„Salony” podwarszawskie przechodzą do historii – 1947 r.

Jak zapewniało “Życie Warszawy” z lipca 1947 r.:

Letnie „salony” podwarszawskie przechodzą do historii w Konstancinie i Skolimowie

 Zasapany samowarek kolejki wilanowskiej flegmatycznie pokonuje przestrzeń 18 km, dzielącą Warszawę od jej tak dawniej popularnych letnisk podmiejskich: Konstancina i Skolimowa. Godzina jazdy i przesycone miejskim pyłem, rozpalone lipcowym słońcem powietrze, ustępuje aromatycznej woni sosnowych i jodłowych zagajników.

Kolejka nie dojeżdża do samego Konstancina, zatrzymując się przy zaimprowizowanej stacyjce przy rozjeździe i kierując się dalej na Chylice. Przyczyną — zerwany podczas ostatniej powodzi most kolejowy, nad którego odbudową pracują oto robotnicy.

Most, jak nas zapewniają, na pierwszego sierpnia będzie już całkowicie gotów. Niepozorna w lipcu, leniwie tocząca swoje płytkie wody rzeczułka Jeziorka,, sprawczyni wiosennej groźnej dla okolicy powodzi i zerwania mostu, dziś służy rozrywkom rzeszy rozbawionych, pluskających się w niej dzieciaków i rybakom cierpliwie z wędkami sterczących u jej brzegów.

Rozjazd Oborski, 1960 r. Zb. Piotra Szewczyka

Bliźniacze letniska

Konstancin i Skolimów, dwa jak syjamscy bracia złączone nieomal w jedno letnisko, niezniszczone i prawie niezmienione wojną (stan zniszczeń budynków oceniony tu został na ok. 20%) zmieniły jednak swój dawny przedwojenny charakter. Dawniej ekskluzywne siedziby co bogatszych warszawskich kupców i przemysłowców, dziś wobec panującego w stolicy głodu mieszkaniowego stały się terenem ekspansji pracujących w Warszawie i w jej pobliżu poszukujących mieszkań.

W sezonie letniskowym stan ludnościowy na terenie gminy (łącznie z napływającymi letnikami) sięgał tu od 2.500 do 3.000 mieszkańców. Dziś cyfra stałych tylko mieszkańców sięga 5.000.

Rzecz jasna, stan taki odbił się na ruchu letniskowym, który z braku mieszkań, jak z żalem konstatują stali mieszkańcy, zmalał do minimum.

Kładka na Jeziorce obok zniszczonego mostu, luty 1947 r. Zb. Witolda Rawskiego

Dzieci, dzieci…

Konstancin i Skolimów miast gromadki utracjuszy dziś w swych malowniczo wśród zieleni skrytych willach goszczą rzesze dzieci, które w rozlicznych zakładach opieki społecznej zdała od wielkomiejskiego pyłu zażywają dobroczynnego dla ich zdrowia powietrza i ruchu.

Tu, na t. zw. Królewskiej Górze mieści się Dom Dziecka, przez który przechodzą repatriowane z najodleglejszych stron mali obywatele polscy, dzieci sieroty, które stąd kierowane są do poszczególnych zakładów opiekuńczych. Tu, w willi obdarzonej nazwą legendarnego potwora „Gryfa” znajduje się dom Robotniczego Tow[arzystwa] Przyjaciół] Dzieci. W innej willi noszącej nazwę „Skaut” znalazła się siedziba dla 50 dzieci pozostających pod opieką Tow[arzystwa] Ewangelistów-Chrześcijan (Metodystów)[1]. W willi nazwanej imieniem bohaterki popularnych książek Montgomery – „Anusia” mieszkają sieroty po wojskowych. Tu wreszcie w domu ks. Boduena. znajduje się siedziba najmłodszych z młodych, przytułek dla niemowląt[2]. Do Konstancina i Skolimowa zjechały słusznie zresztą, te instytucje społeczne, dla których letnisko jest dużo bardziej niż stolica odpowiednią siedzibą. Tu tedy m. in. ulokował się szpital św. Ducha, tu mieści się „Schronisko Weteranów Scen Polskich”.

Wychowankowie i kadra pedagogiczna Metodystycznego Domu Dziecka w Klarysewie, 1946-1947 r. Fot. ze strony Fb: Konstancin-Jeziorna . Historia, Ludzie, Architektura

Gminne kłopoty

Przemierzając piaszczyste drogi i ścieżki, trafiamy do wielkiego białego budynku, przy którym rozplakatowane liczne obwieszczenia i zarządzenia administracyjne wskazują, że tu właśnie mieści się gmina. Rozmowa z wójtem orientuje nas w bolączkach tego osiedla. A więc zbyt szczupła pozycja budżetowa na opiekę społeczną, na którą ze względu na znaczny procent zamieszkującej tu ubogiej ludności,, łożyć musi gmina. Same tylko koszty leczenia ubogich chorych wyniosły w ub. okresie 246 tys. zł.

Daremnie od lutego już czynione są starania pruszkowskiej elektrowni o zainstalowanie ulicznego oświetlenia. Brak żarówek opóźnia załatwienie tej sprawy. Żyją więc tu ludzie w ciemnościach.

Podstacja w Jeziornie, 1930 r.

„Salony przedwojennej Warszawy”

Opuszczamy budynek gminy, kierując się ku stacji kolejki, by powrócić do Warszawy.

Mijająca nas wilanowska kolejka, wypełniona dosłownie po brzegi ba, obwieszona ludźmi pracy, wracającymi o zachodzie z Warszawy do domu, jeszcze raz utwierdza nas, że Konstancin i Skolimów jako „salony przedwojennej Warszawy” przeszły już do historii.

J.R.[3]

Dziękuję Włodzimierzowi Bagieńskiemu za pomoc

 

[1] Pisałem o willi “Skaut” tutaj

[2] O Domach Dziecka w naszej gminie pisał Adam Zyszczyk tutaj

[3] Prawdopodobnie Jerzy Rawicz

 

Może ci się także spodobać...