Na przewozie w Gassach

wpis, w którym autor przedstawia swą podróż przesławnym promem w Gassach, a następnie opisuje tenże prom w Gassach w latach 1790 i 1800. Informacje praktyczne na temat obecnego kursowania promu i obowiązujących cen zawarł zaś na końcu tekstu.

– Ruch jest duży – mówi jeden z przewoźników – Rano głównie miejscowi, ale tyle tych rowerów… – to odpowiedź na moje pytanie o opłacalność przedsięwzięcia. To dobrze. To znaczy, że przewoźnicy tu zostaną. Płynę promem z Gassów do Karczewa, mam do załatwienia sprawy w Otwocku. I wreszcie mogę udać się na drugi brzeg tą samą trasą, jaką podążali przez lata moi przodkowie. Spoglądam na szare chmury, wezbraną wodę w Wiślę i wykorzystuję tę chwilę by powiedzieć mej córce, że pochodzi ze starego nadwiślańskiego rodu, w którym byli zarówno przewoźnicy z Gassów i Nabrzeża, jak i pełni fantazji mieszkańcy innych łurzyckich wsi, kradnący śpiącym przewoźnikom pychówki i płynącymi nimi z zabaw w Karczewie do domu. Rozmawiam z przewoźnikiem o tym, że gdy zapadną zimowe ciemności prom raczej nie będzie pływał, bo nurtu nie rozświetlają obecnie lampiony zapalane przez wałowych, zwane bakanami, które wyznaczały niegdyś linię brzegową. Ale to nic nowego, niegdyś zimą prom także nie pływał, gdy rzekę skuwał lód. Przewoźnik opowiada mi, że wciąż są miejsca w Polsce, gdzie miejscowi płacą za roczny przewóz workiem zboża lub żyta, bowiem promowy nie utrzymuje się jak niegdyś ze skrawka ziemi, tylko wyłącznie z przewozu. Gdy mężczyzna mówi, że wezwaniem przewoźnika nad Pilicą czy Sanem wciąż potrafi być uderzenie metalowego drągu w przywiązany do pala dekiel, przypomina mi się stare łurzyckie zawołanie: Przewozu! Przewozu! Podróż dobiega już końca, ja udaję się dalej załatwić to po co przyjechałem, wyjeżdżając na betonowe molo po drugiej stronie. Nagle Karczew i Otwock znalazły się na wyciągnięcie ręki, choć wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić… Po kilkunastu minutach docieram do celu, przejechawszy kilkanaście kilometrów zamiast kilkudziesięciu.

Pod banderą Konstancina-Jeziorny i Karczewa

Moja córka z fascynacją obserwowała jak wartki nurt zabierał prom ze sobą, a silnik pchał go w przeciwnym kierunku, dzięki czemu lina ściągała go w żądanym kierunku. Rozwiązanie takie do niedawna niemożliwe do zastosowania, gdy rzeką płynęły statki, o głębokiej linii zanurzenia. Przez wieki handel wiślany sprawiał, że wyładowanych statków handlowych podążali tędy także flisacy i oryle spławiając drewno, zaś prom radzić sobie musiał siłą ludzkich rąk. Swoją drogą musieli mieć oni krzepę… obecnie jak i niegdyś prócz czynnika ludzkiego jego istnienie zależeć będzie także od kapryśnej Wisły.

Podróż mam już za sobą, znacząco różni się ona od tej odbywanej przed wiekami. Ceny także się różnią (jeśli ktoś ciekaw dawnych cen i historii promu zapraszam do dwóch wpisów na ten temat – część 1 i część 2). Przyjrzyjmy się jak wyglądał prom na przełomie XVIII i XIX wieku, bo z tego okresu mamy o nim sporo informacji. Do promu prowadziła wówczas grobla ze wsi Gassy, rokrocznie umacniana i podsypywana, bowiem zabierały ją wiosenne przybory wody, jako że wałów wówczas jeszcze nie było, czasem zamiast grobli stawiano niewielki mostek. Dotarłszy w roku 1790 do przewozu ujrzeć można było dwa promy, jeden “stary”, a drugi świeżo wybudowany, mogące zabrać ludzi wraz z ładunkiem wprost do Karczewa. Linia brzegowa biegła wówczas nieco inaczej, Wisła płynęła zaś nieopodal wsi Przewóz Karczewski, stanowiącej obecnie część miasta. Był tu także szpiczak, o którym już kiedyś pisałem, że jest to najprawdopodobniej lokalna nazwa łodzi pychówki*. Inne łodzie mające najlepsze lata służby na przewozie za sobą przenoszono w inne miejsca, gdzie wciąż mogły sprawić się z pożytkiem. Stąd stary galar służył jako prom-most na jeziorze cieciszowskim, gdzie drogi wówczas nie było, a do Piasków i znajdujących się tam pól można było przedostać się przy jego pomocy. Niewielkie galarki przeniesiono do Jeziorny Oborskiej, tam podczas przyborów wody sprawowano przewóz na rzece Jeziorce. Inny z kolei szpiczak pływał na jeziorze w Opaczy.

Przewóz w XIX wieku. Zapewne w Gassach/Przewozie było podobnie, choć nurt był bardziej wartki.

Przewozem zajmowali się wówczas mieszkańcy wsi Gassy – Kazimierz Woźniak, Andrzej Gas, Dominik Ołyna, Józef Baran, Jakub Szewc i Tomasz Odoliński. Za pobór pieniędzy z przewozu i nadzór nad przewoźnikami odpowiadał żydowski karczmarz, Icek Szmulewicz, którego rolę jasno określono w ówczesnym kontrakcie arendy (dzierżawy karczmy). Gdy spisano go w roku 1800 przewoźnicy byli już nieco inni, być może miało to związek z opisywanymi już niegdyś na blogu wydarzeniami roku 1794, gdy Gassy uległy zniszczeniu.

„Za przewóz od osób powozów bydła koni zgoła od wszystkiego w każdej porze czasu cz to za małey czy za wielkiej wody opłatę podług ustawy Rządu Krajowego jaka teraz jest lub w przyszłości nastąpi a nie więcej brać będzie a w przypadku przestąpienia ustaw krajowych sam za to odpowiedzieć, szkody wynikłe ztąd powrócić obowiązuje się, Prom y Szpiczak Skarbowe od Przewozu sobie oddane w porządku utrzymywać tych na ustronną potrzebę nie dozwalać szkody aby w nich nie było dostrzegać pod jej wynagrodzenie ludzi ze wsi Gasów 6 jako to Jana Sawickiego Antoniego Barana Walentego Kolarczyka Józefa Cychrowskiego Kazimierza Woźniaka y Jana Kolarczyka do Przewozu mieć będzie których do innych żadnych robot prócz tyczących się przewozu y statków przewozowych pociągać nie można”

Niestety nie uda nam się wskazać opłat za przewóz w tym okresie, bowiem w kontrakcie nie rozdzielono ich od opłat wnoszonych za sprzedaż gorzałki i arendę karczmy. Miejsce było jednak dochodowe, była to jedna z największych karczm dóbr oborskich, gdzie w oczekiwaniu na przewóz raczono się piwem i gorzałką. A droga była często uczęszczana przez osoby posiadające znaczną ilość gotówki, bowiem w Karczewie organizowano jarmarki, przyciągające mieszkańców tutejszych ziem. Dzięki promowi z osad nadwiślańskich łatwiej było tam dotrzeć niż do miasta Piaseczna.

A tu jeszcze XIX-wieczny obrazek pt. “U przewozu”. Zwraca uwagę chruściany płotek w tle, charakterystyczny dla tych okolic.

Prom może stać się nie tylko atrakcją turystyczną, lecz także znacznie ułatwić wielu ludziom codzienne życie, umożliwiając szybszy dojazd do Karczewa i Otwocka. Mimo że leżące po dwóch stronach Wisły gminy i powiaty w prostej linii dzieli zaledwie kilkaset metrów, na odcinku ok. 40 kilometrów nie ma mostów. Najbliższe znajdują się w Górze Kalwarii i w Warszawie.


*Na razie odnotuję jedynie, iż  bardzo ciekawy wywód o szpiczaku przedstawił Łukasz Maurycy Stanaszek w “Nadwiślańskim Urzeczu” wykazując związki z terenami północnej Polski, objętymi kolonizacją olęderską. Kto ciekaw niech zajrzy do książki, ja o żaglach i pychówkach na Wiśle napisze kiedy indziej.

Źródła:

  • AGAD, Obory

Miałem tego nie robić, ale ponieważ informacji nigdy za mało – oto ceny jakie obowiązują w tym roku na promie w Gassach. Za przewóz osoby zapłacicie 3 złote, za pojazd 9 zł, zaś za rower 2 zł, motocykl to 5 zł. Opłaty sumują się. Prom pływa cały czas między ostrogą w Gassach i Karczewie, obecnie do godziny 19. Od 14 września od 6:15 do 18:45, bo zaczyna się robić ciemno, w sezonie pływał od 6 do 20. Nawoływać nie trzeba, przepłynie. Na lewym brzegu brak informacji na jego temat, na prawym dość dobrze oznaczony strzałkami kierunkowymi w Karczewie. Poniżej mapka. Zmotoryzowanych informuję, że po głębokim zastanowieniu palmę pierwszeństwa dla najgorszej drogi oddaję gminie Konstancin-Jeziorna. Co prawda na prawym brzegu dość długo wybijamy amortyzatory na betonowych płytach, ale na podjeździe w Gassach kamienie zostały wybite wzmożonym ruchem i wzbudzają obawy o losy zawieszenia. No i gmina Konstancin-Jeziorna zamiast informować o promie ostrzega o końcu drogi takim znakiem.

 Mistrzostwo.

[EDIT: 11 września – muszę odszczekać bo słusznie zwrócono mi uwagę, że droga 712 przecięta w tym miejscu przez Wisłę na obu brzegach należy do województwa mazowieckiego. No to chłopaki z MWZD wygraliście pierwsze miejsce w konkurencji na palmę pierwszeństwa. A obie gminy przepraszam]

Może ci się także spodobać...