Wycieczki po Urzeczu

Weekendowe wyjazdy czy wycieczki nie są obecnie niczym dziwnym, warto cofnąć się jednak do czasów, gdy zwyczaje te dopiero się rodziły. Rozwijały się w ostatniej ćwierci XIX wieku wraz z modą na wilegiaturę i dłuższe pobyty poza miastem, a pospołu z postępującą rozbudową nadwiślańskich letnisk stały się sposobem na odpoczynek. Nic więc dziwnego, że Kurier Warszawski z dnia 8 maja 1901 roku przynosi nam swoisty poradnik wycieczek poza miasto. Ciekawym po ponad 120 latach będzie spojrzenie w turystyczną przeszłość, w czasy gdy wiejskie życie na Urzeczu konfrontowało się z nowymi przybyszami i narodzinami ruchu turystycznego, co z czasem miało spowodować akulturację i zanik dawnych obyczajów.

Bardzo długi tekst doradza w jaki sposób wędrować po okolicach podwarszawskich. Na ostatnim miejscu pojawiają się dopiero samochody, które „pozostawiają w tym kierunku bardzo wiele jeszcze do życzenia”, z uwagi na stan szos podmiejskich i ryzyko zepsuci. Pojazdy można zresztą dopiero wynająć od dwóch miesięcy, co w Warszawie kosztuje 20 rubli dziennie i uprzedzać trzeba dzień wcześniej, by pojazd przygotować do jazdy. Nie polecane są również wycieczki piechotą, choć „na Zachodzie młodzież a nawet ludzie dojrzalsi puszczają się na wędrówki pieszo dla zwiedzania okolic kraju własnego lub nawet krajów ościennych. U nas sport ten znajduje się jeszcze w uśpieniu”. Szereg rad zamieszczonych na temat ubioru piechura czy noszenia tornistra i jego spakowania pomińmy. Pod Warszawą „turysta pieszy winien: wystrzegać się wstępowania do szynkowni przydrożnych, zwłaszcza w dni świąteczne; stosować się do zwyczajów, panujących w danej miejscowości; wystrzegać się znajomość z osobami niepewnemi; unikać podróżowania w nocy. Co się tyczy wydatków, to nie można odbywać podróży pieszej inaczej, jak przy zapewnieniu sobie noclegu w hotelu, oraz pożywienia, odpowiadającego temu, do jakiegc jesteśmy przyzwyczajeni w domu. Podczas podróży z rana pić można kakao z bułkami, drugie śniadanie (chiefa z wędliną, pieczenia i t, p.) zabierać do kieszeni. Obiad najlepiej podczas postoju noclegowego, potem wieczorem herbata i zimne mięso”.

Popularniejsza jest jazda konna lub powozami: „Pozostają tedy dla jeźdźców okolice, położone za rogatką mokotowską i belwederską. Jazda po szosie mokotowskiej, ze względu na kolejkę grójecką jest wprost niebezpieczną, lecz by dostać się w dalsze okolice można jechać równoległą a doskonalą dla jazdy wierzchem drogą polną przez pola mokotowskie na Służewiec, którędy zwykle kierowano są zbiorowe wycieczki konno z tatersalu warszawskiego. Od Służewca na Służew, Wolicę pieknemi alejami w granicach dóbr wilanowskich można się dostać do samego Wilanowa, do Ursynowa, Natolina, a z Wilanowa bardzo ładnym celem wycieczek konnych po miękkich drogach jest Skolimów, Konstancin, Obory itd., to jest wszystkie miejscowości, rozciągające się aż do ślicznego Czerska, dokąd można dojechać, unikając szosy i i kolejek. Do Wilanowa najlepsza dla jeźdźców droga przez rogatkę belwederską, tak zwana Królewska nieszosowana, a najbliższa”.

Wycieczka rowerowa do Czerska na przełomie XIX i XX wieku, zb. M. K. Piekarskiej, za piekarscy.com.pl

W 1901 roku dość popularne są już rowery. „Cyklista, wybierający się na wycieczkę, powinien przede wszystkim starannie opatrzyć swoją maszynę, sprawdzić, czy wszystko przy niej jest w należytym porządku, poprzykręcać i umocować wszelkie śruby, napompować pneumatykę do należytego stopnia, przyczem, jeżeli wycieczka ma się odbywać w dzień upalny, zbytnio jej nie przepompowywać. Przy przejeździć przez miasto konieczny jest dzwonek lub inny sygnał ostrzegający, jednakże niezbyt głośny i krzykliwy. Jeżeli powrót mu nastąpić w porze wieczornej, potrzebna jest również latarka, o ile można jak najmniejsza i najlżejsza. Używanie lampionów papierowych zamiast latarki jest niewygodne, niebezpieczno i nieestetyczne. Oliwić maszynę należy dopiero na samem wyjeździe gdyż inaczej oliwa wycieknie z łożyska.

W torebce cyklisty znajdować się winny klucze, oliwiarka, pompka i kompletny przyrząd do reparacji pneumatyki. Ubiór cyklisty powinien być zastosowany do pory roku, nigdy jednak zbyt ciężki i ciepły. Jeżeli wycieczka zamierzona jest na dystans dalszy od 10 w., należy bezwarunkowo przywdziać koszulkę wełnianą (sweter), krótkie spodnie i pończochy. Ubiór taki jest hygieniczny i nie krępuje swobodnych ruchów jeźdźca”. Niestety droga na lewym brzegu Wisły za Wilanowem nie nadaje się do jazdy, jest bowiem są piaszczysta i tylko bardzo wprawni cykliści mogą z nich korzystać, posiada wąskie ścieżki przydrożne i cykliści zmuszeni są w kilku miejscach zsiadać i przeprowadzić maszyny. Brukowane szosy kończą się w Warszawie, cykliści zatem jeżdżą wzdłuż plantu kolejki grójeckiej: „na 13 wiorście Pyry z licznemi siedzibami letników 1 dość przyzwoitą jadłodajnią i kawiarnią w porze letniej. Na 19 wiorście miasteczko Piaseczno, gdzie można się doskonale posilić w kawiarni i sklepie produktów wiejskich, stanowiących filie zakładu hr. Platerówny w Chyliczkach. Panuje tam wzorowa czystość i wydawany jest nadzwyczaj tani i smaczny posiłek. Na 85 wiorście osada Góra Kalwaria, gdzie też u wjazdu znajduje się jadłodajnia z ogródkiem letnim po lewej strome szosy”.

Wycieczka rowerowa do Czerska na przełomie XIX i XX wieku. W tle wiatrak w Powsinku. Wraz z cyklistami podążał wóz, by ich wspomóc, zb. M. K. Piekarskiej, za piekarscy.com.pl

“Zwracamy na wagę, że pod wielkim ołtarzem kościoła w Górze Kalwarji znajduje się godny widzenia grobowiec ze szczątkami św. Walerjana. Tuż za Górą Kalwarją nieco w bok od szosy położone są malownicze ruiny zamku czerskiego. Cykliści, aczkolwiek z trudnością, dojechać tern mogą na maszynach, należy jednak wyjechać trochę powyżej zwykłej drogi kołowej, aby dostać się do wsi Czerska przez ugory i pastwiska. Szosa poza Górą Kalwarją ciągnie się jeszcze 12 wiorst do rzeki Pilicy, na której nie ma mostu. Poza rzeką droga prowadzi do Mniszowa”.

Z uwagi na rozwój sieci kolejek podmiejskich najpopularniejszy jest ten sposób udawania się na wycieczki. Brak wagonów restauracyjnych w kolejce wąskotorowej takiej jak wilanowska, sprawia iż pojawia się długi passus dotyczący spożywania posiłków. „Szkodliwe jest również przyjmowanie pożywienia na kilkominutowych postojach stacyjnych, jemy bowiem wtedy szybko, nio przeżuwamy pokarmów dostatecznie, temperatura ich jest znacznie wyższa od zwykłej, co wszystko ujemnie wpływa na trawienie, tebardziej, że ciągła obawa opóźnienia się wpływa ujemnie i na cały układ nerwowy. Stąd też należy jeść nie na stacji, ale w czasie drogi w pociągu. Nic łatwiejszego, jak mieć z sobą Przybory podróżne do jedzenia i zabrać z sobą pokarm do wagonu. Z pokarmów, podawanych na stacjach, strzec się należy przede wszystkiem kiełbas i siekanin wszelkiego rodzaju, oraz zimnych, tłustych i w ogóle ciężko strawnych pokarmów. Mięso smażone, jaja na miękko i trochę owoców, wystarcza za obiad w zupełności”.

Kolejka wilanowska w 1903 r. w Konstancinie, zb. T. Lachowskiego.

“Ważną również jest kwestja napoju, niezbędnego wobec tropikalnego nieraz gorąca w wagonach. Zazwyczaj na stacji tylko dla ugaszenia pragnienia wypija się zimną wodę lub piwo, oziębiając w ten sposób żołądek i bynajmniej nie gasząc pragnienia. Temperatura wody sodowej i piwa mc powinna być niższa nad 10°—12° i, pić ją należy powoli, wtedy i żołądek nic będzie nagle oziębiony i pragnienie aię ugasi. Ponieważ za pośrednictwem wody przenoszą się różno szkodliwe dla zdrowia drobnoustroje, w ogóle w podróży unikać należy wody ze studni oraz niefiltrowanej z rzek; używać można natomiast zawsze bez obawy wody źródlanej, czystej, która jest zawsze najlepszym napojom. Wodę podejrzaną pić nałoży tylko przegotowaną w postaci herbaty, lub też na zimno z winem czerwonem, cytryną, sokiem kwaśnym i t p. Na stacjach spotykamy zwykle złe, sformentowane piwo, niezmiernie dla żołądka szkodliwe. Lepiej więc unikać go i zastąpić wodą sodową, bądź herbatą. Mylnem jest przekonanie, by w ogóle napoje wyskokowe były pożądane w podróży, obejść się bez nich można wybornie, bez szkody a nawet z korzyścią dla organizmu; jedynym napojem, który gasi pragnienie i w niewielkiej ilości może być spożyty, jest lekkie reńskie lub białe francuskie wino”.

1901 r., rozkład jazdy kolejki wilanowskiej.

Ubiór na podróż kolejową też powinien być odpowiednio dobrany: „Ubranie przede wszystkiem powinno być wolne, nie ciasne i nie krępujące ruchów, bliżej przyczyn tego żądania wyjaśniać nio będę, gdyż jest to zupełnie zrozumiało, nadmienię tylko, że ciasne ubranie tamuje prawidłowy obieg krwi i sprowadza przez to rozmaito cierpienia. Poza tom, warunkom dokładnego chronienia od zimna z zewnątrz oraz od utraty zbytniej ciepła odpowiada zarówno bielizna jak i ubranie wełniane. Dla tego też upowszechniająca się coraz bardziej bielizna wełniana podróżna zasługuje na jak największe rozprzestrzenienie i najszersze zastosowanie Wełna najlepiej wchłania pot, który paruje powoli lecz stale, dla tego leż jost najchłodniejsza w czasie upałów letnich. Ponieważ w podróży dbać należy o wygodę, unikać trzeba wszelkich sztywnych kołnierzyków, mankietów etc., które zresztą w czasie dłuższych wycieczek mają wygląd zgoła nie estetyczny”.

Na zakończenie pozostawiłem to, co było jednym z najpopularniejszych sposobów uprawiania się rodzącej się turystyki na nadwiślańskim Urzeczu A.D. 1901. Podróże Wisłą, która nie dzieliła, a łączyła, a w tym czasie pełna była łodzi, parostatków i flisackich tratw. Poniżej podaję więc z niewielkimi skrótami całość części poświęconej wiślanym ekskursjom, zarówno na łodziach jak i parostatkach, które w tym czasie umożliwiały dojazd na letniska we wsiach nadwiślańskich. Przypomnę, że było to tak popularne, że choćby w Kępie Oborskiej utworzono specjalną przystań dla letników, dla których z uwagi na zły stan polnych dróg był to najlepszy sposób dotarcia na wypoczynek.

Żegluga Maurycego Fajansa, 1915 r. , Warszawa. Zb. Polona.

„Parostatki

Wycieczki podmiejskie parowcami żeglugi parowej na Wiśle możliwe są jedynie po uprzednim porozumieniu się z zarządem żeglugi. Czas wyjazdu bowiem z Warszawy może być ściśle określony, ale powrót zależy głównie od stanu wody na Wisie. Z Warszawy do Góry Kalwarji wychodzą parowce o godz. 5-ej z rana; powrócić zaś można z Góry Kalwarji do Warszawy około godz. 1-ej po południu. Na wycieczki zbiorowo zarząd żeglug; wynajmuje parowce dla towarzystw i kółek, składających się najwyżej ze 100 osób. Za takie wynajęcie parowca pobierana jest uplata: rb. 50 w dni powszednie, rb. 70 w niedziele i święta. Zarząd żeglugi parowej urządza w niedziele i święta zbiorowo wycieczki wodne wzdłuż Wisły, których ceny za przejazd i marszruta ogłaszane są zawsze uprzednio w dziennikach. Wycieczki to zdobyły sobie już pewne uznanie i powodzenie. Skłoniło to zarząd żeglugi parowej do wydania broszurki ilustrowanej p. t. „Krótki przewodnik wzdłuż brzegów Wisły Sandomierz—Warszawa”, do którego też zainteresowanych odsyłamy. Wycieczki to obejmują w górze rzeki miejscowości następująco: Sandomierz, Zawichost, Solec, Janowiec, Kazimierz, Nowa Aleksandrję (Puławy), Iwangród (Dęblin), Kozienice, Czersk, Górę Kalwarię i Wilanów.

Na łodziach.

Do najbliższych wycieczek w górę rzeki na prawym brzegu Wisły zaliczamy Saską Kępę, odległą od Warszawy 3 wiorsty, Bluszcze 5 wiorst, Lasy 8 wiorst, a na lewym brzegu Wisły Siekierki odległe 5 wiorst. Tylko jadąc na Saską Kępę nie potrzeba zaopatrywać się w żywność, bo tu można na miejscu dostać wszystkiego, chociaż zakłady jadłodajne miejscowe wiele pozostawiają do życzenia, a tak urocza, chociaż pełna prostoty miejscowość, jaką jest Saska Kępa, mogłaby mieć wielkie powodzenie, ponieważ położona jest tak blisko miasta.  Wybierając się do innych wymienionych miejscowości, trzeba się koniecznie zaopatrzyć w prowianty, zwłaszcza jeżeli ktoś ma zamiar dłuższy czas tam zabawić, bo o-prócz mleka nic więcej na miejscu dostać nie można. Pomimo to mieszkańcy Warszawy, spragnieni świeżego powietrza a miłujący sport wodny, dzięki bliskiemu położeniu, śpieszą tam chętnie, bo podróż łodzią wiosłową do tych miejscowości zajmuje od 80 minut do godziny, licząc 8—11 minut pod wodę [pod prąd – PK] na wiorstę, co rozumie się zależne jest od stanu wody i typu lodzi.

Do dalszych wycieczek zalicza się, uroczy Wilanów, odległy od Warszawy wodą, wliczając i łachę wilanowską, 13 wiorst, położony na lewym brzegu, i wprost Wilanowa Zerzno (Zerzeń). Pomimo że w Zerżnie, a tern bardziej w Wilanowie można odpowiednio się posilić, jednak ze względu, że podróż zarówno do Wilanowa, jak i do Zerzna pod wodę trwa 2 do 3 godzin, trzeba zabrać z sobą małą przekąskę i trochę czerwonego wina dla pokrzepić utratę sił w połowie drogi. Wycieczki do Wilanowa, pomimo tak uroczego położenia, przy małym stanie wody niewielu mają zwolenników wobec trudności przedostania się przez łachę, gdzie po mieliźnie co najmniej parę wiorst trzeba łódź przeciągać, co wiele czasu zajmuje i do przyjemności nie należy, a przy wycieczce z paniami staje się wprost niemożliwem.

“Ziarno”, 1906 r.

W wycieczce zaś do Zerzna jest ta niedogodność, że od Wisły trzeba jeszcze co najmniej 2 wiorsty iść piechotą, a łódź pozostawić pod opieką pierwszego spotkanego wyrostka, na czem nie zawsze dobrze się wychodzi. Urządzano jeszcze bywają wycieczki do Miedzeszyna, położonego na prawym brzegu, a odległego od Warszawy 12 wiorst, lub też do Suchej Trawy [nieistniejące już miejsce między Kępą Falenicką a Zawadzką – PK), położonej na lewym brzegu, a odległej 15 wiorst, do Obór (de facto chodzi o Gassy – PK), odległych 20 wiorst, także na lewym brzegu położonych, i do ujścia Świdra do Wisły z prawej strony 25 wiorst. Ale do tych miejscowości trzeba się zaopatrzyć porządnie we wszelkiego rodzaju prowianty, bo tylko w Oborach można dostać piwa i trochę wędlin. A po 4—5-godzinnem wiosłowaniu pod wodę podczas upału na pragnieniu i apetycie nie zbywa. Na te wycieczki można się wybierać tylko na łodziach 6-io lub 8-wiosłowych z ruchomemi burtnicami, z dobra osadą, albo też w razie pomyślnego wiatru na łodziach żaglowych.

Do najdalszych wycieczek jednodniowych łodzią na wiosła w górę rzeki zaliczamy wycieczki do Góry Kalwarii, odległej od Warszawy 35 wiorst, położonej na lewym brzegu Wisły. Na tę wycieczkę mogą się puszczać tylko bardzo wytrawni wioślarze i trzeba wyruszyć z Warszawy około godz. 5-ej. Ostatnią taką wycieczkę odbyto w 1899-ym r. na łodzi 6-wiosłowej z ruchomemi burtnicami. 35 wiorst pod wodę jechano 8 godzin 30 minut czyli przeciętnie 12 minut wiorstę. Na odpoczynki większe zatrzymywano się 8 razy, a zajęły one około 3 godzin czasu. Z powrotem do Warszawy, t. j. z wodą, jechano 3 godz. 30 min. czyli przecięciowo fl m. wiorstę. Wybierając się na taką wycieczkę, dla uniknienia bolesnego opalenia rąk, na trykotową koszulkę trzeba włożyć płócienną bluzę marynarską lub też koszulę z rękawami, a głowę zaopatrzyć w lekką białą czapkę z dużym daszkiem.

Pod Brzuminem, 1906 r. Zb. K. Daszewskiej.

W drodze nie używać żadnych spirytualjów, a zwłaszcza piwa. Piwo, użyte choćby w małej ilości, powoduje ociężałość, pocenie się i odbiera muskułom sprężystość. Prawie tu same skutki wywołuje wódka i cognao: z początku podnieca, a potem wywołuje osłabienie. Kieliszek cognacu dobrze jest wypić podczas chłodnej pory, ale byle nie więcej niż kieliszek. Najlepszym napojem na dalekie wycieczki jest wino czerwone pół na pół z wodą sodową, lub też herbata zimna z sokiem albo z winem czerwonem. Znakomicie orzeźwiają też owoce, a zwłaszcza truskawki. Z mięsa zaleca się przede wszystkiem kurczęta pieczone, kotlety cielęce lub kawałek pieczeni wołowej. Wszelkiego rodzaju wędliny są niepraktyczne, bo sprawiają nieustanne pragnienie. W każdym razie zarówno mięsiwa, jak wina a nawet herbaty należy używać bardzo umiarkowanie, ażeby nie obciążyć zbytnio żołądka. Czekolada i biszkopciki, popite lampką lekkiego wina, także są bar¬dzo dobre, bo nie obciążają żołądka a nasycają. Dla sternika do siedzenia znakomite jest koło gumowe, nadęto powietrzem, a dla wioślarzy na tak daleką podroż konieczne są podkładki wojłokowe, przymocowane do siodełek. Należy również zaopatrzyć się na wszelki wypadek w pasy korkowe, ażeby w razie niebezpieczeństwa mieć je pod ręką. W dół rzeki bardzo często urządzane bywają wycieczki do Bielan, odległych 7 wiorst, do Młocin, odległych 10 wiorst, położonych na lewym brzegu Wisły, i czasami do Jabłonny, odległej 15 wiorst, położonej po prawni stronie. Do tych miej3aowości nie potrzeba się zaopatrywać w żywność, bo można wszystkiego dostać na miejscu. Pomimo, żo miejscowości te są bardzo malowniczo położone, jednakże wioślarze daleko chętniej wybierają się w górę rzeki, nawet na dalsze wycieczki, ponieważ powrót jest z biegłem rzeki a nie pod wodę, więc po poprzedniej pracy forsownej ma się rodzaj wyoczynku.

Amatorowie sportu wodnego i dalszych wycieczek, nie należący do Towarzystwa wioślarskiego i Jacht-klubu, mogą wynajmować różnego typu łodzie na przystani w łasze od strony Pragi.”


Oryginał tekstu ukazał się w “Kurierze Warszawskim” nr 126 z dnia 8 maja 1901 r. Część dotyczącą zdrowia i higieny w podróży sporządził dr J. Zawadzki. Oryginalny artykuł nieco skrócono, odstępując od oznaczania w tekście celem zachowania spójności lektury. Pominięto passusy dotyczące wycieczek w kierunku Bielan i inne strony Warszawy. Powyższe nie dotyczy prawobrzeżnego Urzecza, w tekście brak informacji by w kierunku tym można było udać się dalej niż do Otwocka. Karczew, bagna Glinek i Ostrówka, pozostawały wciąż nieodkryte.

Może ci się także spodobać...