W numerze 129 “Wieczoru Warszawy” z 9 maja 1947 roku ukazał się tekst pod intrygującym tytułem:
Do Zakładu im. ks. Boduena napływają stale zgłoszenia osób, pragnących adoptować małe dzieci. Największym popytem cieszą się dziewczynki między 1 a 3 rokiem życia. Napływ zgłoszeń przewyższa wielokrotnie liczbę dzieci, przebywających w Zakładzie.
Niedawno zdarzył się wypadek, że pewne małżeństwo wyraziło ochotę adoptowania dziecka-kaleki. Wybór padł na małą dziewczynkę, która po przebytej chorobie Heine Medina miała niedowład nóg. Postanowienie to było spełnieniem ślubu, złożonego w czasie powstania przez to małżeństwo na intencję ocalenia życia.
Od przeszło dwustu lat istnieje w Warszawie Zakład ks. Boduena. Przez cały ten czas był on miejscem, w którym znajdowały opiekę sieroty i opuszczone dzieci. W czasie okupacji zakład opiekował się nie tylko dziećmi. Znalazło w nim schronienie wiele osób, ściganych przez gestapo. Dziś przebywa tu około 100 dzieci. Wiele z nich to podrzutki. Po upływie pół roku można przypuszczać, że rodzice już się nie odnajdą. Wtedy udziela się zgody na zgłaszane prośby o adoptację. Zakład warszawski posiada 3 filie: Klarysew, który rozporządza 156 miejscami dla dzieci starszych, Konstancin — 40 miejscami dla najmłodszych i Powsin — 40 dla młodszych dzieci. Prócz tego przebywa w tych zakładach pewna ilość matek. Zagranica pomaga wydatnie dzieciom polskim. 25 wychowanków w Powsinie otrzymuje stałe paczki od swych chrzestnych rodziców z Ameryki, którzy również na utrzymanie Zakładu przysyłają 100 dolarów miesięcznie. Wizyty gości zagranicznych — ostatnio zwiedzał Zakład były prezydent Hoover[1]— są widomym znakiem zainteresowania. Szwecja, która w czasie okupacji uratowała życie nie jednego dziecka, dostarczając całymi wagonami papierowe pieluszki, interesuje się nadal losami zakładów dziecięcych, przysyłając pielęgniarki i obdzielając dzieci pac z lutni żywnościowymi.
Dyrektor Starczewski[2], zwiedzając niedawno jedną z fabryk w Szwecji, zastał tam ku swemu wielkiemu zdziwieniu transparent w polskim języku: „Pomagajcie dzieciom w Klarysewie”. To najlepszy dowód zainteresowania.
[1] Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki (1929-1933) Herbert Hoover przebywał dwukrotnie w Warszawie. Pierwszy raz w sierpniu 1919 r., drugi raz w marcu-kwietniu 1946 r.
[2] Być może Jan Starczewski (1904-1981) prawnik, organizator pomocy społecznej. Pełen życiorys tutaj
Historyk wojskowości i starożytności, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Wieloletni pracownik wydawnictw książkowych (m. in. kierownik redakcji historii działu encyklopedii i słowników PWN), prasowych, ostatnio pracownik naukowy Wojskowego Biura Badań Historycznych, w latach 1981-89 redaktor, wydawca, wykładowca i aktywny działacz podziemia solidarnościowego. Od ćwierć wieku mieszkaniec Skolimowa, prowadzący Konstanciński Klub Historyczny.