W kręgu cadyka z Ger

Trudno dziś pojąć fenomen cadyka z Ger, na którego dwór przy ulicy Pijarskiej przybywały tysiące Żydów, chcących modlić się ze świętym mężem lub szukając jego porady. O mistycznej dynastii poczytać można było niedawno w artykule Piotra Rytki o Cadykowym Miasteczku. Obecność cadyka w Górze Kalwarii wywierała także znaczny wpływ na Żydów zamieszkujących nadwiślańskie Urzecze.

Trzeci cadyk z Ger Juda Arie Leib Alter (1847–1905), znany również jako Sfas Emes. Zbiory ŻIH

Jeszcze przed przybyciem do Góry Kalwarii w 1859 r. Icchaka Meir Rothenberga Altera, pierwszego z cudownych cadyków, miasto stało się główną siedzibą Żydów zamieszkujących na Urzeczu. Co jest o tyle ciekawe, iż dopiero w 1802 roku władze pruskie zezwoliły na osadnictwo żydowskie w tym mieście, a społeczności żydowskie zamieszkiwały już wcześniej okoliczne miasteczka, takie jak Karczew, Czersk i Piaseczno. Nic więc nie predestynowało Góry do stania się tak znaczącym dla Żydów miastem w tej części Mazowsza. Przywołane miejscowości jednak rozwijały się niemrawo, a z uwagi na wiejski charakter okolicy i związaną z tym stagnację handlową zaczęłu podupadać, bowiem niezwykle atrakcyjna pod tym względem była niedaleka Warszawa. Wpływ na powyższe miał także zapewne fakt, iż w czasach zaboru pruskeigo (1795-1806) także dawna stolica Polski podupadła, stając się miastem prowincjalnym Prus, co miało wpływ także na okoliczne miejscowości. Ta część Mazowsza nie zachęcała więc w tym czasie do osadnictwa. W 1808 roku w Piasecznie mieszkało jedynie 26 Żydów, ich łączna liczba była wówczas większa choćby we wsiach dóbr oborskich. I choć w 1821 roku liczba żydowskich mieszkańców miasteczka wzrosła do 171, wciąż była relatywnie niewielka, zlikwidowano wówczas tutejszy kahał, podporządkowując w sprawach religijnych Żydów z Piaseczna, Jeziorny, Wilanowa, Czerniakowa czy Mokotowa rabinowi z Nadarzyna, gdzie wówczas mieszkało najwięcej wyznawców religii mojżeszowej. Tymczasem Góra Kalwaria skorzystała na upadku pobliskiego Czerska i stała się ważnym regionalnym ośrodkiem, czego ukoronowaniem było umieszczenie w nim siedziby garnizonu wojskowego w 1819 roku. W 1817 r. mieszkało tam już 332 Żydów, w ciągu 10 kolejnych lat liczba ta wzrosła do 1234, nic więc dziwnego, że w 1821 r. utworzono tu gminę żydowską, której podlegali wówczas Żydzi zamieszkujący tereny na południe od Jeziorki, w tym w dobrach oborskich. Gdy w 1859 r. osiadł tu pierwszy Gerer Rabe, Żydzi stanowili już połowę zamieszkujących miasto. Mimo utworzenia po Powstaniu Styczniowym żydowskiej gminy w Piasecznie, której podlegali odtąd Żydzi z Jeziorny, Czerniakowa czy Mokotowa, to w Ger biło religijne serce tych ziem. Okolica znalazła się pod wpływem chasydyzmu. Od 1893 r. rabinem Piaseczna był Noach Sekewnik, przybyły z Ger. Jego zastępcą był od 1911 roku młody wówczas, ledwie 25-letni Jakób (Jehuda Jankiel) Rozencwajg, który w 1913 roku został pierwszym rabinem utworzonej wówczas żydowskiej gminy wyznaniowej w Jeziornie. Na przykładzie tej ostatniej miejscowości aż do 1939 roku możemy zauważyć jak istotny wpływ miała tu chasydzka dynastia z Ger, bowiem władze gminy religijnej złożone były właśnie z ortodoksyjnych chasydzkich Żydów. Dopiero w latach trzydziestych usiłowali ją uszczuplić przedstawiciele pokolenia wyznającego nowocześniejsze poglądy związane z syjonizmem, jednak z marnym skutkiem.

Pielgrzymi na dwór cadyka. Zbiory NAC.

Fenomen cadyka z Ger był w tym czasie w dużej mierze niezrozumiały nie tylko dla gojów lecz również dla Żydów zamieszkujących wówczas kraje Europy Zachodniej, w dużej mierze zasymilowanych i włączonych w procesy modernizacyjne. Dziwaczne obyczaje Żydów środkowo-europejskich jawiły im się jako jako archaiczne i zacofane. W 1929 roku francuski dziennikarz Albert Londres opublikował cykl artykułów pod znamiennym tytułem „Dramat rasy żydowskiej”, w których ukazywał ich nędzę i ciężką sytuację na wchodzie kontynentu. Fakt, iż Ger stała się dla tutejszych Żydów religijną „ziemią obiecaną” jawił mu się absurdalnie, a artykuł jaki jesienią 1929 r. zamieścił w „Le Petit Parisenne” miał charakter wyraźnie prześmiewczy. Londres był w tych stronach już w 1926 r. i zabiegał o spotkanie z cadykiem, jednak audiencji wówczas nie uzyskał, dodatkowo stał się świadkiem wydarzeń przewrotu majowego, a jak zanotował wówczas jego samochód opadła wówczas „żydowska tłuszcza”, zachowująca się niczym „sępy”. Najwyraźniej zaniepokojeni chasydzi chcieli chronić swego cadyka, a złe wrażenie na Londresie potęgował fakt „dziwacznego ubioru” chasydów, w postaci kaftanów i kaszkietów, jakich nie widywał raczej w Paryżu, długich bród i peruk noszonych przez kobiety. Mimo wyraźnego negatywnego nastawienia relacja z jego drugiej wizyty w Górze Kalwarii jest niezwykle ciekawa.

Zabieganie o audiencję u cadyka zajęło mu kilka dni, a pośredniczyć w tym miało wielu miejscowych żydowskich prawników, lekarzy, a także rabin Warszawy.  Jednakże w Ger rodzina nie mogła porozumieć się z cudownym cadykiem, bowiem w Ger obecne było jedynie jego ciało, zaś umysł był nieobecny. Wędrował w tych chmurach widocznych dla naszych oczu, ukrywających jednak przed nami proroka Eliasza, który właśnie zstąpił nad dom rabina Altera, a duch cadyka wzniósł się, aby z nim rozmawiać. (…).Siódmego dnia rebe duch Alter powrócił do swojego ciała. Eliasz musiał mieć czarujący humor, przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ cadyk odpowiedział: „Obcy może przyjść”.

Wyjazd Żydów z Placu Unii Lubelskiej na uroczystości święta Jom Kipur, czyli Sądnego Dnia do Góry Kalwarii, 1930 r. Zbiory NAC.

Londresowi towarzyszył żydowski tłumacz o imieniu Ben, przybyły wraz z nim z Francji. Wyruszyli z Placu Unii Lubelskiej w Warszawie, gdzie jak zanotował dziennikarz „W piątek po południu w Warszawie autobusy czekają na końcu miasta w miejscu zwanym Unią Lubelską. Nie można uznać tych pojazdów za bardzo wygodne. Przybyły z Góry Kalwarii. Dwadzieścia metrów od tej stacji na małej stacji znajduje się mały pociąg. On także zatrzymuje się w Górze Kalwarii. Dziś na placu i na dworcu roi się od Żydów w kaftanach i kaszkietach. Paczki w ręku, miny niezłomne, wypełniają powietrze swym jidysz, szturmują wagony i autobusy. Jadą do słynnego i cudownego rabina Góry Kalwarii”. Autobusy i wyruszający stąd pociąg kolejki grójeckiej w żydowskie święta pełne były udających się do Ger Żydów, wsiadali oni także licznie na promy kursujące do Puław by dopłynąć w ten sposób do Ger a we wcześniejszych latach zdarzało się, iż kursowały również specjalnie pociągi kolejki wilanowskiej, zabierające wyznawców z Sielc, Czerniakowa i Jeziorny, przez Piaseczno i linię grójecką docierające do Góry. Londres opisując powyższe pielgrzymki przywoływał wydarzenia, których był świadkiem w 1926 roku, gdy 10 lub 15 tysięcy wyznawców rozbiło namioty w Górze Kalwarii przy okazji święta i gromadzili się w bliskości dworu cadyka, by znaleźć się bliżej jego świętości. Zauważał, iż przy tej okazji dochodziło do gorszących scen, gdyż wszystko z czym cadyk miał kontakt stało się relikwią, a walki toczono nawet o odpadki z talerza świętego.

“Świat”, 1907. Specjalny przejazd kolejki, która przez Jeziornę docierała do Piaseczna i tam wjeżdżała na tor Grójeckiej. Na takiej trasie miała najwięcej osób do zabrania – Sielce i Czerniaków, następnie Jeziorna i wreszcie Piaseczno – w owym czasie największe podwarszawskie skupiska ludności żydowskiej.

Londres dołożył wszelkich starań by opis wizyty na dworze cadyka stal się jak najbardziej kuriozalny i jawił się egzotycznie dla francuskiego czytelnika. Ulica Pijarska. Z pewnością jesteśmy na dobrej drodze, bo to jedyna ulica w Górze Kalwarii. Jest niedziela. Żydzi, którzy przybyli na cadyka, aby odprawić szabat, wracają na stację. Wiodą za nami wściekłym spojrzeniem, nie pasujemy tu, z pewnością przybyliśmy zamordować cadyka (…). Dom świętego to gospodarstwo na dziedzińcu, na którym pięciu Żydów uprawia cyprysy. Potem dwa kroki, przedsionek i trzydziestu Żydów, może trzydziestu dłużników, ogień w oczach, które na nas patrzą. Tu jak zauważa Londres każdy kto przybywa do cadyka by poznać jego opinię o planowanych interesach i przedsięwzięciach handlowych zobowiązuje się zapłacić mu 10 % od przychodu, w ten sposób cadyk utrzymuje swój dwór, a swych wyznawców czyni winnymi mu pieniądze.

Przed spotkaniem z cadykiem Londres trafia do jego szwagra, sekretarza. Ma wrażenie, iż cofnął się o kilkaset lat, stając na żywo z postacią z obrazu Rembrandta, która w dziwacznym czarnym odzieniu, z długą brodą, skórzaną bransoletą na lewym ramieniu przy użyciu kilku piór i licznych kałamarzy stawia na pergaminie znaki w języku hebrajskim. Jest soferem, jedynie on może przepisywać sefer torę, tworząc rodał, czyli nawinięty na drewniane drążki zwój z hebrajskim tekstem pięcioksiągu mojżeszowego. Wyjaśnia, iż za każdym razem, gdy ma napisać imię Boga, spogląda w górę, błogosławi Jehowę, myje rękę w wiadrze z wodą i zmienia obsadkę na pióro. Pokazuje im tysiącletni talmud i opowiada o rabinie Alterze, któey właśnie po raz trzeci się ożenił. Jego nowa żona jest młoda jak ptak i przyjemna jak wino Syjonu. Gerer rabin jest człowiekiem światowym, już dwukrotnie odwiedził Jerozolimę, co roku jeździ do wód Marienbadu. Piszą doń Żydzi z całego świata, z Ameryki, lecz również z Paryża we Francji, skąd pochodzi Londres. Dziennikarz stwierdza, iż od tej pory gdy od tej pory gdy spotka Żyda w Paryżu, będzie od razu przychodziło mu na myśl, iż 10% swych zysków przeznacza dla czarownika z Góry Kalwarii.

Sofer z Ger. Ilustracja do artykułu A. Londresa.

Wraz z sekretarzem Londres udaje się na dwór cadyka, do którego droga wiedzie przez szkołę, jesziwę, wyższą szkole talmudyczną. Dziennikarz notuje iż nad talmudem pochylają się tam zawrówno starzy jak i młodzi. Za kolejnymi drzwiami trafia do dużego pokoju, w którym przez okno z widokiem na kupę nawozu wygląda dobrze odżywiony mężczyzna, w czapce z wysokim futrem, w pozie Napoleona Bonaparte. Jego broda jest biała, a oczy twarde jak diamenty.

Rabin Abraham Mordechaj Alter w pozie Napoleona Bonaparte. Zbory Wikimedia Commons.

W pomieszczeniu jest jedynie stół i krzesło dla cadyka, jego goście muszą przed nim stanąć. Cadyk nie zaszczyca powitaniem ani spojrzeniem, towarzysza dziennikarza, bowiem o ile Londres jako goj jest go godzien, Ben traktowany jest niczym odstępca od wiary, gdyż zgolił swą brodę i nosi się z europejska. Audiencja nie przebiega dobrze, cadyk nie odpowiada na zadawane przez Bena pytania, wreszcie wyjaśnia, iż hebrajski jest językiem przeznaczonym do modłów, a nie codziennych rozmów. Ben tłumaczący pytania Londresa nie zraża się tym i mówi po hebrajsku, zaś rebe Alter zdawkowo odpowiada w jidysz. Nie odnosi się w ogóle do pytań o Palestynę i syjonizm, zapytany o problem żydowskiej nędzy w Europie Środkowej oznajmia, iż ludzie muszą znajdować oparcie w Bogu. Kończy wizytę, a Londres nie zostawia nawet datku dziękczynnego, nie mając do końca pojęcia jak się zachować. Żelazne spojrzenie cadyka wypycha obu bezbożników na powrót na Pijarską.

Cadyk z Ger i jego sekretarz. Ilustracja do artykułu A. Londresa.

Tak kończy się zderzenie dwóch światów, którego skutkiem będzie artykuł Londresa wyśmiewający szarlatana z Góry Kalwarii, naciągającego Żydów na pieniądze, nieprawdziwymi opowieściami o rozmowach z duchami proroków. Temat podchwycą i przedrukują wkrótce polskie narodowe gazety. Tymczasem rabin Alter nadal cieszy się dużym poważaniem wśród ortodoksyjnych środowisk żydowskich i przyczyni się do wzrostu religijności żydowskiej w dwudziestoleciu międzywojennym. Był jednym z założycieli istniejącej do dziś partii ortodoksyjnych Żydów Aguda, po wybuchu wojny w 1940 roku przedostał się do Izraela, a dwór z Ger kontynuowany był w Jerozolimie, podobnie jak jesziwa. Działa do dziś, prowadzony przez wnuka rabina, który urodził się w 1939 roku w Polsce i wraz z dziadkiem udał się do Jerozolimy.


Wpis powstał na podstawie materiałów zebranych podczas prac nad książką “Sztetl Jeziorna. Dzieje żydowskiej społeczności Jeziorny, Skolimowa i Konstancina od XVII wieku do 1941 roku” (akta podworskie, akta gminne, wspomnienia mieszkańców Urzecza).

Artykuł Alberta Londresa: “Le drame de la race juive. Des ghettos d’Europe a la Terre Promise. Une visite au rabbin miraculeux de Goura-Kalvarya”, Le Petit Parisien, 23 octobre 1929.

Może ci się także spodobać...