nas już wtedy. Po moim mieście jeździł maluch z głośnikiem przyczepionym do dachu, zachęcającym do głosowania na jakiegoś mężczyznę.

[rysunek: maluch z megafonem na dachu i głos krzyczący: Wybudował pięć kościołów, bezpartyjny, niezależny (jeździł taki po K-J)]

W niedzielę pod kościołem KWS rozdawał ulotki. Koledzy twierdzili, że była tam moja matka. To nie była prawda, ale ja nie zaprzeczałem, bo czułem się znobilitowany. Potem ojca poproszony aby z ramienia społecznego komitetu zasiadł w komisji wyborczej. Zastanawiał się co zrobić i nie zgodził się. Do dziś nie wiem, czy nie chciał się angażować, czy też miał inne powody.

Komitet wyborczy mieścił się w domu, w którym mieszka teraz znana piosenkarka. Stała przed nim tablica z ogłoszeniami, na domu wisiały flagi Solidarności.

[rysunek: dom Maryli R]

Tak naprawdę to wszystko działo się gdzieś w tle. Z jednej strony wyczuwałem atmosferę jakieś wyjątkowości, z drugiej naprawdę ważna była dla mnie gra w piłkę (kto jeszcze gra obecnie w kwadraty? Nasze boisko już dawno zarosło) zabawa, lecz przede wszystkim to, że w roku 1989 wydawnictwo Orbita zaczęło wydawać komiks o Thorgalu.

Plakaty. Utkwiły mi w pamięci.

[rysunek: kowboj i zachodzące słoneczko]

4 czerwca 1989 roku.

Nie pamiętam w ogóle informacji o zajściach na placu Tienanmen.

Pamiętam wybory.

Lokal zamknięto po 20. Poszedłem pod niego i czekałem nie wiem na co. Wiedziałem, że dzieje się coś wyjątkowego. Było parno, z zielonych liści ściekały krople deszczu.

Tak to zapamiętałem.

Minęło 25 lat.

Nikt z nas ćwierć wieku temu nie wyobrażał sobie świata w jakim będziemy żyć.

Gdy w roku 1969 zapytano, czy za pół wieku ludzie polecą na Marsa, czy też każdy z nich będzie mieć niewielki komputer, który będzie nosić przy sobie, wszyscy wybrali pierwszą odpowiedź.

To co przynosi przyszłość jest zawsze nieoczekiwane.

Konstancin, 2008-2009, 2014

Może ci się także spodobać...