Bitwa o reflektor w Kabatach

Latem 1944 roku, gdy front wschodni zbliżał się do Warszawy, Niemcy przygotowali po lewej stronie Wisły system obrony przeciwlotniczej. Tworzyły go baterie artylerii pplot. oraz współpracujące z nimi gniazda reflektorów. Wraz z zapadnięciem zmroku obsługa zapalała je cyklicznie, omiatając wolno niebo. Gdy obcy samolot nadlatywał pod osłoną nocy, reflektor miał za zadanie wychwycić obiekt i go oświetlić. Wtedy kolejne natychmiast krzyżowały na nim swoje strumienie światła, wskazując w ten sposób cel dla artylerii. Na południe od miasta, począwszy od Czerniakowa po Chylice, co około 3,5 kilometra rozmieszczone były stanowiska reflektorów. Baterie dział przeciwlotniczych, stacjonowały w Wolicy przy skarpie pod Wilanowem i w Klarysewie na Górkach.

Niemiecki reflektor przeciwlotniczy, źródło: domena publiczna

Również w Kabatach, między obecnymi ulicami Jeża i Kuny, na początku lipca 1944 roku Niemcy ustawili reflektor przeciwlotniczy. Jak wspominał jeden z mieszkańców Kabat: „W niedzielę, jak z kościoła zdążyliśmy przyjść, wpadli Niemcy do domu i wygarnęli do kopania tych stanowisk. Niemiecki żołnierz, który nas nadzorował mówił po polsku ze śląskim akcentem: << Tu jest dużo lasów, chyba niedługo będzie gorąco >> ale nic na to nie odpowiadaliśmy.” Reflektor był zainstalowany w zagłębieniu, jako pozycja stała, a uzupełnieniem każdego stanowiska była radiostacja. Najpowszechniej stosowano model 150 cm Flak-Scheinwerfer 34, który mógł oświetlić cel oddalony o 8000 m. Reflektor połączony był kablem z agregatem prądotwórczym zasilanym 8-cylindrowym silnikiem spalinowym. Obsługę, tego ważącego 2 tony urządzenia stanowiła siedmioosobowa załoga.

Niemiecki reflektor przeciwlotniczy, źródło: domena publiczna

Na swoją kwaterę w Kabatach, niemieccy żołnierze z obsługi reflektora wybrali pobliskie zabudowania gospodarstwa Józefa i Katarzyny Karaszewskich. Tak się złożyło, że troje z piątki ich dzieci, to jest Józef (nosił to samo imię co ojciec), Edward i Adela już od 1942 roku brali czynny udział w konspiracji. Edward Karaszewski zginął jeszcze przed wybuchem Powstania Warszawskiego w niewyjaśnionych okolicznościach. Dopiero w latach 90-tych XX w. pojawiła się relacja z jego śmierci. Jeden z jego ówczesnych kolegów wyjawił, że Edward został przypadkowo postrzelony podczas zbiórki oddziału, która wyznaczona była na łąkach za Powsinem. Miały się tam odbyć nocne ćwiczenia w terenie. Kolega wystrzelił tak niefortunnie, że rana okazała się śmiertelna. Edward został pochowany potajemnie na cmentarzu w Powsinie, a uczestnicy tej zbiórki zobowiązani zostali pod przysięgą zachować wszystko w najgłębszej tajemnicy w obawie przed dekonspiracją.

Józef i Katarzyna Karaszewscy, źródło: archiwum rodzinne

Józef Karaszewski-syn „Wicher” trzeci od lewej, Adela Karaszewska „Burza” piąta od lewej, siedzi być może Edward Karaszewski, źródło: archiwum rodzinne

Józef Karaszewski „Wicher” i jego siostra Adela „Burza” działali w składzie plutonu 1706 Armii Krajowej, który grupował młodzież z Kabat, Powsina, Bielawy i Klarysewa. Dowódcą plutonu był ppor. Henryk Rybarczyk „Jesion” z Wilanowa. Las Kabacki i Kabaty w strukturach terenowych Armii Krajowej znajdowały się w obrębie 5 Rejonu „Gątyń”, który wchodził w skład VII Obwodu „Obroża” otaczającego pierścieniem całą Warszawę. Początkowo w chwili wybuchu Powstania Warszawskiego planowano, że miejscem koncentracji tutejszych oddziałów będzie Mirkowska Fabryka Papieru w Jeziornie. Jednak na skutek interwencji komendanta 5 Rejonu kpt. Mariana Bródki-Kęsickiego „Grzegorza” zostało to zmienione i powstańcy mieli zebrać się w Lesie Kabackim, by po połączeniu sformować batalion „Krawiec”. Jednym z zadań w pierwszej fazie powstania było zdobycie stanowisk reflektorów przeciwlotniczych. Działania te miały przynieść zdobycz w postaci broni i amunicji, której tak brakowało Polakom oraz umożliwić bezpieczne przejęcie oczekiwanych alianckich zrzutów lotniczych z pomocą dla powstańców.

Ppor. Henryk Rybarczyk „Jesion”, źródło: fb „Skolimów i okolice dawniej niż wczoraj”

W Kabatach dowódcą i instruktorem tutejszych drużyn AK, był inż. Romuald Zakrzewski „Wiktor”, który był jednocześnie leśniczym Lasu Kabackego. We wtorek 1 sierpnia 1944 roku, jeszcze przed godziną „W”, na jego rozkaz Władysław Bieliński „Orzeł, Aniela Warszywka-Janek „Łza” i Kazimiera Pyzel-Gołębiewska „Bez” przywieźli do leśniczówki, konną furmanką broń i amunicję z Klarysewa, gdzie na terenie Lecznicy Zwierząt przy ul. Mirkowskiej, w pomieszczeniach kuźni ukryty był zakonspirowany magazyn broni plutonu 1706. Pieczę nad nim sprawował starszy sierżant Michał Szlapański „Dziuba”, zastępca dowódcy plutonu 1706.

Inż. Romuald Zakrzewski „Wiktor”, źródło: archiwum rodzinne

Po godzinie 17.00 w dniu 1 sierpnia 1944 roku do Kabat, na teren leśniczówki i gajówki przy obecnych ulicach Rydzowej i Trakt Leśny (dawna Nowoursynowska), zaczęli przybywać powstańcy z różnych oddziałów. Jako jedni z pierwszych, przy gajówce kaprala Władysława Kabańskiego „Długi”, który oprócz funkcji gajowego był jednocześnie dowódcą drużyny w plutonie 1706, zameldowali się chłopcy i dziewczęta z Kabat.

Widok na zabudowania gajówki przy ul. Trakt Leśny/Rydzowa 1924 r., źródło: NAC

Zawiadomił ich kapral Karol Kiełbiewski „Notesik”, też dowódca jednej z drużyn. Zapisał on we wspomnieniach: „Tam sprawdzano obecność. Dwóch brakowało, Karaszewskiego i Słabika (Jan Słabik „Nygus”). Dostałem rozkaz i rower o ponowne zawiadomienie. W drodze spotkałem Słabika, który już podążał. Pojechałem do Karaszewskiego (Józef Karaszewski „Wicher”). Zastałem go na dole pod skarpą rozmawiającego z Niemcem pochodzącym ze Śląska. Gdy mnie zobaczył zrobił gest ręką, że już idzie i natychmiast mnie dogonił. Szliśmy razem i opowiadał mi, że omówił sprawę z Józefem (bo tak miał na imię ten Niemiec) i pójdziemy we trzech z ewentualnym zabezpieczeniem i zajmiemy ich. Po przyjściu do lasu to samo powtórzył dowódcy. Plan nie został przyjęty”.

Gajówka przy ul. Trakt Leśny/Rydzowa, źródło: Kasprzycki J. Majewski J.S. „Korzenie miasta” t.VI

Nie była to sytuacja odosobniona, podobną wspominał Jerzy Zubrzycki, powstaniec batalionu „Oaza” z Czerniakowa: „Pobiegłem na plac Bernardyński, bo było słychać strzały, ale było już po wszystkim. Reflektor został zdobyty, Niemcy wzięci do niewoli, chyba siedmiu Niemców było, mieli do nas pretensję, że myśmy do nich strzelali, bo oni podobno uzgodnili z kimś z naszych, że jakby w razie czego, to oni mają dosyć wojny, nie chcą już zabijać, nie chcą być sami zabici, że poddadzą się bez żadnej walki.”

Karol Kiełbiewski „Notesik”, źródło: archiwum rodzinne

Ci żołnierze niemieccy z obsługi reflektora, którzy kwaterowali w gospodarstwie Karaszewskich zachowywali się przyzwoicie i dlatego Józef Karaszewski „Wicher” nawiązał z nimi kontakt. Gdy dało się wyczuć, że wybuch powstania jest bliski, próbował nakłonić ich by poddali się dobrowolnie, ponieważ jak słusznie przypuszczał, będą celem ataku. Było to ułatwione, ponieważ wielu znało język polski. Jedna z relacji wspomina, że również dowódca, sierżant Wehrmachtu mówił po polsku. Czy to był wspomniany wcześniej Józef, nie wiadomo. Jest również wspomnienie, o tym że przestrzegali oni przed rozpoczęciem walk, mówiąc „Józiek, na co wy się porywacie”. Faktem jest, że dowódca batalionu „Krawiec” kpt. Antoni Dorożyński „Michał” odrzucił przedstawioną mu przez Józefa Karaszewskiego „Wicher” możliwość zajęcia reflektora. Czy gdyby się zgodził, Niemcy faktycznie by się poddali bez walki, pozostanie w sferze domysłów.

Władysław Kabański „Długi” drugi od lewej, źródło: archiwum rodzinne

Około godziny 22 zaczął padać ulewny deszcz i padał do rana dnia następnego. Powstańcy nocowali w gajówce i jej zabudowaniach gospodarczych. W tym czasie w Kabatach, jak wspominała Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki”: „W domu rodziny Warszywków w Kabatach znajdował się punkt szycia biało-czerwonych opasek powstańczych. Nocą razem z Zofią Warszywką (Zofia Warszywka-Gilniewska „Kruszyna”) robiłyśmy te opaski które przekazywałyśmy dowódcom”.

Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki” pierwsza z lewej, Adela Karaszewska-Kopyt „Burza” trzecia od lewej, źródło: archiwum prywatne

W tym samym czasie, późną nocą, zmęczeni i przemoczeni dotarli do Kabat powstańcy plutonu 1707 z Wilanowa. Było ich 25, a dowodził podporucznik Henryk Maciejewski „Lech”. Mieli za sobą nieudaną próbę ataku na wielokrotnie silniejszy oddział niemiecki stacjonujący w Pałacu i parku wilanowskim. Schronili się przed deszczem w stodołach stojących blisko lasu. „Lech” z częścią oddziału w gospodarstwie Józefa Pyzla, a pozostali u Józefa Janka. I tam spędzili noc.

„Oddział 4-ty” podpis oryginalny, w środku na dole Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki”, źródło: archiwum prywatne

Od świtu 2 sierpnia w okolicy gajówki i leśniczówki gromadziła się młodzież. Było ich ok. 250 osób. Byli pełni zapału, ale uzbrojenia było o wiele za mało. Rano, zaraz po apelu rozpoczęło się przygotowanie do ataku na stanowisko reflektora w Kabatach. Dawał on realną możliwość zdobycia broni. Karol Kiełbiewski „Notesik” wspominał: „Około godziny 8 zostałem wezwany do dowódców i dostałem rozkaz i zaklejoną kopertę, aby zanieść do dowódcy, który kwateruje u Pyzla w Kabatach i szybko przynieść odpowiedź. Odpowiedzi na piśmie nie dostałem tylko ustną i pędem pobiegłem z powrotem. Przy składaniu ustnej odpowiedzi, która brzmiała “My sami sobie damy radę”, usłyszałem też, że “My tu byliśmy pierwsi” zorientowałem się że chodziło o wspólne zaatakowanie.”

Kpt. Antoni Dorożyński „Michał”, źródło: Milczyński S. „Dziennik por. Gryfa”

Powstańcy z plutonu 1707 nie czekali na pomoc, tylko sami, zaraz z rana podęli samodzielną próbę ataku. Udało im się zająć samo stanowisko reflektora. Wzięli też do niewoli dwóch wartowników. Jednak świetnie uzbrojeni Niemcy, którzy przebywali na podwórku Karaszewskich, podęli skuteczną obronę. Było ich prawie dwudziestu, czyli niemal trzykrotnie więcej niż zwykła obsada, a murowane budynki dawały dobrą osłonę. Gdy kilku powstańców zostało rannych, z uwagi na szczupłość sił i brak amunicji ppor. Henryk Maciejewski „Lech” dał rozkaz do odwrotu. Potłukli jeszcze szybę reflektora i prowadząc jeńców oraz trochę zdobytej broni wrócili na kwaterę. Niebawem wyruszyli do Lasu Kabackiego i ok. godziny 11.00 zameldowali się na miejscu zgrupowania. Tam ppor. „Lech” złożył raport dowódcy batalionu „Krawiec” kapitanowi Antoniemu Dorożyńskiemu „Michał” o przebiegu pierwszej próby rozbicia załogi reflektora.

ppor. Henryk Maciejewski „Lech” poległ na Mokotowie 30 sierpnia 1944 r., źródło: NAC

Kolejny atak poprowadził podporucznik Stanisław Milczyński „Gryf”. Sam zgłosił się do wykonani tego zadania. W akcji wzięło udział ok. 40 powstańców, specjalnie dobranych i jak na możliwości powstańcze dobrze uzbrojonych. Wśród nich wielu mieszkańców Kabat dobrze zorientowanych w terenie. Wyruszyli do akcji w południe. Mieli do przejścia półtora kilometrowy odcinek drogi. „Gryf” podzielił powstańców na dwa pododdziały tak, by zaatakować z dwóch stron. Powstańcy z oddziału głównego dowodzonego przez plut. pchor. Janusza Radomyskiego „Cichego” ruszyli tyralierą od strony Lasu Kabackiego w stronę zabudowań w których zabarykadował się przeciwnik.

Powstańcy z batalionu „Krawiec” 1944 r., źródło: Archiwum Akt Nowych

W tym czasie „Gryf” z pięcioma ochotnikami okrążył stanowiska wroga, przechodząc drogą pod skarpą. W tej grupie był Józef Karaszewski „Wicher”. Doskonale znając okolicę, poprowadził oddział „Gryfa” do ataku na Niemców okupujących jego własne podwórko. Zachodząc od strony Natolina weszli na skarpę i znaleźli się naprzeciw stanowisk nieprzyjaciela, oddaleni zaledwie ok. 130 metrów. Przemieszczając się, zostali zauważeni przez ukrytą czujkę Niemców, którzy oddali w ich kierunku kilka strzałów. Niespodziewanie ranny w łokieć został „Gryf”, ale na szczęście rana okazała się lekka i nie wyeliminowała go z walki. Zajmując stanowiska natknęli się na dwóch żołnierzy niemieckich, którzy naprawiali przeciętą wcześniej przez Polaków linię telefoniczną. Gdy zobaczyli powstańców usiłowali się ukryć, ale ostrzelani przez Polaków poddali się do niewoli. „Wicher” ich poznał i potraktował przyjaźnie.

Ppor. Stanisław Milczyński „Gryf”, źródło: Milczyński S. „Dziennik por. Gryfa”

Zgodnie z wcześniej wydanym rozkazem „Gryfa” około godziny 13.00 powstańcy otworzyli ogień. Oddział „Cichego” powoli posuwał się do przodu i skupił na sobie uwagę przeciwnika. Niemcy nie dali się zaskoczyć, ale też nie bronili już samego stanowiska reflektora. Zabarykadowali się w zabudowaniach i stamtąd prowadzili ogień, skutecznie odpierając ataki Polaków. Powstańcy z grupy „Gryfa” uzbrojeni w pistolety maszynowe Sten oraz karabin maszynowy Spandau, którego celowniczym był Józef Karaszewski „Wicher”, ostrzeliwali stanowiska wroga zmuszając do rozdzielenia sił, a jednocześnie odcięli Niemcom drogę odwrotu.

Ppor. Stanisław Milczyński „Gryf” pierwszy od prawej, źródło: Milczyński S. „Dziennik por. Gryfa”

Od początku ataku Niemcy kilkukrotnie wzywali pomocy i wystrzeliwali rakiety sygnalizacyjne. Jedna z nich spadając trafiła w stającą w pobliżu drewnianą stodołę należącą do Feliksa Penconka. Mimo, że słomiany dach był wilgotny po nocnej ulewie, ale rozżarzona raca przebiła go i wpadła do środka w suchą, niedawno przywiezioną słomę. Stodoła wraz ze zbożem spłonęła. Tymczasem Niemcy ukryci w budynkach gospodarczych i domu, chronieni murowanymi ścianami stawiali skuteczny opór i bronili się zaciekle. Atakujący mieli trudności z ich zdobyciem. Główny atak prowadzony przez oddział „Cichego” szedł od strony lasu.

Plut. pchor.. Janusz Radomyski „Cichy”, źródło: Milczyński S. „Dziennik por. Gryfa”

Drugi karabin maszynowy, który mieli powstańcy udało im się ustawić na dachu pobliskiej stodoły robiąc wcześniej otwór w słomianym poszyciu. Mieli stąd dobry widok i ostrzeliwali skutecznie podwórko Karaszewskich. Nastąpiła wzajemna wymiana ognia, ale powstańcy mieli mało amunicji, nie mogli zbyt często strzelać i odpowiadali pojedynczymi strzałami na serie Niemców. Polacy gdy zorientowali się, że atakując od góry z dachów powoli zyskują przewagę, weszli na kolejny dach domu na sąsiedniej posesji i celnie strzelali w okna pomieszczeń, gdzie byli Niemcy. Kontynuując ten manewr, ci którzy nie mieli już amunicji, z sąsiedniej posesji przynieśli drabinę, wspięli się na dach budynku letniej kuchni, nad głównymi stanowiskami Niemców. Mieli granaty, które udało im się celnie wrzucić w okna i pod drzwi. Atak okazał się skuteczny. Wśród Niemców byli zabici, ranni i ogłuszeni. Dopiero wtedy widząc, że są już bez szans wysunęli owiniętą na karabinie białą chorągiew. Niedługo później poddali się również ci, którzy bronili się w budynku mieszkalnym stojącym po przeciwległej stronie podwórka. Wyszli bez broni z podniesionymi rękami.

Powstańcy z karabinem maszynowym Spandau, źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego

W trakcie walki doszło do tragedii. Podczas ataku na własne podwórko zginął Józef Karaszewski „Wicher”. Gdy walka już dogasała i żołnierze niemieccy wywiesili białą flagę, „Wicher” wychylił się z za osłony i przebiegał między budynkami gospodarstw położonych naprzeciwko własnego siedliska. Wtedy otrzymał śmiertelny postrzał w brzuch, w okolicy paska. Kula przebiła ciało i wyleciała trochę wyżej. Strzały padły z okien jego domu, w którym jeszcze byli Niemcy. Zgiął się gwałtownie i wyszeptał: „O rany, chłopaki…”. Po tym upadł na ziemię. Mimo prób ratunku i owijania rany bandażami robionymi z pościeli, zaraz zmarł. Jego śmierć była szokiem dla pozostałych powstańców. Chcieli wtedy w złości pomścić go i rozstrzelać pojmanych jeńców, ale dowódca kategorycznie zabronił. Gdy do gajówki przybiegła łączniczka z wiadomością, że zginął „Wicher” początkowo nie powiedzieli o tym jego siostrze „Burzy”. Natychmiast jednak wyruszył ze wsparciem kolejny oddział ok. 40 powstańców.

Józef Karaszewski „Wicher”, źródło: archiwum rodzinne

Bitwa zakończyła się około godziny 15.00. Gdyby nie celny atak granatami, Niemcy mogliby długo się bronić, ponieważ mieli jeszcze dużo zapasów. Powstańcy zdobyli karabin maszynowy z celownikiem przeciwlotniczym, 2 pistolety maszynowe, 12 karabinów Mauser, 19 pistoletów, kilka skrzynek amunicji, kilkanaście granatów i dwie rakietnice z rakietami sygnalizacyjnymi. Oprócz tego środki opatrunkowe, lornetki, aparaty fotograficzne i kable telefoniczne. Wszystko to zostało zabrane do lasu.

Józef Karaszewski „Wicher”, źródło: archiwum rodzinne

W trakcie ataku zostało rannych trzech powstańców. „Gryf” oraz dwóch żołnierzy z oddziału „Cichego”, to jest Roman Seliga „Sokół” i Tadeusz Guz „Piorun”. Według jednego z przekazów, rannemu który pochodził z Dąbrówki seria obcięła dłoń. Na miejscu podczas akcji były cały czas sanitariuszki: podporucznik Maria Gabryszewska-Perdzyńska „Mała” komendantka łączności batalionu Krawiec i Zofia Warszywka-Gilniewska „Kruszyna”. Opatrywały one nie tylko rannych powstańców, ale też rannych Niemców.

Maria Gabryszewska-Perdzyńska „Mała”, źródło: „Na przedpolu Warszawy” zeszyt 9

Ogółem powstańcom poddało się 17 żołnierzy niemieckich. Pięciu rannych ppor. Stanisław Milczyński „Gryf” rozkazał przetransportować do Klarysewa, do jednostki niemieckiej stacjonującej w Domu ks. Boduena. Zostali ulokowani na furmance konnej rolnika z Kabat Stanisława Pyzla, który został wyznaczony do wykonania tego zadania. Odwiózł rannych i niezatrzymywany przez Niemców wrócił do domu. Jak wspominał „Gryf”: „Zatrzymanie jeńców jako zakładników i mój gest odesłania rannych Niemców do Klarysewa spowodował powrót więzionych tam kilku naszych żołnierzy wziętych do niewoli w akcjach powstańczych 1 i 2 sierpnia.”

 Stoją od lewej: Adela Karaszewska „Burza”, Kazimiera Pyzel-Gołębiewska „Bez”, Zofia Warszywka-Gilniewska „Kruszyna” i Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki”, źródło: Ajewski E. „Mokotów walczy 1939-1944”

Pozostałych jeńców powstańcy zabrali ze sobą, wracając do lasu. Gdy ich pytano dlaczego nie poddali się wcześniej mówili, że spodziewali się pomocy z jednostek niemieckich z Wolicy, Wilanowa lub Klarysewa. Wcześniej musieli wykopać, nieopodal miejsca akcji, grób dla dwóch żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w tej walce i zostali tam na miejscu pochowani. Sam reflektor został rozbity granatami przeciwpancernymi.

Powstańcy z batalionu „Krawiec”, źródło: domena publiczna

Po powrocie z akcji do gajówki na utrudzonych walką powstańców czekał świeży krupnik, który ugotowały łączniczki zgrupowane teraz w sekcji gospodarczej, a wśród nich sekcyjna Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki” i Adela Karaszewska-Kopyt „Burza” siostra poległego Józefa Karaszewskiego „Wicher”. Przygotowywały i rozdzielały posiłki dla wszystkich zgrupowanych w lesie.

Kpt. Marian Bródka-Kęsicki „Grzegorz”, źródło: domena publiczna

Ranni powstańcy opatrzeni zostali w punkcie sanitarnym, który został utworzony w leśniczówce, w której mieszkał nadleśniczy Nadleśnictwa Kabaty inż. Zdrójkowski. Jego żona była dentystką, a rannymi opiekowały się też ich dwie córki. Jedna z nich Gryzelda była również łączniczką. W tym czasie zaszła zmiana na stanowisku dowódcy batalionu „Krawiec” i dowództwo objął kpt. Marian Bródka-Kęsicki „Grzegorz” dotychczasowy komendant 5 Rejonu „Gatyń”.

Leśniczówka przy ul. Rydzowej, źródło: https://zabytek.pl/pl/obiekty/ursynow-lesniczowka

Stanisław Milczyński „Gryf” wspominał: „Po powrocie z akcji ustawiłem kompanię w dwuszeregu, a przed jej frontem ułożyliśmy zdobytą broń. W odstępie, stali pod strażą niemieccy żołnierze-jeńcy. Po krótkim przemówieniu kpt. „Grzegorz” ceremonialnie wręczył mi pistolet dowódcy załogi reflektora, sierżanta Wehrmachtu, jako nagrodę za dobrze wykonaną akcję bojową. Podkreślił również, że zdobycie reflektora w Kabatach było pierwszym zwycięstwem oddziału z Batalionu Krawiec, które znacznie podniosło morale powstańczych żołnierzy i okolicznej ludności. W akcji wyróżnili się szczególną odwagą plut. pchor. „Cichy” Janusz Radomyski, st. strz. „Sokół” Roman Seliga, st. strz. „Lipa” Florian Węgrzyn, strz. „Wicher” Józef Karaszewski. Pod wieczór zarządziłem odpoczynek i porządkowanie kompanii po akcji.”

Zbiórka Batalionu „Krawiec” Piskórka 1944 r. , źródło: Archiwum Akt Nowych

Tymczasem w Kabatach po zakończonej walce, mimo dumy ze zwycięstwa, panował smutek po śmierci Józefa Karaszewskiego „Wicher”. Koledzy położyli ciało na drabinie wysłanej słomą i zanieśli na podwórko do jego domu rodzinnego. Tam gdzie jeszcze niedawno toczyła się bitwa. Rozpacz rodziców, a szczególnie matki, była ogromna. Szczególnie, że był to już drugi syn, którego stracili w tej wojnie. Ludzie z całej wsi przychodzili i cały wieczór opłakiwali jego śmierć, pamiętając go, jako znakomitego gospodarza, dobrego i szanowanego człowieka, który swój patriotyczny obowiązek wobec Ojczyzny spełnił z najwyższym poświęceniem. Nocą został pogrzebany w grobie rodzinnym na cmentarzu w Powsinie. Miał narzeczoną z którą planował ślub, ale niestety przedwczesna śmierć pokrzyżowała wszystkie plany. Był jedynym poległym podczas tej akcji i to od kul wystrzelonych z okien własnego domu. Zginął w wieku 25 lat. Po wojnie, gdy powstawał Cmentarz Powstańców, zgodnie z wolą ojca nie został przeniesiony, tylko jego nazwisko jest wypisane na umieszczonych tam tablicach.

Powstańcy z batalionu „Krawiec”, pierwszy od lewej ppor. Stanisław Milczyński „Gryf” Mokotów 1944 r., źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego

Według zachowanych dokumentów archiwalnych, w tym spisanej listy uczestników akcji, zarówno w ataku bezpośrednim, jak też w działaniach osłonowych, a także w Wojskowej Służbie Kobiet wśród biorących udział byli następujący mieszkańcy Kabat: Romuald Zakrzewski „Wiktor”, Władysław Kabański „Długi”, Karol Kiełbiewski „Notesik”, Józef Karaszewski „Wicher”, Tomasz Janek „Żbik”, Władysław Janek „Lew”, Tadeusz Bednarczyk „Beda”, Józef Dąbrowski „Wierzba”, Stanisław Maciejewski „Sosna”, Józef Sawicki „Niedźwiedź”, Tadeusz Uśniacki „Wir”, Tadeusz Bogdan „Król”, Feliks Krupiński „Sztafeta II”, Władysław Szymanek „Bzik”, Stanisław Szymanek „Lis”, Jan Słabik „Nygus”, Stefan Osuch „Las”, Józef Janek „Zamek” oraz Eugenia Kiełbiewska-Zakrzewska „Niki”, Zofia Warszywka-Gilniewska „Kruszyna”, Aniela Warszywka-Janek „Łza”, Kazimiera Pyzel-Gołębiewska „Bez” i Adela Karaszewska-Kopyt „Burza”.

Atak z dachu, źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego

W nocy z 3 na 4 sierpnia ci powstańcy z batalionu „Krawiec” dla których wystarczyło broni przeszli do Lasu Chojnowskiego. Pozostali zostali odesłani do domów z poleceniem przejścia z powrotem do konspiracji i oczekiwania na dalsze rozkazy. Jeńcy niemieccy zostali uwolnieni. Na czas powstania obowiązywał rozkaz dowództwa żeby nie zabijać wrogów, ale puszczać ich wolno. Jednak Niemcy szybko wzięli odwet. Już 4 sierpnia przyjechali do Kabat. Załadowali na ciężarówkę zniszczony reflektor i rozpoczęli aresztowania. Według panującej opinii to żołnierze niemieccy uwolnieni przez Polaków dokładnie wskazywali miejsca gdzie byli przetrzymywani i gdzie kwaterowali powstańcy, ponieważ innych ludzi nie aresztowano. Zatrzymali wtedy rolników: Józefa Pyzla, lat 54 i jego dwóch synów Henryka, lat 21 i Teofila, lat 18 oraz Józefa Janka lat 49, u których mieszkali akowcy oraz sąsiada, szewca Jana Młotka, lat 52. Gdy ci zorientowali się co się dzieje, próbowali się ukryć. Młotek schował się w domu do piwniczki, która była w kuchni pod podłogą. Żona natychmiast rozłożyła na klapie wejściowej płachtę, rozsypała na nią mąkę i zaczęła robić ciasto na chleb. Niemcy nie dali się jednak oszukać i go wyciągnęli. Młodych Pyzlów znaleźli w domu, a ich ojca w stajni, ukrytego za żłobem. Było tam jeszcze dwóch mężczyzn z rodziny, ale oni błyskawicznie rzucili się w ogród i na ziemię. Nać ziemniaków i liście chrzanu skutecznie ich zasłoniły i się uratowali. Janek też próbował schować się w stajni za drzwiami, ale nie udało się.

Powstańcy z batalionu „Krawiec” Mokotów 1944 r., źródło: domena publiczna

Pojechali też do gajówki i złapali przebywających tam akurat członków konspiracji, gajowego Czesława Filipka, mającego 24 lata, ps. „Dzwon” i pracownika lasu Stanisława Szymanka, również lat 24, ps. „Lis”. Niemcy zabrali ich i pojechali przez Wolicę w kierunku Służewa. Nikt ich więcej nie widział. Nie wiadomo też, gdzie zostali rozstrzelani i pochowani. Jedynie odnośnie Czesława Filipka z dostępnych informacji wynika, że zginął 22 listopada 1944 r. w obozie Litomierzyce na terenie Czech, gdzie więźniowie pracowali przy budowie podziemnej fabryki silników. Aresztowany został również Józef Karaszewski-ojciec u którego mieszkała załoga reflektora. Ale on cały czas tłumaczył się, że sam jest ofiarą, ponieważ za to, że dawał mieszkanie Niemcom bandyci zabili mu syna. Prawda był oczywiście inna, ale ta argumentacja trafiła do przekonania i nie został rozstrzelany. Zamknięty w piwnicy posterunku na Grabowie, przez okienko zawołał bawiące się w okolicy miejscowe dzieci i powiedział im żeby zawiadomiły jego kuzyna, który mieszkał niedaleko. Ten gdy dowiedział się, przyszedł i załatwił z Niemcami zwolnienie.

Gajowi z Lasu Kabackiego, pierwszy od prawej Czesław Filipek „Dzwon”, drugi Władysław Kabański „Długi

Oprócz sukcesu jakim było zdobycie broni i podniesienie stanu moralnego powstańców, zniszczenie reflektora pozwoliło bezpiecznie odebrać zrzuty z pomocą dla Powstania, które przeprowadziły samoloty alianckie nad Lasem Kabackim. Powstańcy wrócili tu z Lasów Chojnowskich 17 sierpnia, a następnej nocy z 18 na 19 sierpnia ruszyli na odsiecz walczącej stolicy. Nie wszystkim to się udało i cześć wróciła z powrotem do lasu. Po pięciu dniach, 24 sierpnia żołnierze narodowości rosyjskiej, którzy służyli w armii niemieckiej urządzili wielką obławę na Kabaty. Wczesnym świtem otoczyli wieś i idąc od domu do domu wyprowadzili niemal wszystkich dorosłych mężczyzn. Gdy zgromadzili ich w jedno miejsce, dowodzący oficer krzyknął „Job waszu mać, gdzie wasze gwintówki?” Wtedy przed szereg wystąpił Walenty Pyzel, który służył wcześniej w carskiej armii. Choć zerwany z łóżka był w samych kalesonach, wykonał przepisową musztrę, marszowym krokiem doszedł przed oficera, wykonał odpowiednie zwroty i po rosyjsku w wojskowym stylu zameldował, że są rolnikami, a nie bandytami i nie mają żadnej broni. Zrobiło to wrażenie i odniosło skutek. Szczęśliwie nie zostali rozstrzelani, ale skierowani na roboty. A tego samego dnia zostały spalone Siekierki i rozstrzelanych zostało tam ponad 100 osób. Mężczyźni z Kabat zostali odprowadzeni do Klarysewa i stamtąd wywiezieni samochodami na stację kolejową. Następnie przetrzymywani byli w Niepokalanowie. Tam opiekowali się nimi zakonnicy przynosząc jedzenie. Część mężczyzn została zwolniona po badaniu lekarskim, które przeprowadzał przyjaźnie nastawiony polski lekarz, podpowiadając jak symulować różne dolegliwości. Wielu też uciekło stamtąd, ponieważ nie byli zbyt dokładnie pilnowani. Wracali do domów najczęściej pieszo. Inni wrócili, jak opowiadali, aż spod Częstochowy. Ci, którym udało się wrócić, w geście wdzięczności zrobili po pewnym czasie zbiórkę żywności i zawieźli zakonnikom do Niepokalanowa. Wielu jednak zostało wywiezionych do Rzeszy i wrócili dopiero po zakończeniu wojny.


  • Źródła:
    MILCZYŃSKI S., Dziennik por. „Gryfa” 1939-1945, wyd. Komograf 2018.
  • Wspomnienia Karola Kiełbiewskiego i Eugenii Zakrzewskiej, rękopisy oraz zdjęcia Eugenii i Romualda Zakrzewskich, Karola Kiełbiewskiego i Władysława Kabańskiego z archiwum rodzinnego rodziny Zakrzewskich
  • STAROS J., Atak na reflektory w Kabatach, w: Mokotów walczy 1939-1944, Warszawa 1997.
  • Wspomnienia mieszkańców Kabat,
  • Archiwum Akt Nowych, Zespół Archiwum VII Obwodu AK Obroża,
  • PERDZYŃSKA M., Łączność kobieca w V Rejonie „Gątyń”, w: Na przedpolu Warszawy zeszyt 9.
  • SAWICKI J. Z., Obroża” w konspiracji i Powstaniu Warszawskim, Warszawa 2002
  • NASI BOHATEROWIE Powstańcy 1944 roku Warszaw, Wilanów, Powsin, Jeziorna, Konstancin, red. ks. Jan Świstak, współautorzy Romana Komorowska-Filipiak, Jacek Latoszek, Warszawa 2014

Może ci się także spodobać...