O ciepokach i Mirkowie

Papiernię w Jeziornie zakupili w 1869 roku Karol i Joanna Roeslerowie, reprezentujący kapitał niemiecki chętnie inwestujący w Królestwie Polskim nie oddzielonym kordonem celnym od wielkich rynków carskiej Rosji. Traktowali ten zakup jako zyskowną inwestycję i gdy przestała przynosić spodziewane zyski odsprzedali fabrykę 1887 roku Akcyjnemu Towarzystwu Mirkowskiej Fabryki Papieru, której głównymi udziałowcami byli żydowscy bankierzy Leopold Kronenberg i Jakub Natanson. Dzięki nim w Jeziornie pojawił się Mirków.

Festyn w Mirkowie. Początek XX w. Zdjęcie ze zbiorów Danuty Cechnickiej.

Fabryka papieru w Mirkowie w powiecie wieluńskim nad rzeką Prosną, której początki – podobnie jak fabryki w Jeziornie – sięgały drugiej połowy XVIII wieku, przeżywała w tym czasie swój rozkwit. Produkowała papier nie tylko na rynek wewnętrzny, ale również na eksport. Jednakże położenie tuż przy zachodniej granicy Królestwa Polskiego i Rosji, wpływało niekorzystnie na jej perspektywy, mimo bliskości Cesarstwa Niemieckiego nie zezwolono na wybudowanie 2-kilemetrowego odcinka łączącego fabrykę z zagranicznym rynkiem zbytu. Dlatego jedną z głównych przyczyn zakupu zakładu w Jeziornie przez Towarzystwo Akcyjne był zamiar przeniesienia na jej teren papierni mirkowskiej i połączenie dwóch najlepiej prosperujących fabryk papierniczych na terenie Kongresówki. Nastąpiło to w 1888 roku. Zdemontowane wyposażenie papierni przewieziono do Jeziorny, a w ślad za maszynami przybyła tu większość pracowników technicznych i robotników. A wraz z nimi nad Jeziorkę przywędrowała również nazwa ich rodzinnej miejscowości, gdyż do dziś osiedle robotnicze wybudowane obok papierni głównie z myślą o przybyszach, nazywa się Mirkowem. Od tej pory też nastąpił gwałtowny rozwój zakładów papierniczych w Jeziornie. Skupił się on przede wszystkim na terenie papierni dolnej, gdyż papiernia górna, mimo iż dotychczas tutaj właśnie skupiał się ciężar produkcji i powstawał jej produkt finalny, nie miała fizycznych możliwości rozwojowych. Z trzech bowiem stron otaczały ją zbiorniki i cieki wodne stanowiące przy tym ważne elementy systemu hydroenergetycznego. W obliczu tych ograniczeń zakład górny stracił na znaczeniu, produkcja została przeniesiona do zakładu dolnego, a zaprojektowany przez Gaya budynek zaczął pełnić funkcję magazynu i sortowni szmat. Nazwa „szmaciarnia” używana jest przez miejscowych wobec tego obiektu do dziś, nawet jeśli od 20 lat funkcjonuje jako centrum handlowe „Stara Papiernia”.

Szmaciarnia, poł. XX wieku. Zdj. ze zbiorów prywatnych.

 Na terenie papierni dolnej do końca XIX stulecia wybudowano 25 nowych budynków, w tym dwukondygnacyjny gmach stacji elektrycznej mieszczącej silniki i podstację, oraz trzykondygnacyjny mieszczący m. in. holendry i przygotowalnie kleju. Obok nich powstały obszerne hale maszyn papierniczych i walcowni. W latach 1906 – 1916 dobudowano kolejne sześć budynków m. in. sortownię i trzy magazyny papieru. Zakład zatrudniał wtedy około 800 pracowników. W tym też okresie na terenie pomiędzy górną i dolną papiernią wybudowano, według projektu nowego właściciela i zarządcy Edwarda Natansona, malowniczą willę w stylu angielskiego cottage’u (wiejskiej chaty), przeznaczoną na jego letnią rezydencję.

Dom Ludowy (1908) i kościół w Mirkowie (1909). Okres międzywojenny. Zb. D. Cechnickiej.

Pierwsi przybysze i ich dzieci zwały siebie „ciepokami”. Atmosferę tamtych czasów opisuje to w sposób barwny i osobisty Zdzisław Kaliciński w swoich wspomnieniach „ „O starówce. Pradze i ciepokach”. (Warszawa 1983). Tajemniczy „ciepocy” to według autora papiernicy z dawnego Mirkowa nad Prosną, którzy „ciepnęli” czyli porzucili rodzinne pielesze i przenieśli się  (wraz z dawną nazwą) do Jeziorny. Zbigniew Cechnicki też potomek „ciepoków” z nad Prosny w niepublikowanych wspomnieniach „Z lotu ptaka” podsumowuje awans społeczny i ekonomiczny okolicznych chłopów, którzy zdobywali zawód i zatrudnienie w papierni w okresie międzywojennym: „Mieszkańcy osady z rodzinami, wczorajsi okoliczni chłopi żyjący na wsi, bez wygód w chałupach dość prymitywnie, jako pracownicy Fabryki przemieniali się w ciągu kilku lat, w wykwalifikowanych papierników. Co zdolniejsi sięgali po tytuł czeladnika, a nawet mistrza papiernika. Inni przyuczali się do zawodu elektryka, stolarza, modelarza, kotlarza, o których tylko słyszeli. Zmieniał się ich sposób myślenia, potrzeby, zainteresowania, a ułatwiało im to otrzymane w Osadzie mieszkanie. Korzystali z elektryczności, za którą nie płacili, czystą bieżącą wodę mieli ogólnodostępną, pralnie, łaźnię, magiel, czysty, sprzątany codziennie przez kulawego pana Rytkę, wychodek, sklep spożywczo-kolonialno-przemysłowy, sklep wędliniarsko-mięsny, dostępną pomoc fachową lekarską, kościół, całodobowy dyżur pielęgniarki, dwie akuszerki – jedna dla urzędników druga dla robotników (sic – Z.S.), przedszkole, imponującą szkołę podstawową, Dom Kultury z RKS „Mirków”, bibliotekę, Kasę Stefczyka, robotnicy – garkuchnię, urzędnicy – Klub Urzędniczy. Podkreślam, że mieszkańcy Osady prezentowali o niebo wyższy poziom odżywiania, ubierania, nawyków życia towarzyskiego, potrzeb osobistych, kulturalnych i społecznych w porównaniu ze zwyczajami i nawykami jakimi żyli w otaczających wsiach chłopi”.

Może ci się także spodobać...